– No i co? MogÄ™ siÄ™ pomylić. – Jeslek spojrzaÅ‚ na wzgórza, które przypominaÅ‚y pospiesznie wypalone i zaorane pola.
– Możesz? Nigdy bym nie zgadÅ‚a. – W gÅ‚osie Anyi brzmiaÅ‚a gorycz.
– Fyde, Niech wszyscy najemnicy przejdÄ… przez zaminowany teren – rozkazaÅ‚ Jeslek.
– Co?
– Wiemy tylko, że nie mogÄ… poÅ‚ożyć wiÄ™cej tych urzÄ…dzeÅ„ tam, gdzie już eksplodowaÅ‚y. A nie chcemy, żeby wrócili i zaminowali nastÄ™pny kawaÅ‚ek wzgórza albo pól.
Nawet Fydel pokiwał głową na tę logikę.
– Wszystko, co zrobiÅ‚ ten przeklÄ™ty kowal, wymaga wstÄ™pnych przygotowaÅ„. Nie możemy dać mu już wiÄ™cej okazji. Rozkaz do ataku. Wszystkie siÅ‚y. I niech żoÅ‚nierze ruszajÄ….
– Tak, Jeslek.
– Nie żartujÄ™. Niech ruszajÄ….
Gdy Jeslek odwrócił się, żeby się przyjrzeć polu bitwy, Anya i Fydel wymienili spojrzenia i pokiwali głowami. Fydel pospieszył na dół do namiotu dowódcy.
CXLVIII
W oddali dzwonił metal o metal, a ziemia trzęsła się pod nim. Stłumione przekleństwa, wrzaski, pomruki i inne różne dźwięki docierały doń, ale ostra jak nóż biel, która pulsowała i cięła w jego głowie, ciągle przeważała w jego świadomości.
Przełknął i poczuł na wargach coś chłodnego.
– Wypij to, Dorrin... proszÄ™.
Głos był łagodny. Pił powoli. Czy to jego wyobraźnia, czy ból głowy zelżał odrobinę?
– Dorrin?
Rozpoznał głos Brede’a.
– Jest Å›lepy – powiedziaÅ‚a Liedral. – JesteÅ› zadowolony?
– Zadowolony?
– Nie mogÅ‚eÅ› siÄ™ spodziewać, że czarny kowal stworzy tak wiele destrukcji i nie ucierpi na tym, prawda? Nawet wasz wielki Creslin byÅ‚ Å›lepy przez wiÄ™kszość życia.
Brede westchnął na tyle głośno, że Dorrin go usłyszał.
– Przykro mi. – OdwróciÅ‚ siÄ™. – Å»oÅ‚nierze muszÄ… wracać do swoich oddziałów. Biali nacierajÄ…. – Kiedy znowu odwróciÅ‚ siÄ™ do Liedral i Dorrina, mówiÅ‚ ciszej. – Czego siÄ™ po mnie spodziewaÅ‚aÅ›? MajÄ… przewagÄ™ dziesiÄ™ciu do jednego i prawdopodobnie nie wyjdÄ™ stÄ…d żywy.
Liedral przełknęła.
– Przepraszam.
– Nie przepraszaj. Wszyscy w koÅ„cu robimy to, co musimy. Zabierz Dorrina do Diev. Objedź Kleth.
– MogÄ™ jechać – warknÄ…Å‚ Dorrin. – Wyczuwam trochÄ™. Niewiele, ale dosyć.
– Nie pojedziesz. Wóz uniesie dwoje. A ty potrzebujesz odpoczynku.
– Trzymaj go krótko, Liedral. – Przez chwilÄ™ trwaÅ‚a cisza, zanim Brede znowu siÄ™ odezwaÅ‚: – MuszÄ™ iść. Powodzenia. – Dorrin wyczuÅ‚ smutny uÅ›miech. – ZrobiÅ‚eÅ› wiÄ™cej niż ktokolwiek, Dorrin. Niech ciemność bÄ™dzie z tobÄ…. Nie czekaj zbyt dÅ‚ugo. – Brede odwróciÅ‚ siÄ™ w stronÄ™ chóru gÅ‚osów domagajÄ…cych siÄ™ jego czasu.
– Gdzie kÅ‚adziecie te stare piki?
– Czy żoÅ‚nierze Hydre’a mogÄ… osÅ‚aniać bok...
– Co z ciężkÄ… jazdÄ… Certis...
Dorrin próbował usiąść, ale białe noże w czaszce zakłuły mocniej i wyzwoliła go ciemność.
Kiedy znowu się ocknął, ziemia ciągle drżała, odgłos uderzania metalu o metal zbliżył się, a wrzaski były bardziej przenikliwe.
– Dorrin, musisz wstać... nie uniosÄ™ ciÄ™.
Powoli, bardzo powoli usiadł.
– Masz tu wodÄ™. – Liedral przytknęła mu wodÄ™ do ust i napiÅ‚ siÄ™.
Woda, ciepława teraz, pomogła i młot w czaszce przygasł do ciężkiego, tępego bólu.
– Możesz wstać? Po prostu oprzyj siÄ™ na mnie. – W gÅ‚osie Liedral brzmiaÅ‚o naleganie.
Kowal wstał i nogi go utrzymały.
– Chodź. – Liedral pociÄ…gnęła go za ramiÄ™ i zeszli w dół, z dala od odgÅ‚osów bitwy. ZatrzymaÅ‚a siÄ™. – CiÄ…gle trochÄ™ krwawisz.
– WbiÅ‚a mi siÄ™ w ramiÄ™ drewniana drzazga. Nic mi nie jest.
– JesteÅ› pewny?
– Bardziej martwiÄ™ siÄ™ o wzrok. Nie skoÅ„czyÅ‚em silnika.
– Silnika? MyÅ›lisz o silniku w takich chwilach? – Liedral podniosÅ‚a gÅ‚os.
– Chcesz, żebym myÅ›laÅ‚ o zniszczeniu, jakie stworzyÅ‚em? – SÅ‚owa zlewaÅ‚y siÄ™, pewnie z powodu wysiÅ‚ku, jakiego wymagaÅ‚o mówienie.
– Przepraszam. Ale nie jest mi przykro.