Historia wymaga pasterzy, nie rzeźników.


– Dlaczego? – zapytał Robineau zdziwiony. – Przeciwnie, byłoby to bardzo korzystne dla
pani. Radzę zgłosić się jutro rano do pani Aurelii, która jest kierowniczką działu. Nic pani nie
ryzykuje. Najwyżej nie zostanie pani przyjęta.
Aby ukryć wzburzenie, stary kupiec zaczął się rozwodzić nad panią Aurelią, a raczej nad
jej mężem, grubym kasjerem Lhomme, któremu omnibus zmiażdżył prawą rękę. Później,
15
wracając do sprawy Denise, rzekł szorstko:
– Zresztą, to jest jej sprawa, a nie moja... Może zrobić, jak zechce. Po czym, ukłoniwszy
się, wyszedł. Vinçard odprowadził go do drzwi, raz jeszcze wyrażając swój żal. Dziewczyna
stała onieśmielona na środku sklepu, pragnąc otrzymać od subiekta jakieś bliższe informacje.
Nie śmiała go jednak pytać, więc również ukłoniła się i powiedziała tylko:
– Dziękuję panu.
Na ulicy Baudu nie odezwał się do niej ani słowem. Szedł szybko, jakby gnały go własne
myśli. Denise z trudem dotrzymywała mu kroku. Na ulicy Michodière Baudu już miał wejść
do siebie, gdy sąsiad stojący na progu swego sklepu przywołał go skinieniem ręki. Denise
zatrzymała się czekając na stryja.
– O co chodzi, ojcze Bourras? – zapytał kupiec.
Bourras był wysokim, brodatym starcem o głowie proroka i przenikliwych oczach pod
nastroszonymi brwiami. Miał sklep z laskami i parasolami; przyjmował stare do naprawy, a
nawet sam rzeźbił rączki, co w całej dzielnicy zyskało mu sławę artysty. Denise rzuciła okiem
na wystawę sklepową, gdzie parasole i laski ustawione, były w równych rzędach. Podniosła
oczy: zadziwił ją dom:, rudera wciśnięta pomiędzy „Wszystko dla Pań” i wielki pałac w stylu
Ludwika XIV. Dom ten wyrósł nie wiadomo jak w tej ciasnej szparze, a jego dwa niskie
piętra dusiły się zgniecione między dwoma budynkami. Runąłby z pewnością, gdyby nie
podpory z prawej i lewej strony. Dachówki były powykrzywiane i przegniłe, a dwuokienna
fasada zarysowana i pokryta wielkimi plamami wilgoci, spływającej aż na szyld z na wpół
zbutwiałej deski.
– Czy pan wie, że on zwrócił się do właściciela z propozycją kupna domu? – powiedział
starzec wpatrując się roziskrzonymi oczami w twarz sąsiada.
Baudu zbladł jeszcze bardziej i przygarbił się. Nastąpiła chwila ciszy. Dwaj mężczyźni
stali naprzeciwko siebie, poważnie zamyśleni.
– Należy być przygotowanym na wszystko – szepnął w końcu Baudu. Starzec uniósł się
gniewem. Potrząsnął czupryną i obfitą brodą.
– Jeżeli kupi dom, zapłaci za niego czterokrotną wartość!... Ale przysięgam, że póki ja
żyję, nie dostanie ani jednego kamienia. Mój kontrakt najmu wygasa dopiero za dwanaście
lat... Zobaczymy!
Było to wypowiedzenie wojny. Bourras odwrócił się twarzą w stronę magazynu
„Wszystko dla Pań”, którego nazwa nie padła ani razu w ich rozmowie. Baudu przez chwilę
kiwał w milczeniu głową, po czym, zupełnie załamany, przeszedł przez jezdnię, aby wrócić
do swego sklepu.
16
– Mój Boże, mój Boże! – powtórzył kilkakrotnie.
Denise, która słyszała całą rozmowę, szła teraz za stryjem. Pani Baudu powróciła już także
z Pepim do domu. Oznajmiła, że pani Gras przyjmie małego w każdej chwili. Tylko Janka nie
było w sklepie, co bardzo zaniepokoiło jego siostrę. Gdy wrócił wreszcie, ożywiony,
opowiadając z przejęciem o tym, co widział na bulwarach, Denise popatrzyła nań z takim
smutkiem, że zaczerwienił się ze wstydu. Przyniesiono już ich walizkę. Spać mieli na
poddaszu.
– A jak tam u Vinçarda? – zapytała pani Baudu.
Kupiec opowiedział o bezowocnych staraniach, a następnie dodał, że bratanicy wskazano
miejsce, gdzie mogłaby pracować. I wyciągając pogardliwym ruchem rękę w stronę