Historia wymaga pasterzy, nie rzeźników.

- Nie gniewaj się na Emilkę, młoda jest, to ją nosi. Chyba nawet wiem co.
- Do Książa to ja też wiem co. Słuchaj, Jasiu, jeżeli ty tu wlałeś jakiś koniak, to ja tego nie wypiję, bo przecież padnę. I kto zrobi kolację?
- Zagonimy Emilkę. Ale nie martw się, nie padniesz. Odrobina whisky tu jest, naprawdę parę kropel, nic ci nie będzie. To mój patent na kawę po irlandzku z dodatkami a la Pudełko.
- A może wypijemy jak ludzie, na ganku, a nie w kuchni?
- Na ganku jest za zimno na kawowe posiedzenia, ponadto znajdują się tam ułani i rżną w brydża, nie zważając na chłód. W salonie siedzą obie babcie i cała ta nadzieja polskiej nauki. Tu nam będzie najprzyjemniej.
- Boże jedyny, przecież ja im jeszcze nie dałam świeżej pościeli, nie zdążyłam, przygotowałam, ale wciąż leży na komodzie...
Już chciałam się zrywać od stołu i lecieć, ale Janek niespodziewanie przytrzymał mnie za rękę.
- Siedź. Leży na komodzie, to jeszcze trochę poleży. Komoda to bardzo dobre miejsce na pościel. Przecież nikt normalny o tej porze nie pójdzie spać. Wypijmy spokojnie naszą kawę, póki gorąca, ja ręczę, że będzie ci smakować, tylko nie pozwól jej wystygnąć.
Klapnęłam z powrotem na krzesło. Janek puścił moją rękę, a mnie przemknęło przez głowę, że właściwie szkoda, niechby sobie ją jeszcze trochę potrzymał.
- Nie goń tak, Luleczko - powiedział miękko. - Naprawdę nie musisz. Nie wszystko musi być zrobione natychmiast i nie wszystko musi być zrobione najlepiej na świecie. Wystarczy, jeśli będzie zrobione dobrze. A ja teraz już nie będę czekał, aż mnie zawołasz, pomogę ci we wszystkim. Emilka to dobra dziewczyna, zresztą pogadam z nią, przemówię jej do sumienia, żeby się nie migała. I myślę, że trzeba będzie zatrudnić kogoś do kuchni, czy do sprzątania. Może ta cała, jak jej tam, Żaklina?
Pod wpływem tej kawy zrobiło mi się bardzo przyjemnie, tak przyjemnie, że sprawa ponownego zatrudnienia Żakliny mało mnie obeszła. Chociaż właściwie to jest dobra idea... I proszę - nikt nie pomyślał o tym, że się przepracowuję, tylko Janek. Niezawodny Janek.
Może ja niesłusznie myślę o nim tylko jako o tym „niezawodnym Jasiu”, co to zawsze jest na miejscu, kiedy trzeba? Może nie tylko z powodu kawy zrobiło mi się przyjemnie? Dla mnie on był zawsze taki oczywisty!
A te dwie studentki, Patrycja i Asia, latały za nim jak wariatki... Rękawiczki mu kupiły, jakieś meile do niego piszą, Kajtek mówił...
I to karate...
Chyba nie taki Janek oczywisty, jak mi się do tej pory zdawało.
 
 
Emilka
 
Nie przedstawiłam wczoraj mojej nowej idei na rodzinnym forum, ponieważ nie było odpowiedniego klimatu. Omcia cieszyła się jak dziecko, bowiem Rupercik wrócił na jej łono, Malwina przywiozła swoją supergrupę do badania dziwnych stworzonek jeziornych, czy może nadjeziornych, a Jasio zrobił mi wykład, po którym dostałam ataku wyrzutów sumienia, bo rzeczywiście ostatnio zwalam większość roboty na biedną Lulę, a ta perfekcjonistka ani piśnie, tylko robi. Janek twierdzi, że już wczoraj miała przestać milczeć i zamierzała zrobić mi awanturę, ale chyba nie wie, co mówi. Lula i awantura?
Nasi nowi goście jakby należeli do dwóch różnych gatunków przyrodniczych, chłopaki bardzo zabawne i skłonne do harców, a dziewczyny mocno nabzdyczone, z wyjątkiem jednej, która trochę się jednak boi kumpelek i stara się tak samo nadymać jak one. Obiecałam chłopakom - czyli Czesławowi Miłoszowi - że trochę z nimi pojeżdżę; właściwie to oni sami mnie wybrali z naszej instruktorskiej trójki - no i dzisiaj jeździliśmy po okolicy. Mają pewne podstawy, nie będę się z nimi wygłupiać z żadną lonżą, po prostu będziemy sobie robić przyjemne jazdy w teren, a czego się podczas nich nauczą, to ich. Próbowali namówić tę całą Nike, żeby z nami pojechała, ale odmówiła. Nie na długo jej starczy tej siły woli - chłopaki są śmieszne nieprzytomnie.
Pomiędzy obiadem i podwieczorkiem udało mi się zwołać Sanhedryn w osobach babci, Luli, Jasia i Omci, która odspawała się chwilowo od Rupercika, czy raczej Rupercik ją rzucił i zniknął gdzieś w towarzystwie lubej Malwiny. Porzucona Omcia poczuła samotność, więc nie można jej było zostawić odłogiem.
Opowiedziałam im wszystkim, jaką sytuację zastałam w Książu i jaki mi pomysł zaświtał w związku z tym.
Pierwsza zareagowała Lula.
- Widzę, że już całkiem położyłaś krechę na Wik... na Ewie i Wiktorze? A jeśli jednak zechcą wrócić?

Podstrony