Opowiedział mi tę historię właśnie wtedy,
gdyśmy jechali „Próżniakiem ”,któremu nigdy się nie śpieszy.Byliśmy jedynymi pasażerami
w wagonie.Mój towarzysz położył się wygodnie na ławie,jak u ojca w winnicy,klepał się po
brzuchu i rozkoszował własnym opowiadaniem.
–Jedziecie już naszym „Próżniakiem ”,dzięki Bogu,drugi tydzień i poznaliście się chyba
na jego zaletach?Ma on tę chwalebną zasadę,że gdy zatrzymuje się na stacji,to zapomina o
wszystkim.Właściwie,według rozkładu jazdy,nie wolno mu stać dłużej,niż tam ustalono.
Ustalono,na przykład,że na stacji Zadkowice powinien stać godzinę i pięćdziesiąt osiem mi-
nut,a w Sobolewie,gdzie się zdarzyła ta historia,powinien odpoczywać godzinę i trzydzieści
dwie minuty.Ale niech go diabli porwą!W Zadkowicach czy Sobolewie on zatrzymuje się
zwykle na dwie,niekiedy na trzy godziny.To zależy od tego,ile czasu potrzeba na
,,manewrowanie ”.A domyśla się pan niewątpliwie,ile czasu zużywa nasz ,,Próżniak ”ma
manewrowanie.Przede wszystkim odczepia się parowóz od wagonów.Następnie „brygada ”,
to jest konduktor z maszynistą i palaczem,zasiada do piwa w towarzystwie naczelnika stacji,
żandarma i telegrafisty,wypróżniając butelkę za butelką.
A co robi publiczność –to znaczy pasażerowie – podczas manewrowania?Widział pan już
na własne oczy,co się robi w takich wypadkach:człowiek o mało nie oszaleje z nudów.Jeden
stęka,drugi wtula się w kąt i ucina krótką drzemkę,inny znów przechadza się po peronie z
założonymi rękoma,mrucząc jakąś melodię.
I oto zdarzyło się w Sobolewie podczas manewrowania,akurat z samego rana w Hoszano
Rabo,że pewien Żyd –nawet nie pasażer,lecz po prostu mieszkaniec Sobolewa –gdy odcze-
piano lokomotywę,przystanął i zaczął ją oglądać.Co tu robi Żyd z Sobolewa?Nic.Było to
przecież w Hoszano Rabo.Pomodlił się więc w synagodze,wrócił do domu,podjadł sobie...
Na sercu było mu lekko –na pół świątecznie,na pół powszednio.Posłał już „kwitek ” z ży-
czeniami do rabina.A że w domu nie było żadnej roboty,bo to wigilia święta,wziął tedy la-
skę do ręki i wyszedł na spotkanie pociągu.
A trzeba panu wiedzieć,że w naszych okolicach istnieje zwyczaj wychodzenia na spotka-
nie pociągu.Coś gna człowieka na dworzec –może się tam kogoś zobaczy?Kogo?Żyda z
Tepliki czy Żydówkę z Oborówki?Czy też popa z Chołoniewa?Takie bywają żydowskie
rozrywki.Cóż to komu szkodzi?A w owych czasach kolej była jeszcze nowością –„Próż-
niak ” dopiero co został uruchomiony..I było na co patrzeć!
Dość,że owego dnia,z samego rana w Hoszano Rabo,tak jak panu opowiadam,w na-
stroju na pół świątecznym i na pół powszednim stał sobolewski obywatel z laską w ręku i
patrzał.No,i cóż z tego?Na pozór rzecz prosta:Żyd sobolewski stoi i patrzy na odczepioną
lokomotywę.Kogo to może obchodzić?Niech sobie patrzy na zdrowie!
Lecz nie.Przypadek zrządził,że wśród pasażerów na peronie znajdował się pop,i –proszę
sobie wyobrazić –właśnie pop z Chołoniewa,z miasteczka,które leży niedaleko od Hajsyna.
Nie ma co robić,więc pop spaceruje sobie wzdłuż nasypu,podchodzi do lokomotywy i od-
zywa się do Żyda:
– Słuchaj no,,Moszku,co ty tam widzisz?
A na to Żyd:
– Nie nazywam się Moszek,,tylko Berek.
– Niech będzie Berek – powiada pop..– Więc po co tu przyszedłeś,,Berku?
Żyd mówi nie spuszczając oka z lokomotywy:.36
–Stoję i podziwiam cud boży.Jak przez takie głupstwo,za pokręceniem jednej czy dwóch
śrubek,porusza się taka olbrzymia maszyna.
– Skąd wiesz – pyta pop – że maszyna porusza się dzięki pokręceniu śrubek??
– Gdybym nie wiedział,,to bym nie mówił...
A pop do niego:
– Wiesz tylko tyle,,jak się je kugel 9 .
Rozgniewało to Żyda (mieszkańcy Sobolewa są ambitni!)i mówi z przekąsem:
–A więc,ojczulku,chcesz się przekonać,czy znam się na maszynie?Wsiądźmy na loko-
motywę,a ja ci pokażę,na czym polega sztuka,że lokomotywa jedzie albo stoi.
Te słowa dopiekły już popowi nie na żarty.Jak to,taki łapserdak będzie mu tłumaczył,jak
lokomotywa się porusza?!
I zawołał żywo:
– Właź,,Herszku,na parowóz!
A Żyd mu na to:
– Nie nazywam się Herszko,,tylko Berek.
– Niech będzie Berek..A wiec właź,Berku!
Na to Żyd:
– Dlaczegoż to ja mam włazić??Ty,ojczulku,wejdź pierwszy.
Pop odparł ze złościła: