Historia wymaga pasterzy, nie rzeźników.

- Był całkiem niezły.
- Siedziałem u Darnella - odparł. - Słuchałem transmisji w radiu. - Podniósł głos o trzy oktawy i zawołał dokładnie tak samo, jak mój dziadek: - Dadzą im, Denny! Powiadam ci, dadzą im nieźle w kość!
Roześmiałem się i pokiwałem głową. Tego dnia było w nim coś - może za sprawą światła, dość jasnego, ale jednocześnie lekko przy­ćmionego i rozproszonego - co nadawało mu nieco odmienny wygląd. Sprawiał wrażenie zmęczonego (miał podkrążone oczy), lecz zarazem jego cera wydawała się odrobinę lepsza niż do tej pory. Często pijał coca-colę, oczywiście wiedząc, że nie powinien tego robić, ale nie mogąc oprzeć się pokusie. Jak u większości nastolatków, w jego problemach z cerą można było wychwycić pewną cykliczność, przy czym w przypadku Arniego polegała ona głównie na zmianach ze złego na gorsze i z powrotem.
A może istotnie to była tylko sprawa światła.
- Co zrobiłeś? - zapytałem.
- Niewiele. Wymieniłem olej i sprawdziłem blok silnika. Nie pękł, jestem tego pewien. LeBay albo ktoś inny nie wetknął kiedyś na miejsce przewodu olejowego, i to wszystko. Miałem dużo szczęścia, że w piątek nie zatarłem silnika.
- W jaki sposób udało ci się załatwić sobie podnośnik? Zdaje się, że trzeba zapisać się dużo wcześniej.
Uciekł ze spojrzeniem gdzieś w bok.
- Żaden problem - odparł głosem, w którym bez trudu dosłysza­łem fałszywą nutę. - Po prostu załatwiłem parę spraw dla Darnella.
Otworzyłem już usta, by zapytać, jakie to sprawy, lecz niemal natychmiast doszedłem do wniosku, że wcale nie chcę się tego dowiedzieć. Prawdopodobnie “załatwienie paru spraw” sprowadziło się do biegania po kawę do Schirmer’s Luncheonette lub układania w magazynie elementów przeznaczonych do sprzedaży, ale ja nie miałem najmniejszego zamiaru mieszać się w tę część życia Arniego, która była związana z Christine, a w tym mieścił się także sposób, w jaki sobie radził (lub nie radził) w Garażu Darnella.
Wiązało się z tym jeszcze coś innego: uczucie porzucenia. Wtedy albo nie potrafiłem go jeszcze zdefiniować, albo nie chciałem. Teraz wydaje mi się, że tak właśnie musisz się czuć, kiedy twój przyjaciel dostaje bzika i żeni się z zarozumiałą, farbowaną suką. Nie lubisz jej, a w dziewięćdziesięciu dziewięciu przypadkach na sto ona nie lubi ciebie, wiec po prostu zamykasz drzwi do tego pokoju waszej przyjaźni. Kiedy już ci się to uda, albo porzucasz ten temat... albo twój przyjaciel porzuca ciebie, najczęściej z entuzjastycznym poparciem suki.
- Chodźmy do kina - zaproponował niespodziewanie Arnie.
- A co grają?
- W State Twin idzie jeden z tych filmów kung-fu, co ty na to? Aaaaa-jjjah!
Zamarkował brutalny cios karate na kocie, który wystartował z miejsca niczym pocisk karabinowy.
- Nieźle. Bruce Lee?
- Nie, jakiś inny facet.
- Jaki to ma tytuł?
- Nie mam pojęcia. Pewnie “Pięści gniewu”, “Dłonie śmierci” albo może “Genitalia szału”, nie wiem. I co ty na to? Jak wrócimy, opowiemy najlepsze sceny Ellie, to może puści pawia.
- W porządku - odparłem. - O ile uda nam się wejść za dolara.
- Uda się, pod warunkiem, że będziemy tam na trzecią.
- W takim razie jedziemy.
Pojechaliśmy. Okazało się, że to film z Chuckiem Norrisem, nawet całkiem niezły. A w poniedziałek stawiliśmy się znowu na budowie odgałęzienia autostrady międzystanowej. Zapomniałem o moim śnie. Dopiero później zacząłem sobie stopniowo zdawać sprawę, że widuję Arniego rzadziej niż do tej pory. Dokładnie w taki sam sposób tracisz kontakt z facetami, którzy niedawno się ożenili. W dodatku moje sprawy sercowe zaczęły właśnie wtedy nieco się rozgrzewać, a już na pewno można to było powiedzieć o moim interesie - niejeden raz odwoziłem ją do domu po zawodach pływackich na basenie z tak obolałymi jądrami, że ledwo mogłem chodzić.
Tymczasem Arnie niemal każdy wieczór spędzał w Garażu Da­rnella.
 
9. BUDDY REPPERTON
 
Wstawię jej, bez względu na koszty,
Tę podwójną rurę wydechową
I silnik załka na nowo;
Moja najdroższa ma Chód Cadillacowy.
 
Moon Martin
 

Podstrony