Historia wymaga pasterzy, nie rzeźników.

- Wiadomość od syna. Od męża. Od rozgniewanego przodka.
Usiadłam przed jedną z takich wróżbiarek, która mi powiedziała:
- Twoja Droga Ciocia żyje już w innym wcieleniu. Pójdź trzy przecznice na wschód, potem trzy przecznice na północ. Tam zobaczysz żebrzącą dziewczynkę, która zawoła do ciebie: “Ciociu, zlituj się, daj mi nadzieję". Wtedy bę­dziesz wiedziała, że to ona. Daj jej monetę i klątwa straci moc.
Postąpiłam dokładnie według tych wskazówek. I dziewczynka powiedziała do mnie słowo w słowo to, co mówiła wróżbiarka. Byłam uradowana. Potem te same sło­wa wypowiedziała inna dziewczynka, następna i następna, dziesięć, dwadzieścia, trzydzieści dziewczynek, każda chciała nadziei. Dawałam każdej monetę, na wszelki wy­padek. I litowałam się nad każdą. Następnego dnia ujrza­łam następną ślepą kobietę, która potrafiła rozmawiać z duchami. Ona także powiedziała mi, gdzie znajdę Drogą Ciocię. Pójdziesz tu i tu. Nazajutrz było to samo. Wydawa­łam swoje oszczędności, ale nie zważałam na to. Lada dzień miałam przecież wyjechać do Ameryki.
Po miesiącu spędzonym w Hongkongu dostałam list od GaoLing:
“Moja Droga Prawdziwa Siostro, wybacz, że nie pisa­łam wcześniej. Nauczyciel Pan przysłał mi twój adres, ale nie dostałam go od razu, bo przeprowadzałam się z domu jednej chrześcijanki do drugiej. Przykro mi też poinfor­mować Cię, że panna Grutoff zmarła tydzień po naszym przyjeździe. Zanim poleciała do nieba, powiedziała mi, że popełniła błąd, przyjeżdżając do Ameryki. Chciała wracać do Chin, żeby jej kości spoczęły obok panny Towler. Cie­szyłam się, że tak kochała Chiny, ale było mi smutno, po­nieważ na powrót było już za późno. Poszłam na jej po­grzeb, lecz okazało się, że niewielu ludzi ją znało. Tylko ja płakałam i powtarzałam sobie: to była wspaniała pani.
Druga wiadomość też nie jest dobra. Dowiedziałam się, że jeszcze nie mogę cię zaprosić. Prawdę mówiąc, sama le­dwie mogłam tu zostać. Nie wiem, dlaczego wydawało nam się to takie proste. Teraz rozumiem, że byłyśmy naiwne. Po­winnyśmy więcej pytać. Ale teraz wypytałam się i wiem, jak i kiedy możesz tu przyjechać. Jest kilka sposobów.
Pierwszy to taki, żebyś wystąpiła o prawo pobytu jako uchodźca. Chińczykom przydzielono jednak bardzo mały limit, a wjechać chciałaby cała masa ludzi. Szczerze mó­wiąc, Twoje szansę są jak szansę strugi wody w starciu z falą powodzi.
Drugi sposób polega na tym, że najpierw muszę dostać obywatelstwo, a potem zaproszę Cię jako swoją siostrę. Będziesz musiała oświadczyć, że Matka i Ojciec to twoi prawdziwi rodzice, bo nie będę mogła zaprosić kuzynki. Ale jako krewna będziesz miała prawo przyjazdu przed zwykłymi uchodźcami. Ja, żebym mogła zostać tutejszą obywatelką, muszę się najpierw nauczyć angielskiego i znaleźć dobrą pracę. Przyrzekam Ci, że bardzo pilnie się uczę na wypadek, gdybym musiała użyć tego sposobu.
Jest jeszcze trzecia droga: mogę wyjść za Amerykanina i dostać obywatelstwo szybciej. Oczywiście, to niedobrze, że jestem już żoną Chang Fu Nana, ale myślę, że nikt nie musi o tym wiedzieć. Nie wspominałam o tym w dokumen­tach wizowych. Powinnaś też wiedzieć, że gdy składałam papiery o wizę, urzędnik zapytał o jakieś świadectwo urodzenia, a ja zapytałam: «Kto ma takie dokumen - ty?». Powiedział: «Och, czyżby spaliły się w czasie wojny, jak wszystkich innych?». Pomyślałam, że tak powinna brzmieć prawidłowa odpowiedź, więc przytaknęłam. Kie­dy będziesz przygotowywać dokumenty do wizy, musisz powiedzieć to samo. I odmłodzić się o pięć lat. Napisz, że urodziłaś się w 1921 roku. Ja napisałam, że w 1922, ale nie zmieniłam miesiąca. Dzięki temu zyskasz dodatkowy czas, żeby odrobić zaległości.

Podstrony