W całym swoim życiu daleko surowiej niż wszyscy jego
spółcześnicy sądzony, uległ on jeszcze po zgonie surowej karze za winę nie swoją, a swoich
krewnych. Szanując w nim raczej świeckiego wicereja niż duchowną osobę, mieli sobie ojciec
Dobiesław pan, czyli kasztelan, krakowski, a osobliwie brat, kasztelan sandecki, za obowiązek
rodzinny uczcić zmarłego nadzwyczaj świetnym i na długo głośnym pogrzebem. Jakoż
dopięli celu, gdyż uroczystość ta słynie po dziś dzień, acz nader niepochlebnie, w pamięci
kronik. „Pogrzebiono Zawiszę – opowiada nieprzyjaźny mu historyk wielkopolski – nie po
biskupiemu, nie po książęcemu, nie po królewsku, nie po cesarsku, lecz w sposób przechodzący
wszelkie pojęcie. Tyle wozów, tyle rumaków obyczajem światowym, ubliżającym stanowi
duchownemu, widziałeś na tym pogrzebie z rozporządzenia brata Krzesława, kasztelana
sandeckiego.” Zgorszona tym przepychem publiczność przypominała sobie tym chętniej
zdrożności nieboszczyka. Nazajutrz po pogrzebie rozeszła się między ludem straszna pogłoska.
Czuwający w skarbcu katedralnym świątnicy, czyli kościelni, słyszeli nocą okropny w
świątyni tętent zapewne złych duchów w postaci końskiej uganiających z łoskotem po kamiennej
posadzce kościoła i wołających w głos: „Pojedziemy na ops!”
We dwa miesiące później, dnia 18 marca, umarł na ochydną chorobę spólnik Zawiszów,
Mikołaj, biskup poznański. Wkrótce potem, 5 kwietnia, zeszedł z tego świata mądry arcybiskup
gnieźnieński, Janusz Suchywilk. Od l grudnia roku zeszłego opróżnione było podobnież
biskupstwo płockie. Tak cztery stolice duchowne znalazły się jednocześnie bez rządzców.
Całej Polsce, mianowicie dworskiemu w niej wpływowi, zabrakło silnych podpór. W takim
zachwianiu wypadło królowi Ludwikowi uczynić wreście stanowczy krok, któremu wszelkie
dotychczasowe zmiany i klęski kraju służyły tylko za przygotowanie, tj. osadzić na tronie
polskim swojego zięcia, Niemca Zygmunta Luksemburczyka.
Na ten koniec zwołał Ludwik duchownych i świeckich dostojników Korony Polskiej na
dzień św. Jakuba do węgierskiego miasteczka Zwolenia, miejsca łowów królewskich. Wiadomo
było wszystkim, iż król za zezwoleniem narodu przeznaczył koronę polską starszej z
swych córek, Marii, poślubionej „ślubem przyszłego małżeństwa” Zygmuntowi Luksemburczykowi,
margrabi brandenburskiemu. Tego więc czternastoletniego młodziana przedstawił
Ludwik Polakom jako przyszłego króla Polski.
Zgromadzeni panowie, na których czele stał nowy arcybiskup gnieźnieński Bodzanta, złożyli
mu hołd wierności. Po czym poruczony pieczy Polaków, mianowicie zaś arcybiskupa
Bodzanty i starostów królewskich, otrzymał Zygmunt od teścia polecenie udać się niezwłocznie
do swojego królestwa, pozajmować miasta i grody królewskie, a osobliwie przytłumić
resztę przeciwnego sobie stronnictwa.
Stało się według życzeń królewskich. Czternastoletni margrabia, otoczony gronem urzędników
koronnych i liczną strażą węgierską, przybył z pośpiechem, bo już w miesiącu sierpniu,
do swojej Polski. Krakowianie przyjęli go od dawna przygotowaną życzliwością. Starości
królewscy wiedli mu zewsząd zbrojne do przytłumienia opornych hufce. Z licznie zebranym
wojskiem polskim połączyły się roty węgierskie. Arcybiskup Bodzanta, Sędziwoj z Szubina,
wojewoda kaliski a oraz wielkorządca krakowski, i Domarat, jeneralny starosta Wielkopolski,
mieli jako przyboczni służyć doradzcy. Głównym celem wyprawy było uśmierzenie niebezpiecznego
Bartosza z Odolanowa. Zmuszono go wprawdzie w roku zeszłym do zrzeczenia się
starostwa odolanowskiego, lecz z powodu nie wypłaconej jeszcze sumy odstępnej trzymał on
ciągle Odolanów. Nadto padło nań posądzenie o spiski z niespokojnym młodszym księciem
Mazowsza, w szczególności książęciem płockim, Ziemowitem, czyli Semkiem lub też Siemaszkiem,
nie chcącym iść za przykładem starszego, spokojnego brata Janusza i uczynić
przynależnego hołdu królowi Ludwikowi. To nakazywało rozbroić do reszty przeciwnika.
Uderzyło tedy wojsko Zygmunta naprzód na gród i miasto Bartosza, Koźmin, potem na po-
mniejsze zamki, Nabieżyce i Koźminek. Po nietrudnym onych zdobyciu oblężono po dniu 8
września główny gród, Odolanów. Niedołężna onych czasów sztuka oblężnicza nie mogła mu
wnet podołać. Skoro zamek opanowanym będzie, grożono139 wtargnąć w płockie księstwo
Semkowe. Co jednakże nie tak łatwo ziścić się miało, gdyż Bartosz nie myślał bynajmniej o
poddaniu.
Wtem nadeszła do Zygmunta wiadomość, która w inną stronę obecność jego zwróciła.
Tajono jak najstaranniej tę nowinę. Było to doniesienie o śmierci króla Ludwika. „Usnął on
szczęśliwie w Panu” około połowy września roku Pańskiego 1382. Gorliwa ostatnich lat pobożność
przygotowała go dostatecznie do śmierci. Za wzór tej pobożności i osobliwy przedmiot
jej szczodroty obrał sobie był Ludwik zakon św. Pawła. Oszczędny przez całe życie,
obdarzał go król u schyłku dni swoich niezwyczajną hojnością. Budował eremitom św. Pawła
klasztory, zachęcał panów węgierskich do równie szczodrych jałmużn paulinom, udawał się
często w ich klasztorną zaciszę na pobożne dumania. Na ostatek miał pociechę pozyskać z
wielką trudnością od senatu weneckiego złożone w Wenecji ciało św. Pawła Eremity, ojca
zakonu. Dla ukrycia ludowi weneckiemu straty tak kosztownego skarbu zostało ono potajemnie
w nocy z miasta uprowadzone i spoczęło najpierwej w Budzie, a niebawem później w
pobliskim, o milę tylko odległym monasterze paulinów. Przeczuwając śmierć rychłą, chciał
Ludwik pożegnać się jeszcze z swoją młodszą, już teraz blisko dwunastoletnią, a ciągle na
dworze wiedeńskim bawiącą córką Jadwigą. Przywołana z Wiednia królewna stanęła143 wraz
z Wilhelmem u łoża rodzicielskiego. Wtedy umierający ojciec, pełen żalu, iż mu nie było dano
doczekać się niedalekiej chwili dojrzałości Jadwigi i spodziewanego wówczas dopełnienia
jej zaślubin z Wilhelmem, powtórzył wobec licznego grona dawno oświadczone życzenie,
aby Jadwiga z Wilhelmem posiadła tron węgierski, Maria zaś z bawiącym już w Polsce Zygmuntem
objęła koronę polską. Jakąkolwiek odpowiedź dać później miały losy temu życzeniu
ojcowskiemu, ze strony Polaków nic mu w obecnej chwili nie stało na przeszkodzie.
Tając smutną o śmierci królewskiej wieść, postanowili trzej polscy doradźcy Zygmunta
pod Odolanowem przedsięwziąć doraźne co prędzej kroki, które by młodemu margrabi zapewniły