X


Historia wymaga pasterzy, nie rzeźników.


Chciała krzyknąć, lecz szeroka dłoń zamknęła jej usta. Druga zacisnęła się na nadgarstkach. Walczyła z desperacją, ale on trzymał ją mocno, choć bez wysiłku.
- Cicho! - jego głos zagrzmiał w jej uchu. - Nie zrobię ci krzywdy.
Zadrżała i zwisła bezwładnie w jego ramionach. Jej serce wa­liło boleśnie, ale próby wyrwania się były bezskuteczne. Zdjął rękę z jej ust, ale nie zwolnił uścisku przegubów.
- Nie martw się, nie jestem z nimi - powiedział. - Teraz odpocznijmy. Niech ci, co ocaleli, oddalą się od nas. Myślę, że są zbyt wystraszeni, by znów czegoś próbować.
Zapytał jeszcze:
- Jak ci na imię?
- Sesi - powiedziała niechętnie po chwili.
Wykręciła się, by wreszcie przyjrzeć się mężczyźnie, który ją trzymał.
Nic dziwnego, że nie dostrzegła go, gdy wbiegała między drzewa - mógł być jednym z tych pogiętych pni, tyle że oży­wionym. Choć nie był dużo wyższy niż przeciętny wysoki męż­czyzna, swą budową przypominał wiekowy dąb. Pierś i tors ­szerokie i twarde jak potężny pień, nogi jak kolumny, ramiona grube - o węzłowatych mięśniach. Wszystko emanowało ma­sywnością, budzącą strach siłą, której nic się nie oprze. Dłoń o długich palcach, która unieruchomiła jej przeguby, była wiel­ka i muskularna; szorstkie, rude włosy pokrywały jej wierzch i grube przedramię. Mężczyzna miał na sobie zasznurowany do połowy kubrak z kępami wilczego futra i srebrnymi muszlami, a pod spodem lekką kolczugę. Obcisłe skórzane spodnie rozsze­rzały się, okrywając wysokie buty. W pochwie u pasa wisiał ciężki nóż a osobliwie kuta rękojeść szerokiego miecza wysta­wała znad jego prawego ramienia. Sesi nigdy nie widziała, by ktoś nosił miecz przewieszony na skos przez plecy i uznała go za cudzoziemca.
Krótka ruda broda okalała jego grubo ciosaną twarz. Strome czoło. Długie do ramion, rude włosy związane skórzaną przepa­ską z błyszczącymi kawałkami opali. Jego oczy... Sesi zadrżała. Zimne, niebieskie oczy mordercy... oczy, które widziały niejed­nego umierającego i wchłonęły część każdej śmierci. Esencja śmierci płonęła w ich błękitnej głębi.
- Nazywają mnie Kane.
Sesi oderwała od niego wzrok, zastanawiając się przez chwilę, czy miała szczęście nie dostając się w ręce tamtych prześladow­ców. Gdy Kane zwolnił uścisk, odsunęła się od niego. Jej szero­ko otwarte oczy obserwowały go w napięciu. Jednocześnie pró­bowała zebrać krańce rozdarej wzdłuż boku sukni.
- Kto to był? - zapytał niedbale.
- Bandyci. Hieny cmentarne. Rodzaj tych, co napadają na podróżnych w górach, tu niedaleko. Prześlizgują się czasami na pole bitwy, by okradać trupy. Masale zarządził, by wszystko tu­taj pozostało nienaruszone, jako pomnik ku jego chwale. Ale nikt nie pilnuje pola i te hieny wpełzają tu ukradkiem, by wy­kraść, co tylko im się uda - żelazo, złoto.
- Ja widzę tu tylko kości. - Bo są tu kości.
- Dlaczego ścigali ciebie?
Sesi zawiązała postrzępione krańce sukni nad zaokrągleniem biodra.
- Nie domyślasz się?
Przyjrzał się jej i wzruszył ramionami z kamienną twarzą. Nie mogła odgadnąć jego myśli.
- Bardzo się wysilali.
- Widziałeś? - przeczesała palcami zmierzwione włosy.
- Byłem ciekawy, dlaczego banda rzezimieszków tak zacie­kle przeczesuje lasy.
- Dlaczego tu jesteś? Nikomu nie wolno przebywać na tej ziemi.
- Mieszkasz tutaj? - zapytał w odpowiedzi.
- Jest nas tu kilkoro - odpowiedziała z zakłopotaniem. - Więc zabiorę cię tam.
- Potrafię znaleźć drogę. Kane potrząsnął głową.
- Robi się ciemno, a ta ziemia jest zdradliwa. Pełno tu jam i niewypałów, jak mogli się przekonać ci, którzy polowali na cie­bie. Mój koń jest niedaleko.
Wzruszyła ociężale ramionami i podążyła za przybyszem. Ufanie człowiekowi o takich oczach nie wydawało się bezpiecz­ne, ale nie miała wyboru.
II
KLUCZ
 
Poczerniałe od ognia, kamienne ściany bez dachów wznosiły się ku szarzejącemu niebu. Nierówne dziury w murze były śladami pocisków miotanych przez olbrzymie machiny z fortecy na gó­rze. Jedno skrzydło leżało w gruzach - roztrzaskane i zarośnię­te zielskiem. Z głównej sieni pozostały tylko nagie mury. Cu­downie ocalały witraż w kształcie rozety płonął czerwienią, zło­tem i błękitem w gasnącym świetle dnia.
Niegdyś lesista dolina u stóp Lynortis znała wiele dworów tak okazałych, jak ten. Dwa lata nieposkromionego piekła star­ły na proch kraj i jego lud - jakby oszalały tabun przegalopo­wał po domkach dla lalek. Cudem jedynie, tyle kamieni tego dworu trzymało się jeszcze jeden na drugim.
W odległym skrzydle - niegdyś kuchni i kwaterach dla służ­by - unosiła się smuga dymu z rozbitego komina. Żółte świat­ło przebijało przez szpary między deskami, którymi zabito okna, a na potrzaskanym dachu można było dojrzeć ślady nie­starannych napraw.
Kundel o sterczących żebrach zawarczał spod muru, gdy Ka­ne podjechał.
- Opuść mnie. Będą chcieli wiedzieć.
Sesi ześliznęła się z siodła i pokuśtykała w stronę niskiego, kamiennego budynku.
Kane siedział na koniu wyczuwając oczy, które obserwowały go ze środka. Jego palce od niechcenia odpięły klamrę przytrzy­mującą pochwę przy jego lewym biodrze. Szarpnięcie za ręko­jeść przekręciłoby pochwę zaczepioną na ramieniu, uwalniając ostrze w przeciągu sekundy.
- Hranal! - dziewczyna popchnęła drzwi. - Wszystko w porządku. Wpuść mnie.
Ten pies - on nie warczał zaczepnie, ale z przerażenia. Kane uzmysłowił to sobie w chwili, gdy drzwi otwarły się z łoskotem. Jej krzyk i zgrzyt miecza wydobywanego przez Kane'a z
pochwy, zadrżały w powietrzu w tej samej sekundzie. Jeździec spiął wierzchowca ostrogami i pchnął go w stronę wejścia, ale już silne ramiona wciągnęły Sesi do środka.

Podstrony

Drogi użytkowniku!

W trosce o komfort korzystania z naszego serwisu chcemy dostarczać Ci coraz lepsze usługi. By móc to robić prosimy, abyś wyraził zgodę na dopasowanie treści marketingowych do Twoich zachowań w serwisie. Zgoda ta pozwoli nam częściowo finansować rozwój świadczonych usług.

Pamiętaj, że dbamy o Twoją prywatność. Nie zwiększamy zakresu naszych uprawnień bez Twojej zgody. Zadbamy również o bezpieczeństwo Twoich danych. Wyrażoną zgodę możesz cofnąć w każdej chwili.

 Tak, zgadzam się na nadanie mi "cookie" i korzystanie z danych przez Administratora Serwisu i jego partnerów w celu dopasowania treści do moich potrzeb. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

 Tak, zgadzam się na przetwarzanie moich danych osobowych przez Administratora Serwisu i jego partnerów w celu personalizowania wyświetlanych mi reklam i dostosowania do mnie prezentowanych treści marketingowych. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

Wyrażenie powyższych zgód jest dobrowolne i możesz je w dowolnym momencie wycofać poprzez opcję: "Twoje zgody", dostępnej w prawym, dolnym rogu strony lub poprzez usunięcie "cookies" w swojej przeglądarce dla powyżej strony, z tym, że wycofanie zgody nie będzie miało wpływu na zgodność z prawem przetwarzania na podstawie zgody, przed jej wycofaniem.