W szkole średniej z pewną pomocą matki i przy dużym wsparciu psychicznym
ze strony młodszej siostry udało jej się dostać do dziewczęcej drużyny
dopingującej chłopców podczas zawodów sportowych. Wciąż trochę nieśmiała i
niezbyt wtedy jeszcze z natury otwarta, nigdy nie brała większego udziału w bogatym życiu towarzyskim, jakie prowadziły inne dziewczęta, przyjaźniące
się ze szkolnymi sportowcami i ich hałaśliwymi akolitami. Nie uczestniczyła
w zbyt wielu prywatkach i szkolnych imprezach. Niższa o cal od większości
swych rówieśniczek, z dołeczkami w policzkach, piwnymi oczyma i włosami
koloru miodu, w młodości była dość szczupła, ale zawsze miała duży biust.
Na randki z chłopakami umawiała się raczej rzadko, głównie dlatego, że
czuła się wówczas skrępowana. To również dawało ojcu okazję do wygłaszania
wewnętrznie sprzecznych komentarzy. Nie krył irytacji, kiedy wychodziła
sama z domu, jakby już przez to, że się z kimś umawia, popełniała coś
nieprzyzwoitego; kiedy jednak siedziała w domu wieczorem i podczas
weekendów, skarżył się i sprawiał wrażenie upokorzonego, jakby to on sam
stronił od ludzi. Strofując ją, odmalowywał w ponurych barwach straszliwe
skutki zmarnowania wyłaniających się przed człowiekiem możliwości i
wczesnego pogodzenia się z rolą "kibica", za którego, jak widać, sam się
uważał. "Kibic" był słowem, którego często używał. "Osobowość" była kolejnym takim słowem; wynikało to chyba z ponurego przeświadczenia, że
ktoś, kto ją posiada, zawsze zasługuje na coś więcej. Ani ona, ani jej brat
i siostra nie pamiętali, żeby ich kiedykolwiek przytulił.
Nie była seksualnie aktywna. Któregoś razu, na przednim siedzeniu
samochodu starszego od niej futbolisty, zanim zorientowała się, co się
święci, dała sobie ściągnąć majtki i wpadła w panikę. Nie chciała wziąć do
ust jego penisa, załatwiła to ręką. Wtedy po raz pierwszy - stwierdziła z
zakłopotaniem, kiedy zapytałem - zobaczyła spermę, o której dotychczas
słyszała tylko od swoich koleżanek, chichoczących bądź też rozprawiających
z głęboką wiedzą na ten temat. Wszystkie te jej wycieczki w przeszłość
chciałem traktować ze zblazowanym obiektywizmem, w rzeczywistości jednak
stanowiły dla mnie w równym stopniu podnietę jak i źródło udręki. Po
futboliście bardziej uważała podczas randek i unikała sytuacji, w których
znalazłaby się sam na sam ze starszym, bardziej doświadczonym i pewnym
siebie chłopcem. Do chwili, kiedy spotkała na studiach Richarda. Uwielbiała
pieszczoty, które ją podniecały, ale nie znosiła przymusu i brutalnego
traktowania i z tego, co mogłem stwierdzić, prawie przez cały okres
dojrzewania nie udało jej się ani razu zaspokoić silnych erotycznych
pragnień i romantycznych tęsknot, tłumionych dodatkowo przez religijne
wychowanie.
Na pierwszym roku studiów uśmiechnęło się do niej szczęście -
zaprzyjaźniła się z dwiema Żydówkami z Nowego Jorku i studiującą muzykę
piękną blondynką z Topanga Canyon w Kalifornii. Oczarował ją i zadziwił ich
styl bycia, wiedza i doświadczenie, śmiałość i pewność siebie,
nieposkromiony humor i odważne zwierzenia. Z przyjemnością zajęły się jej
wychowaniem. Nigdy nie potrafiła się przyzwyczaić do ich swobodnego
słownictwa w kwestiach seksu, słownictwa, które wydawało się wówczas
uniwersytecką normą. Ale dorównywała im sprytem i inteligencją, a także
lojalnością i uczciwością, z jaką traktowała tę przyjaźń. Na drugim roku
wynajęły wspólnie duży dom, w którym prowadziły dość swobodne życie.
Przyjaciółki dostawały z domu więcej pieniędzy od niej, ale szczodrze się dzieliły. Po studiach pozostawały w kontakcie i wszystkie trzy odwiedziły
ją w ostatnim miesiącu jej życia.
Richard był pierwszym mężczyzną, z którym się przespała, i oboje byli
usatysfakcjonowani, ponieważ wykonał z dumą i fachowością to, co do niego
należało. Starszy od niej o dwa lata, studiował na ostatnim roku i zdążył
przedtem przynajmniej raz przespać się z każdą z jej przyjaciółek, ale
wówczas nikt sobie z tego nic nie robił. Zaczęli się widywać częściej w
Chicago, gdzie ona pojechała, żeby pracować podczas wakacji, a on miał już
stałą posadę i mógł ją przedstawić ludziom z różnych przenikających się
wzajemnie kręgów towarzyskich. Richard pracował w regionalnym oddziale
dużej firmy ubezpieczeniowej Hartforda, gdzie radził sobie bardzo dobrze i
szybko zdobył opinię faceta, dla którego nie ma rzeczy niemożliwych. Oboje
lubili wypić coś wieczorem po pracy, albo nawet podczas przerwy na lunch, i
na ogół dobrze się wtedy bawili. Glenda wiedziała, że Richard umawia się z
innymi dziewczynami, ale w zasadzie jej to nie przeszkadzało. Ona też
umawiała się z innymi, tak jak robiła to w college'u, i niejednokrotnie
spotykała się z kolegami z biura, o których wiedziała, że są żonaci.
Wkrótce po ukończeniu studiów przeprowadziła się do Nowego Jorku, gdzie
on pracował już w innej firmie, w której dostał dość duży awans. Glenda
znalazła sobie małe mieszkanko i interesującą pracę archiwistki w "Timie".
Po niedługim czasie postanowili spróbować i wziąć ślub.
Ona była gotowa się zmienić; on nie. Nadal w o wiele większym stopniu niż
to było potrzebne zabiegał o względy jej matki i prowadził wesołe pogawędki
z ojcem. Łatwość, z jaką brylował w towarzystwie, zaczęła wydawać się
Glendzie coraz bardziej irytująca i jałowa. Dużo podróżował i nawet gdy
nigdzie nie wyjeżdżał, wracał późno do domu. Kiedy ich trzecie dziecko,
Ruth, urodziło się z zapaleniem spojówek, wywołanym infekcją dróg rodnych
matki, Glenda znała się już w wystarczającym stopniu na medycynie, żeby
wiedzieć, że to choroba weneryczna, i znała w wystarczającym stopniu