Historia wymaga pasterzy, nie rzeźników.


- Chyba na to zasłużyłem. - Jego uśmiech był ledwie widoczny. - Cóż takiego dziwnego się wydarzyło? Wejdź, proszę.
Geloe zrzuciła z ramion swój mokry płaszcz i zostawiła go ż za wejściem. O dach namiotu uderzały krople deszczu, który zaczął padać niedawno. Geloe przesunęła dłonią po swych mocnych, krótko przyciętych włosach i usiadła na jednym ze stołów, jakie Freosel zbił dla Josui.
- Właśnie otrzymałam wiadomość.
- Od kogo?
- Nie wiem. Przyniósł ją jeden z ptaków Dinivana, ale list me Jest napisany jego ręką. - Sięgnęła pod kurtkę i wyjęła pierzastą kulę, która cicho zapiszczała; między palcami błysnęło czarne oko. - Oto co przyniósł. - W dłoni trzymała kawałek ceraty. Rozwinęła ją ostrożnie i z jej środka wyjęła skrawek pergaminu, który rozwinęła zręcznie, nie niepokojąc ptaka.
Książę Josuo
Pewne znaki wskazują na to, ze powinieneś zacząć myśleć o Nabbanie. Pewne usta szepnęły mi, że możesz znaleźć tam większe poparcie, niż ci się wydaje. Zimorodki stały się zbyt zachłanne. W ciągu dwóch tygodni przybędzie posłaniec, który powie więcej niż ta krótka wiadomość. Nie rób nic, dopóki on nie przybędzie; to dla twojego dobra.
Geloe podniosła wzrok, skończywszy czytać; w jej żółtych oczach czaiło się zmartwienie.
- List podpisany jest tylko słowem „Przyjaciel”! napisanym starym, runicznym pismem Nabbanu. Napisał to ktoś, kto jest Tym, Który Nosi Zwój albo kimś równie uczonym. Albo ktoś, kto chce, żebyśmy uwierzyli, że napisał to członek Ligi.
Josua uścisnął dłoń Vorzhevy, zanim wstał.
- Czy mogę zobaczyć? - Geloe podała mu zwitek, a on dokładnie go obejrzał i oddał jej. - Nie poznaję charakteru pisma. - Zrobił kilka kroków w kierunku przeciwległej ściany, po czym zatrzymał się i poszedł w stronę wejścia. - Autor listu wyraźnie sugeruje, że w Nabbanie panuje niepokój, że ród Benidrivinitów nie cieszy się popularnością, jak to już kiedyś bywało: nic dziwnego, skoro Benigaris siedzi w siodle, a cugle trzyma Nessalanta. Ale czego ta osoba może chcieć ode mnie? Mówisz, że przyniósł to jeden z ptaków Dinivana?
- Tak. I to właśnie najbardziej mnie niepokoi. - Geloe chciała coś jeszcze powiedzieć, gdy z wejścia dobiegło nieśmiałe kaszlnięcie. Stał tam ojciec Strangyeard; deszcz przykleił mu do głowy ostatnie kosmyki jego rudych włosów.
- Wybacz, Książę Josuo. - Na widok Vorzhevy zaczerwienił się straszliwie. - Lady Vorzheva. Mam nadzieję, że wybaczysz mi moje... najście.
- Wejdź, Strangyeardzie. - Książę skinął na duchownego, jakby przywoływał płochliwego kota. Vorzheva uśmiechem wyraziła swoje zadowolenie z wizyty duchownego.
- Poprosiłam, by przyszedł, Josuo - powiedziała Geloe. - skoro był to ptak Dinivana, rozumiesz mnie chyba.
- Oczywiście. - Josua wskazał archiwiście jeden z wolnych stołków. - Opowiedz mi o ptakach. Pamiętam, co mówiłeś samym Dinivanie, choć trudno mi uwierzyć, że sekretarz Lektora należy do takiego towarzystwa.
Geloe popatrzyła na niego nieco zniecierpliwiona.
- Wielu byłoby dumnych, należąc do Ligi Pergaminu. Nic, co Dinivan robił w jej imieniu, nie zaszkodziłoby jego zwierzchnikowi. - Przymknęła oczy, gdyż przyszła jej do głowy pewna myśl. - Ale Lektor nie żyje, jeśli pogłoski, które słyszeliśmy, są prawdziwe. Podobno zabili go wyznawcy Króla Burz.
- Słyszałem o Tancerzach Ognia - powiedział Josua. - Ci, którzy uciekli do nas z południa, prawie o niczym innym nie mówią.
- Niepokoi mnie jednak fakt, że od chwili tego wydarzenia nie miałam wiadomości od Dinivana - mówiła dalej Geloe. - Jeśli nie on, to kto może mieć jego ptaki? A jeśli przeżył atak na Lektora: słyszałam, że był wielki pożar w Sancellan Aedonitis, to dlaczego sam nie pisze?
- Może został ranny albo poparzony - wtrącił nieśmiało Strangyeard. - Może kazał komuś napisać w swoim imieniu.
- Możliwe - zgodziła się Geloe. - Ale wtedy podpisałby pewnie list swoim imieniem; chyba że tak bardzo boi się odkrycia, że nie chciał ryzykować wysiania wiadomości ze swoim imieniem.
- A zatem musimy przyjąć - odezwał się Josua - że skoro nie jest to list od Dinivana, to musi to być jakiś podstęp. Może wysłali go odpowiedzialni za śmierć Lektora.
Vorzheva uniosła się nieco w łóżku.
- A może ani jedno, ani drugie. Ktoś, kto znalazł ptaki Dinivana, wysłał je w swoim własnym imieniu.
Geloe przytaknęła jej wolno.
- Prawda. Ale musiałby to być ktoś, kto zna przyjaciół Dinivana i domyślał się, gdzie mogą przebywać. Wiadomość skierowana jest do twojego męża, jakby osoba ta wiedziała, że list tatrze bezpośrednio do niego.
Josua znowu zaczął spacerować.
- Myślałem o Nabbanie - mruknął. - Tak, wiele razy Północ jest spustoszona: nie sądzę, by Isom i pozostali zebrali tam dużą siłę. Zima i wojna rozgoniły ludzi. Ale gdyby udało się wyprowadzić Benigarisa z Nabbanu... - Zatrzymał się ze wzrokiem utkwionym w dach namiotu. - Wtedy mielibyśmy pokaźną armię i statki... Wtedy mielibyśmy realną szansę stawienia czoła mojemu bratu. - Zmarszczył czoło. - Lecz kto wie czy wiadomość jest prawdziwa? Nie lubię, kiedy ktoś stosuje podobną politykę. - Uderzył dłonią po udzie. - Aedonie! Dlaczego nic nie może być proste?
Geloe poruszyła się na swoim stołku. Patrzyła na niego wyjątkowo współczująco.
- Ponieważ nic nie jest proste. Książę Josuo.
- Lecz bez względu na to, czy jest to prawda, czy kłamstwo - wtrąciła Vorzheva - list mówi, że przybędzie posłaniec. Wtedy dowiemy się więcej.
- Być może - powiedział Josua. - Jeśli nie jest to spisek, by utrzymać nas w niepewności, opóźnić nasze działania.