Historia wymaga pasterzy, nie rzeźników.

Jego teoria, która wydawała się bardzo obiecująca, teraz się zachwiała.
– Wybacz. Nie mam zamiaru cię krzywdzić. – Liczył na to, że przy najmniej jego pierwotne założenie okaże się prawdziwe. Postanowił, że zada kobiecie to samo pytanie, które zadałby Livii Bard. – Powiedz mi tylko jedno. Jak wygląda Orlando Gardiner?
W pierwszej chwili wydawała się rozgniewana jego pytaniem, lecz zaraz potem na jej obliczu zaszła zmiana.
– Ja... ostatnio nie było mi łatwo. To wszystko jest... ja...
– Nie pamiętasz, prawda? Kobieta rozpłakała się.
– Nie czuję się dobrze.
Uznał, że nadeszła stosowna chwila, by zdobyć kolejną informację.
– Musisz mi zaufać. Czy... czy mogę dotknąć twojego brzucha?
– Co?
– Przysięgam, że nie skrzywdzę ciebie ani twojego dziecka. Obiecuję, że zachowam ostrożność, panno Jergens.
Nie wyraziła zgody, ale i nie cofnęła się, kiedy podszedł bliżej. Wyciągnął powoli rękę i położył dłoń na jej brzuchu w miejscu, w którym podomka była wydęta niczym wypełniony wiatrem żagiel. Brzuch nie poddał się pod jego dotykiem i, o ile się zorientował, był ciepły jak u prawdziwej kobiety.
Tym razem nie zdziwił się, kiedy Violet Jergens zniknęła nagle niczym przebita bańka mydlana. Nie próbował jej szukać na Trzydziestej Siódmej Ulicy ani nigdzie indziej. Nie musiał jej szukać, ponieważ coraz bardziej utwierdzał się w przekonaniu, że ją spotka, tak jak i inne podobne do niej kobiety.
Kunohara, pomyślał, jesteś mi winien przeprosiny.
– Nie rozumiem – powiedziała Sam. – A zatem teraz jeszcze jedna z tych kopii Avialle uważa, że jesteś ojcem jej dziecka? – Rozmawiali przez telefon, ponieważ uczyła się do egzaminów i nie miała zbyt wiele czasu. To było nawet całkiem przyjemne, uznał Orlando, tak rozmawiać twarzą w twarz z dwóch różnych miejsc. Poczuł się, jakby znowu żył w prawdziwym świecie, tyle tylko że Sam Fredericks znajdowała się w Wirginii Zachodniej, on zaś przebywał w Atlantydzie, czy raczej unosił się nad jej wodnym grobem, usiłując rozwiązać problem związany z ruchem fal, zanim miasto wyłoni się z głębin oceanu i symulacja ponownie rozpocznie swój cykl. – Co się tam dzieje?
– Ponownie spotkałem się z Kunoharą. Chyba już wiemy, o co chodzi. – Nie mógł się powstrzymać, by nie dodać: – W dużej części sam to rozpracowałem, ale Kunohara zaakceptował moją teorię i wyjaśnił jedną jej część, której nie potrafiłem rozgryźć. Te ciąże w Towarzystwie Obieżyświatów dały mi do myślenia – nawiasem mówiąc, mamy ich tam już z pół tuzina. Jeszcze nie wiem, co zrobić z tym bałaganem. Zupełnie zeskanowali, same oskarżenia, zaprzeczenia, burzliwe zebrania i groźby pozwów sądowych. A problem polega na tym, że podobnie jak w przypadku moim i cieni Avialle, wszyscy mają rację.
– Chwileczkę. – Sam odłożyła książkę. – Myślałam, że własności koligatywne pierwiastków to najgorsza rzecz, jaka może istnieć, ale to wszystko jest jeszcze trudniejsze. Jak to możliwe, że wszyscy mają rację? Mówiłeś, że nie widziałeś jej wcześniej i nie zabawiałeś się z nią.
Orlando pokręcił głową.
– Nie i nie. Z tą drugą też nie ani z innymi, które z pewnością się pojawią. Także prezes Towarzystwa nie zapałał nagle sympatią do swojego arcywroga Maisie Macapan i nie obdarował jej podarunkiem macierzyństwa – choć w pewnym sensie to uczynił.
– No nie, Gardiner, to już czyste skanerstwo. Gadasz jedno, a potem mówisz coś innego. Nic z tego nie rozumiem.
– To Kunoharą sprawił, że zacząłem się nad tym zastanawiać. Zjechał mnie za to, że mylę pozory z rzeczywistością, i powiedział coś takiego: Panie Gardiner, niech pan nie zapomina, że Życie posługuje się wieloma strategiami, by przedłużać swe trwanie w nieskończoność, co uczynił w ten swój ogromnie irytujący sposób. Przynajmniej dla mnie irytujący. I wtedy zacząłem się zastanawiać nad tym, jak bardzo złożona była zawsze ta sieć. Inny, pierwotny system operacyjny, hodował życie z wirusów i antywirusów informacyjnych. W ten sposób program stworzył kopie dzieci, oparte na prawdziwych dzieciach. Może nie były to żywe istoty, ale nie były też normalnymi symami.
– Nie program. Inny był osobą, Orlando, pomimo tego, w jak straszny sposób obeszli się z nim ludzie z Graala. Ale już go nie ma.
– Owszem, ale system został zbudowany na bazie jego mózgu, tak więc wszystkie jego pierwotne odruchy wpłynęły na całą sieć. A w szczególności – i tutaj wpadłem na mój trop – wywarł głęboki wpływ na ludzi cienie, wszystkie te kopie, które stworzył i rozpowszechnił w sieci.
– Takich jak twoi ludzie z Towarzystwa, którzy potrafią przechodzić ze świata do świata dzięki przejściom. A także jak cienie Avialle.
– Które nie potrzebują przejść, aczkolwiek mogą z nich korzystać. W rzeczywistości poza mną cienie Avialle są jedynymi symami, które potrafią poruszać się swobodnie po sieci. Ta cecha czyni je najbardziej zaawansowanymi spośród wszystkich kopii, nawet jeśli niektóre z nich są trochę niezrównoważone. Tak więc ja i cienie Avialle to najbardziej zaawansowane istoty w sieci. Rozumiesz?
Sam zmarszczyła brwi.
– Nie bądź taki profesor Zagadka. Całą noc ślęczałam nad książką pod tytułem Chemia: kluczowa nauka i teraz dokucza mi piekielny ból głowy.
– A ja od kilku nocy studiuję biologię, więc kto tu ściemnia?
– Po prostu wyjaśnij mi to.
– W takim razie może zamiast „najbardziej zaawansowane” powiem, że ja i cienie Avialle jesteśmy najlepiej dostosowanymi stworzeniami w sieci. Tak jak w „przetrwaniu najlepiej dostosowanych”.
– Mamy do czynienia z ewolucją?