Chwilami zatrzymywała się zmęczona jego ciężarem, lustro odbijało mroczną starożytną różowość ścian.
Anglik chciał się przejrzeć. Zanim weszła do jego komnaty, ostrożnie skierowała odbijające się od tafli światło na siebie, nie chcąc, by promienie słońca wpadające przez okno odbiły się w lustrze i oślepiły go.
Leżał tam w swej ciemnej skórze, jedynym jasnym punktem był aparacik słuchowy i trochę blasku odbijanego przez poduszkę. Zsuwał z siebie prześcieradła zębami. No, dalej, ściągał tak daleko, jak zdołał, a Hana odsunęła prześcieradło aż do samej podstawy łóżka.
Wspięła się na krzesło ustawione przed łóżkiem i z wolna pochyliła lustro ku niemu. Stała tak nachylona, opasując rękami lustro, gdy dobiegły do niej jakieś ciche nawoływania.
W pierwszej chwili nie zwróciła na nie uwagi. Do domu nieraz docierały okrzyki z głębi doliny. Kiedy przebywała tu sama z rannym Anglikiem, często niepokoiły ją megafony używane przez oddziały przeczesujące okolicę.
- Trzymaj lustro nieruchomo, moja droga - poprosił.
- Zdaje mi się, że ktoś krzyczy. Słyszysz? Lewą ręką nastroił aparat słuchowy.
- To chłopiec. Może idź i zobacz, co się dzieje. Odwróciła lustro do ściany i ruszyła w głąb korytarza.
Zatrzymała się, aby usłyszeć kolejny okrzyk. Kiedy się rozległ, przeszła przez ogród na pole powyżej domu.
Stał z wyciągniętymi w górę rękami trzymając nad sobą coś na kształt ogromnej pajęczyny. Potrząsał głową, aby uwolnić ją od słuchawek radiowych. Kiedy do niego podbiegła, krzyknął, aby ominęła go z lewej strony, wszędzie tu pełno kabli. Zatrzymała się. Ruszyła wolnym krokiem, który stosowała już nieraz, nie odczuwając strachu. Zadarła spódnicę i posuwała się naprzód, uważnie wpatrując się pod stopy zanurzane w wysoką trawę.
Nawet kiedy do niego podeszła, nadal trzymał ręce wysoko w górze. Uwiązł w tej pozycji, unosząc w powietrzu dwa kable, których nie mógł opuścić bez narażania się na wywołanie zwarcia w całym splocie. Potrzebował trzeciej ręki do odłączenia jednego z nich, żeby się móc ponownie cofnąć ku głowicy zapalnika. Ostrożnie przekazał jej kable i opuścił ręce; krew ponownie do nich napłynęła.
- Za chwilę je od ciebie odbiorę.
- W porządku.
- Stój spokojnie, nie poruszaj się.
Otworzył plecak, by wyjąć licznik Geigera i magnes. Przejechał czujnikiem wzdłuż kabli, które trzymała. Wskazówka ani drgnęła. Żadnego sygnału. Nic. Cofnął się, rozmyślając, gdzie też może być ukryta pułapka.
- Przywiążę te kable do drzewa i będziesz mogła odejść.
- Nie. Potrzymam je. Nie sięgną do drzewa.
- Rzeczywiście nie sięgną.
- Łososiu, mogę je tak trzymać w górze.
- Znaleźliśmy się w impasie. Jest w tym jakiś trik. Nie mam pojęcia, gdzie go szukać. Nie wiem, jak bardzo jest przemyślny.
Pozostawił ją na miejscu, sam wrócił tam, gdzie się natknął na kabel. Uniósł go i przesuwał licznik Geigera wzdłuż całej długości drutu. Potem odszedł o jakieś dziesięć metrów, przypatrując się dwóm zwojom drutu, które trzymała w rękach.
- Nie wiem - wyrzekł powoli i głośno - n i e wiem. Myślę, że powinniśmy przeciąć ten kabel, który trzymasz w lewej ręce, musisz się odsunąć.
Nałożył sobie słuchawki na uszy, dźwięki muzyki znów wlały się weń i napełniły jego myśli jasnością. Przepatrywał różne odgałęzienia kabla, sprawdzał wibrowanie jego zwojów, nagłe załamania, pokrycie farbą, które zmieniało biegun dodatni w ujemny. Hubka i krzesiwo. Przypomniał sobie psa o oczach wielkich jak spodki. I wędrował tak z muzyką w uszach wzdłuż kabli, popatrując na ręce dziewczyny, utrzymujące je ciągle w górze.
- Lepiej stąd odejdź.
- Potrzebujesz jeszcze jednej ręki, żeby je odłączyć, no nie?
- Mogę to przywiązać do drzewa.
- Nie, będę to tak trzymała w górze.
Wyjął jej z lewej dłoni przewód, uważnie jak żmiję. Potem drugi z prawej. Nie ruszyła się z miejsca. Nie odzywał się, musiał teraz skupić myśli najściślej, jak potrafił, jakby był tu sam. Podeszła doń i odebrała mu jeden z kabli, nie uświadamiał sobie tego ani też jej obecności. Znów powędrował myślą ku głowicy zapalnika, sprawdzając wszystkie węzłowe punkty, prześwietlając je wzrokiem, całą resztę wyobraźni wypełniała muzyka.