Historia wymaga pasterzy, nie rzeźników.


— Nie ma sufitu! — jęknął. — I jest taki wielki!
Masklin poklepał go po ramieniu i zacytował:
— Naturalnie, że dla ciebie to wszystko jest nowe, ale nie musisz się bać wszystkie-
go, czego nie rozumiesz.
— Śmiejesz się ze mnie w duchu? Wiem, zasłużyłem.
— Nie śmieję się. Wiem, jak to jest, kiedy wszystko jest nowe i straszne. Wiem, jak
to jest być przestraszonym.
Gurder zmobilizował się z wyraźnym wysiłkiem.
— Przestraszony? Kto?! Ja czuję się zupełnie normalnie, tyle że trochę. . . hm. . .
zaskoczony. Przyznaję, że nie spodziewałem się, że to będzie takie. . . takie zewnętrzne.
Teraz, jak się przekonałem, jakie jest, czuję się znacznie lepiej. Tak. . . no to takie jest to Zewnątrz. . . Duże. To wszystko, co widać, czy jest tego więcej?
299
— Znacznie więcej. Tam, gdzie mieszkaliśmy, od jednego krańca świata do drugiego było tylko Zewnątrz.
— Aha — bąknął słabo Gurder. — Cóż. . . chyba tego dla wszystkich wystarczy. . .
No i dobrze.
Masklin zajął się oglądaniem ciężarówki — była prawie wklinowana w wąską alejkę
pełną śmieci i jakichś odpadków. No i z tyłu była solidnie pogięta.
Przeciwległy koniec alejki był jasno oświetlony. Akurat ulicą przemknął jakiś po-
jazd błyskający niebieskim światłem i śpiewający. Może nie było to najwłaściwsze okre-
ślenie, ale inne nie przychodziło Masklinowi do głowy.
— Dziwne — uznał Gurder.
— W domu też czasami takie jechało — przypomniał sobie Masklin, w głębi ducha
zadowolony, że tym razem to on wie różne rzeczy. — Gdy jedzie autostradą, to go tak
słychać: Dee-dah dee-dah DEE-DAH DEE-DAH dee-dah. Wydaje mi się, że on tak
świeci i śpiewa, żeby mu inni ustępowali z drogi.
Przemaszerowali wzdłuż rynsztoka i ostrożnie wyjrzeli ponad chodnikiem za róg,
akurat gdy przejechał następny świecąco-śpiewający.
300
— On bardziej wyje. . . — zaczął Gurder. — O Raju Przecen!
Sklep płonął.
Płomienie migotały w górnych oknach niczym zasłony na wietrze, a nad dachem
unosił się słup dymu, wyraźnie widoczny jako ciemniejąca kolumna na tle deszczowe-
go nieba. Sklep miał ostatnią wyprzedaż — Wielką Finałową Wyprzedaż wszelkiego
rodzaju iskier, płomieni i dymów, i to całkiem za darmo (czyli Dla Każdej Kieszeni).
Na ulicy miotali się w zwolnionym tempie ludzie, przed Sklepem stało kilka czer-
wonych ciężarówek z drabinami i czymś, z czego polewano go wodą. . .
Masklin przyjrzał się kątem oka Gurderowi, zastanawiając się, czy ten przypadkiem
nie wpadnie zaraz w histerię albo i co gorszego. Gurder tymczasem był tak spokojny, że Masklin nigdy by w to nie uwierzył, gdyby na własne oczy tego nie widział. O tym, że spokój nie jest naturalny i całkowity, świadczył jedynie głos Gurdera, gdy powiedział
albo raczej wychrypiał:
— Nie. . . nie tak to sobie wyobrażałem.
— Ja też nie.
— My. . . wydostaliśmy się w ostatniej chwili!
301
— Tak.
Gurder odchrząknął, jakby właśnie skończył długi spór z samym sobą, i oznajmił
kategorycznie:
— Dzięki Arnoldowi Erosowi (zał. 1905).
— Słucham? — zdziwił się Masklin.
Gurder spojrzał mu poważnie w oczy i odparł:
— Gdyby cię nie wezwał. . . gdyby nie wysłał po ciebie ciężarówki, wszyscy wciąż
bylibyśmy w Sklepie.
Sądząc po głosie, z każdym słowem upewniał się co do słuszności własnych słów.
— Ale. . . — zaczął Masklin i umilkł.
Przecież to nie miało sensu — gdyby nie próbowali opuścić Sklepu, nie byłoby po-
żaru. Choć z drugiej strony trudno mieć co do tego pewność — a nuż ogień wydostałby
się z którejś butli z pożarem. Lepiej się nie kłócić — są takie sprawy, o których nikt nie lubi dyskutować.
— Dziwne, że pozwolił, żeby Sklep się spalił — zauważył Masklin dyplomatycznie.
302
— A nie musiał — przyznał Gurder. — Są przecież zraszacze i te specjalne wyjścia pożarowe, żeby pożar sobie poszedł. Pozwolił, żeby Sklep się spalił, ponieważ my go
już nie potrzebujemy.
W oddali z hukiem zapadło się najwyższe piętro razem z dachem.
— Właśnie zniknęła Rachuba — mruknął Masklin. — Mam nadzieję, że wszyscy
ludzie zdążyli wyjść.
— Jak to?
— Różni tacy. Widzieliśmy ich imiona na drzwiach: Płace, Rachunki, Personalny,
Dyrektor.
— Jestem pewien, że Arnold Bros (zał. 1905) tego dopilnował.
Masklin wzruszył ramionami. I wtedy dostrzegł na tle płomieni Drastyczną Obniżkę
z latarką, w czapce i zajętego rozmową z kilkorgiem ludzi. Kiedy się odwrócił, mógł też zobaczyć jego twarz — Security był wściekły.
I był człowiekiem.