Historia wymaga pasterzy, nie rzeźników.

W spojrzeniu Anny dostrzegł teraz lekki wyrzut.
- W naszej sytuacji to kilka plaśnięć nie może zaszkodzić - usprawiedliwił się.
- Uważam, że już i tak przekroczyliśmy wszelkie prawdopodobne szanse pozostania niezauważonymi. Tylko cud powoduje, że jeszcze nas nie wykryto ­Anna wzruszyła ramionami, patrząc z niesmakiem jak Pet doprowadza Jara do przytomności. Nagle wydało się jej, że poruszył powiekami. Delikatnie wkroczyła w jego myśli. Wracał do przytomności. Pet również to dostrzegł. Oboje z Anną jeszcze raz przeszukali jego mózg. Jar miał dostęp tylko do części pomieszczeń Naboru. Tam gdzie obowiązywało hasło Ruban. Dalej mógł wejść tylko Wuur, Jena i członkowie Tajnej Rady.
Kiedy już oboje znaleźli się na trzydziestym pozio­mie i odprawili Jara, Pet poczuł nieprzyjemne ssanie w żołądku. Stąd już nie było odwrotu.
- Nie podoba mi się to wszystko - nadała wresz­cie Anna, odruchowo przysuwając się bliżej Peta.
- Mnie też - zapewnił ją z całym przekonaniem, na jakie mógł się zdobyć.
- Dlaczego to nie ma żadnych straży? - zaniepo­koiła się nagle.
- Po prostu Loop ma zaufanie do systemu zabez­pieczeń. Nie zapominaj, że bez jego wiedzy nikt nie może się dostać do tej wieży.
- Mogą mieć system kamer.
- Oni zabiliby nas za samo zdradzenie się z naszy­mi możliwościami. Te kamery trzeba wliczyć w ryzyko własne.
- Chyba znowu trzeba będzie sondować w my­ślach Wuura - westchnęła Anna - on w końcu zacznie coś podejrzewać.
- Zrób z nim to samo, co z innymi.
Anna przez chwilę patrzyła na niego w mil­czeniu. Mimo blokady, którą się otoczyła, Pet wie­dział że obawia się takiego czynu, Wuur był zbyt blisko Tajnej Rady. Nie mieli jednak innego wyj­ścia.
Po paru minutach okazało się, że Wuur może wpuścić ich do wewnątrz. Było to duże niedopatrzenie ze strony Loopa. Tym bardziej, że ze stanowiska Wuura można było sterować programem hipnotycz­nym we wszystkich wieżach.
- To wszystko jest zbyt proste - nadała Anna, kiedy już znaleźli się we wnętrzu.
- Nikt nie uwzględnia w swoich planach interwen­cji bogów - odparł Pet - postaraj się ich zrozumieć i wybaczyć.
- Nie posądzałam cię o taką megalomanię. - Nawet nie podejrzewasz jej wielkości.
- Pobaw się w boga z Jeną. Musimy wiedzieć wszystko to, co ona wie. Ja zajmę się Naborem. Przez następne trzydzieści minut obydwoje byli
zajęci swoimi sprawami. Tylko raz ciszę zakłócił wideofon przy pulpicie Wuura. To Loop upewniał się, że Nabór przebiega normalnie. Tymczasem Pet zajmo­wał się wszczepianiem w podświadomość Jeny tych samych poleceń, co wszystkim pozostałym osobom. Anna natomiast już bez zahamowań robiła to samo z Wuurem.
Po przedsięwzięciu tych kroków bezpieczeństwa, obydwoje skupili się na aparaturze służącej do hipno­tycznego nauczania dzikich. Przez godzinę pracowali w skupieniu, zmieniając standardowe procedury. Ich cel był prosty. Wszyscy dzicy mieli mieć wszczepiony nakaz posłuszeństwa wobec Peta i Anny. Po krótkiej wymianie myśli dodali nakaz robienia wszystkiego, co w ich mocy dla wybrania członkiem Tajnej Rady Noora lub kogoś blisko z Radą współpracującego. Praca Anny i Peta nie była zbyt skomplikowana. Posiadali jednocześnie wiedzę Jeny i Wuura oraz własne doświadczenie, więc wystarczyło zaledwie kil­ka minut na zaprogramowanie podstawowego nakazu. Komplikacje zaczynały się dopiero przy zabezpiecza­niu tych nakazów przed przedwczesnym wyzwole­niem się. Ta część zajęła im w sumie prawie czterdzieś­ci minut. W kwadrans później program został przesłany do wszystkich wież na Ziemi. Nie udało im się tylko kompletnie zatuszować śladów działalności. Procedury zostały uzupełnione dodatkiem automatycznie, za po­średnictwem głównego mózgu Naboru. W nim właśnie tkwiło niebezpieczeństwo. Ślad interwencji pozostał w pamięci wieczystej, gdzie przechowywane były wszy­stkie rozkazy wydane w ramach kolejnego Naboru. Ich kompletne wymazanie wymagało zniszczenia całej wieży.
- Ten Hersth nie był głupi - nadał zrezygnowany Pet po kolejnej próbie rozwiązania problemu.
- Zostaw - Anna wzruszyła lekceważąco ramio­nami. - Lepiej przyjrzyjmy się matrycom nowych ciał - dodała.
Przez następną godzinę uważnie analizowali struk­turę ciał mieszkańców wież.
- Mają o kilka potencjalnych możliwości mniej niż my - stwierdził w końcu Pet.
- Oni mają teleportację, a my nie.
- Potencjalnie my również powinniśmy być do tego zdolni.
- Może to kwestia tego promieniowania?
- Niech komputer pokaże nam jego działanie na ekranie - rozkazał Pet Wuurowi.
Następnie uważnie wpatrywali się w ekran, na którym dokonywała się dziwna reakcja, z której na początku nic nie rozumieli. Dopiero po kilkakrotnym powtórzeniu Anna zorientowała się w działaniu.
- Wydaje się, że to coś na kształt katalizatora. Promieniowanie zwiększa po prostu szanse rozwinię­cia się potencjalnych możliwości każdego człowieka.
- Być może - odparł niepewnie Pet. - Nie wygląda na to., żeby zmieniało strukturę genetyczną.

Podstrony