Historia wymaga pasterzy, nie rzeźników.

Jason jedną ręką objął Sancheza, a drugą wyciągnął w kierunku męż­czyzny. Jego ruch wyglądał na niezgrabny, prawie przypadko­wy. Sam wiedział, że nie był taki. Pistolet maszynowy Sandler TMP posiadał nasadkę smartguna, urządzenie wspomagające ce­lowanie poprzez indukcyjną podkładkę na dłoni Jasona. Kiedy krzyżyk ukaże się w cybernetycznych oczach Jasona, ten może być pewny, że jego broń dokładnie trafi w cel.
Padając na fotel Sancheza, Jason strzelił. Sandler Indianina prze­szył powietrze, plując kulkami i rozrywając osłonę mężczyzny. Krew i pianka z fotela wystrzeliły w powietrze. Linia strzału Jasona omi­nęła głowę człowieka i uderzyła go w ramię, kiedy nagle zrobił unik.
Pistolet Rybiejgęby zaterkotał za Samem. Kobiece jęki i okrzyki bólu złączyły się z hałasem strzelaniny. Morze twarzy, które ga­piły się na shadowrunnerów zniknęło pod chmurą rozprutych za­główków. Pasażerowie gromadzili się w bezładne grupy, modlili się pełni nadziei, błagali, żeby nie strzelać do nich.
Wolno reagując, Sam zorientował się, że jeszcze tylko on stoi. Sięgnął do kabury. Kiedy jego ręka zbliżyła się do kolby Narco-jet Lethe, zrozumiał, że nie będzie dosyć szybki. Mężczyzna pod­nosił się do następnego strzału.
Jason znowu go ubiegł. Jego Sandler zawarczał i plunął kulka­mi w stronę mężczyzny. Sam patrzył jak kule przenikały przez ubranie i ciało, odsłaniając kamizelkę kuloodporną, która urato­wała mężczyznę od pierwszego strzału Jasona. Impet cofnął go, obracając w przejściu. Następne kule dosięgneły go, przebijając sobie drogę przez ochronne płyty.
Zaczął się osuwać, drgając konwulsyjnie, jego ręczny pistolet strzelał na oślep, kule pobłyskiwały po kabinie.
Strzelanina skończyła się w momencie, kiedy mężczyzna upadł na pokład. Po okrzyku Rybiejgęby, aby nikt się nie ruszał, Jason
pospieszył przejściem do swojej ofiary. Biegł szybko, aby do­trzeć do martwego mężczyzny. Znalazł portfel i ledwo rzuciwszy nań okiem cisnął go na pierś zabitego.
- Korporacyjna glina, azjol.
Sam odprężył się trochę. Atak nie był końcem pułapki. Uzbro­jony mężczyzna mógł być urzędnikiem ze służby lotniczej, lub oficerem poza służbą w prywatnej podróży. Mężczyzna próbo­wał spełnić swój obowiązek i powstrzymać kilku runnerów od zabicia człowieka. Widocznie uznał konfrontację między Samem i Jasonem jako swoją szansę. Był pewny swoich umiejętności i przegrał.
- Starcie trwa nadal, Twist — powiedział Jason.
- Śmierć pedra obciąży nas. Nie możemy na to sobie pozwo­lić.
Zanim Sam zdążył odpowiedzieć na ostatnie wyzwanie samu­raja, poczuł że czyjaś ręka ciągnie go za frędzle kurtki.
- Senior, wy nie możecie mnie teraz zostawić. - Wyglądało na to, że strach Sancheza podwoił się.
- Diabła tam, nie możemy - warknął Jason, kiedy znalazł się obok.
Sanchez drgnął. Nerwowo obrzucił wzrokiem drzwi, które otworzył Otter, a potem jeszcze całą kabinę. Ostatecznie jego prze­rażone, płonące oczy zatrzymały się na Samie.
- Skazaliście mnie.
- Oni widzieli, że nie byłeś w to zamieszany - zapewniał go Sam. - Twoi szefowie rozumieją tego rodzaju rzeczy. Będą wie­dzieli, że to wszystko było pomyłką.
Sanchez gwałtownie potrząsnął głową.
- Ahman. Oni nie uwierzą.
- Każdy tutaj widział, że to on zaczął strzelaninę. Powiedzą twoim ahman, co się wydarzyło.
- Nie, senior. Ahman nie uwierzą.
- Dlaczego nie? Mamy pięćdziesięciu świadków.
- Nie, senior. Popatrz na nich.
Sam spojrzał wokoło kabiny na twarze, które ponownie wyj­rzały zza foteli. To wszystko byli obcy, lecz on znał ich. Znał ich nieugiętą determinację i strach, które były w każdym z nich. Ci ludzie już zaprzeczali, że Sanchez jest jednym z nich. Po latach spędzonych w Japonii Sam rozumiał takie bezwzględne prawa grupy. Tutaj w całej rodzinie lub organizacji wymagano od człon­ków zapału w czasie akcji. Jedynym sposobem, aby uniknąć de­strukcji w grupie, było wyparcie się winnego członka. Strach Sancheza dowodził jasno, że azjole są również zwolennikami grupo­wej odpowiedzialności.
Kabina cuchnęła śmiercią. Przerażony mężczyzna miał rację -jeśli zostawią Sancheza, to nie skończy się tutaj. Jeden człowiek ze służby bezpieczeństwa od Aztechnology, oraz przynajmniej dwóch innych zostało zabitych. Znacznie więcej było rannych. Dłużej nie mogła być to już drobna sprawa.
Koledzy Sancheza z korporacji nie będą mogli go bronić. Ah-man mogli zdecydować, że Sanchez jest odpowiedzialny, pomi­mo dowodów. Jeśli ahman potępią Sancheza, ci, którzy wystąpią w jego obronie, będą podejrzani lub podzielą jego los. Aztechno­logy nie słynęło ze zrozumienia i chęci wybaczania. Tacy ludzie nie mogliby otrzymać szansy.
Sam spojrzał w dół na twarz Sancheza. Człowiek kulił się ze strachu. Bał się pozostać, bał się myśli o porzuceniu korporacji, bał się shadowrunnerów i swoich własnych przypuszczeń i roz­paczy. Wyraźnie było to widoczne na jego twarzy.
Sam rozumiał te obawy. Schylił się, chwycił Sancheza za ra­miona i pociągnął w górę.

Podstrony