– To taka sama jednostka jak ta, która omal nie staranowa³a
niszczyciela Terrika? – zainteresowa³a siê Faughn.
215
– S¹dzê, ¿e taka sama – Torve nie by³ do koñca przekonany. –
Bez aktywnego ekranu nie dowiem siê niczego wiêcej.
– Mam! – ucieszy³ siê Elkin. – Na pó³nocnej pó³kuli… do-
k³adnie w tym miejscu. Tu s¹ wspó³rzêdne.
– Jest tam coœ ciekawego w pobli¿u? – spyta³a Faughn.
– Nic oczywistego, a przynajmniej nie o odczytywalnej emi-
sji energetycznej – poinformowa³ j¹ Torve.
– Nie podoba mi siê tu! – warkn¹³ nagle Elkin, bêbni¹c palca-
mi po konsolecie. – Dlaczego nie mamy nic o tym systemie w banku
danych? Otrzyma³ nazwê, wiêc ktoœ musia³ tu kiedyœ byæ. Choæby
tylko raz, ale jednak.
– Ktoœ kiedyœ na pewno – zgodzi³a siê Shirlee. – Prawdopo-
dobnie przelotem. By³ w czasach Starej Republiki taki okres, kie-
dy wystarczy³o znaleŸæ jakiœ nowy system, przeprowadziæ krótki
skan form ¿ywych i wyst¹piæ o prawo w³asnoœci. Prawo to nazy-
wano „nazwaæ i posiadaæ”. W ten sposób na Zewnêtrznych Odle-
g³ych Rubie¿ach odkryto i nazwano masê uk³adów, które znajduj¹
siê na mapach i o których nic nie wiadomo.
– Gdzieœ o tym czyta³am – wtr¹ci³a Mara. – Tego prawa nad-
u¿ywa³y zw³aszcza w³adze Sektora Wspólnego, a jesteœmy ca³kiem
blisko jego granic.
– Zgadza siê – przyzna³a Faughn. – W tym przypadku podzie-
lam zdanie Elkina: jeœli to czyjaœ baza wojskowa, gdzie s¹ systemy
obronne? A przede wszystkim, gdzie sama baza?
– Nikt nie mówi³, ¿e to musi byæ baza militarna – przypomnia³a
Mara. – Wiemy jedynie tyle, ¿e u¿ywaj¹ nieznanej, obcej techniki.
A w ogóle to jak d³ugo bêdziemy tu tkwiæ, niczego nie zauwa¿ymy
i niczego siê nie dowiemy.
– Nie wiem… – westchnê³a Shirlee. – Potwierdziliœmy, ¿e to
ten system, mo¿e powinniœmy wróciæ po wsparcie?
– Nie potwierdziliœmy niczego poza tym, ¿e koordynaty na
mapach pokrywaj¹ siê z rzeczywistym po³o¿eniem uk³adu! – ziry-
towa³a siê lekko Mara. – Nie wiemy, czy tu siê mieœci ich baza.
Mo¿e to byæ jedynie miejsce spotkañ w tym miesi¹cu. Jeœli teraz
odlecimy, mo¿emy ich ju¿ nigdy nie znaleŸæ.
– W zasadzie… – kapitan najwyraŸniej nie mia³a ochoty na
dok³adniejsze badania systemu. – Za kilka godzin l¹dowisko znaj-
dzie siê za horyzontem, wtedy zbli¿ymy siê do planety.
– A jeœli maj¹ system wczesnego ostrzegania rozsiany po po-
wierzchni ca³ej planety? – spyta³ Torve.
216
– Coœ trzeba za³o¿yæ – Faughn wzruszy³a ramionami. – To siê nazywa „skalkulowane ryzyko”.
– Którego nie musi ponosiæ ca³y statek – doda³a Mara. – Dys-
ponujemy dwoma promami i myœliwcem, mam nadziejê ¿e z sys-
temem wyg³uszaj¹cym.
– Bez – poinformowa³a j¹ Shirlee. – I bez hipernapêdu. De-
fender na dobr¹ sprawê nie potrzebuje systemu wyg³uszania, bo
sam z siebie jest trudno wykrywalny. Jeœli nie maj¹ naprawdê do-
brych sensorów, a ty nie bêdziesz szaleæ, powinnaœ pozostaæ nie
zauwa¿ona podczas ca³ego przelotu.
Defender by³ najnowszym modelem myœliwca Nowej Repu-
bliki, którego posiadanie by³o podobno nielegalne, a który Karrde
gdzieœ za³atwi³.
Maszynê przeznaczono do walk wewn¹trzsystemowych, st¹d
nie wyposa¿ono jej w hipernapêd. Byæ mo¿e dlatego jakiœ dowcip-
niœ ochrzci³ j¹ tak, jak nazywano jedn¹ z wersji rozwojowych im-
perialnego myÂœliwca TIE.
– Doskonale – Mara na wszelki wypadek siêgnê³a po Moc,
ale jej zmys³ niebezpieczeñstwa nie wyczuwa³ niczego. – Po-
czekamy, a¿ miejsce l¹dowania znajdzie siê po przeciwnej stronie
planety. Przez te parê godzin sprawdzê Defendera. A potem siê ro-
zejrzê.
Z oddali planeta wygl¹da³a szaro, ponuro i bezludnie. Z bliska
bynajmniej nie przedstawia³a siê lepiej.
Porasta³a j¹ co prawda roœlinnoœæ – kêpa drzew o szerokich,
przypominaj¹cych wachlarz liœciach i jakieœ niskopienne roœliny
niemo¿liwe do dok³adnego obejrzenia przy szybkoœci, z jak¹ le-
cia³a, ale zestaw barw wystêpuj¹cych na wiêkszoœci planet, które
Mara odwiedzi³a, a by³o ich sporo, tê jakoœ omin¹³. Wszystko ogra-
nicza³o siê do odcieni br¹zu i szaroœci, naprawdê wyj¹tkowo ubar-
wionych plam¹ ciemnego fioletu lub krwistej czerwieni. Móg³ to
byæ wynik adaptacji do ciemnego œwiat³a czerwonego s³oñca i mo¿e
w podczerwieni roœliny okaza³yby siê ca³kiem kolorowe. Tylko
jakoœ w to nie wierzy³a.
– Wlatujê miêdzy wzgórza – powiedzia³a g³oœno: do tablicy
kontrolnej przyczepione mia³a urz¹dzenia nagrywaj¹ce, tak na
wszelki wypadek. – Wygl¹daj¹ na poszarpane i skaliste… ziemia,