Historia wymaga pasterzy, nie rzeźników.

Gdy tylko zniknął policjant, jak spod ziemi wyrośli chłopcy, a ze wszystkich stron otoczyła ją gromada handlarzy. Minęła jatkę na otwartym powietrzu, obwieszoną długim rzędem świeżo ubitych jagniąt obdartych ze skóry i pokrytych różowymi rządowymi pieczęciami. Martwe ciała zwisały łbami w dół, ich nie widzące oczy wzbudzały grozę, a smród odpadków przyprawiał Erykę o mdłości. Stęchlizna szybko mieszała się z zapachem zgniłych owoców mango dolatującym z pobliskiego straganu i odorem świeżego oślego łajna. Kilka kroków dalej dziewczyna poczuła orzeźwiający aromat ziół, przypraw i świeżo zaparzonej arabskiej kawy.
W wąskiej, zatłoczonej uliczce unosił się kurz przesłaniający słońce, zamieniający skrawek bezchmurnego nieba w niewyraźny, odległy błękit. Piaskowe budowle po obu stronach ulicy drzemały w popołudniowym upale.
Eryka wtopiła się w tłum na bazarze. Wsłuchując się w stukot pradawnych drewnianych kół na granitowym bruku, przeniosła się w myślach do średniowiecznego Kairu. Wyczuwała chaos, ubóstwo i życiowe niedostatki; pulsująca, surowa żywotność przerażała ją i podniecała, intrygowała ją tajemniczość tego świata, tak starannie kamuflowana i skrywana przez kulturę Zachodu; życie obnażone do kości, lecz pełne spokoju; los przyjmowany z rezygnacją, a nawet ze śmiechem.
- Masz papierosa? - spytał nachalnie dziesięcioletni chłopiec. Ubrany był w szarą koszulę i bufiaste spodnie. Jeden z jego kompanów wypychał go do przodu, bliżej Eryki. - Papierosa - powtórzył, wijąc się w arabskim tańcu i zapalając wyimaginowanego papierosa ze śmiertelnie poważną miną.
Krawiec zajęty prasowaniem wykrzywił twarz, a siedzący w szeregu mężczyźni palący mokre od śliny nargille wbili w nią przeszywający, nieruchomy wzrok.
Eryka pożałowała, że ubrała się w tak rzucające się w oczy, zagraniczne ciuchy. Widząc jej bawełniane spodnie i prostą, tkaną bluzkę, nikt nie miał wątpliwości, że była turystką. Żadna ze spotkanych kobiet nie miała na sobie spodni. Większość Arabek odziana była w tradycyjne, czarne meliye. Eryka zdawała sobie sprawę, że nawet jej ciało było inne. Choć miała kilka funtów nadwagi, była szczuplejsza od Egipcjanek. Jej delikatna twarz wyróżniała się na tle okrągłych, ciężkich twarzy wypełniających bazar - duże szarozielone oczy, lśniące, kasztanowe włosy i doskonale wyrzeźbione usta o pełnych wargach, nadających im lekko grymaśny wyraz. Wiedziała, że jest piękna. Mężczyźni nie pozostawali obojętni na jej widok.
Jednak w tej chwili, przepychając się przez zatłoczony bazar, zaczęła żałować swego atrakcyjnego wyglądu. Jej strój sprawiał, że nie chroniła jej miejscowa uliczna moralność, a co ważniejsze, była sama. Stała się doskonałym katalizatorem erotycznych fantazji wszystkich mężczyzn, którzy na nią patrzyli.
Przyciskając do boku wypakowaną torbę, dziewczyna podążyła wąską uliczką w stronę hałaśliwych zaułków wypełnionych po brzegi ludźmi, zajętymi każdą możliwą formą produkcji i handlu. Nad głowami powiewały dywany i tkaniny, przesłaniając słońce, ale wzmagając hałas i kurz. Eryka zawahała się ponownie, widząc barwną mozaikę twarzy. Grubokościści fellachowie o szerokich ustach i grubych wargach odziani byli w tradycyjne galabije i małe czapeczki. Arabowie czystej krwi - Beduini - o ostrych rysach i szczupłych, giętkich ciałach; Nubijczycy o hebanowej skórze, o niezwykle silnych i muskularnych torsach, często obnażeni do pasa.
Strumień postaci pchnął ją naprzód i wcisnął w głąb Khan el Khalili. Teraz ocierała się o gromadę różnorodnych typów. Ktoś uszczypnął ją w siedzenie, ale kiedy odwróciła głowę, nie była w stanie rozpoznać winowajcy. Wciąż otaczała ją grupa pięciu, sześciu chłopaków. Czuła się jak zając pośród psów gończych.
Eryka zmierzała do sektora złotników. Tam chciała kupić kilka pamiątek. Jednak gdy czyjeś brudne palce przesunęły się po jej włosach, zapał jej zmalał. Była wyczerpana i myślała tylko o powrocie do hotelu.

Podstrony