Historia wymaga pasterzy, nie rzeźników.

Za chwilÄ™ bÄ™dzie tu Hanae, a on jeszcze nie wziÄ…Å‚ prysznica i nie zjadÅ‚ Å›niadania. WróciÅ‚ do Å›rodka. WrzucaÅ‚ wÅ‚aÅ›nie puste opakowania po Å›niadaniu do otworu sani­tarnego, kiedy drzwi zaćwierkaÅ‚y.
- Tak, sÅ‚ucham? - powiedziaÅ‚ do interkomu, wduszajÄ…c jedno­czeÅ›nie przycisk kierujÄ…cy Å›mieci do arkologicznego systemu recy­klingu.
- Co za oficjalny ton! No dobrze. Tu Hanae Norwood, proszę pana. Być może mnie pan pamięta? Poznaliśmy się rok temu, na uroczystościach Dnia Niepodległości.
Sam otworzyÅ‚ drzwi chichoczÄ…cej Hanae. Kruczoczarne wÅ‚osy kotrastowaÅ‚y z pogodnymi, euroazjatyckimi rysami jej twarzy, ale bury kolor obowiÄ…zkowego uniformu byÅ‚ zupeÅ‚nie nie na miejscu. Chociaż pasowaÅ‚ doskonale na pogrzeb, stanowiÅ‚ dalekie wspomnie­nie jasnych barw, które tak lubiÅ‚a. WspinajÄ…c siÄ™ na palce, pocaÅ‚o­waÅ‚a Sama w policzek.
- ByÅ‚oby o wiele proÅ›ciej, gdybym zostaÅ‚a tu wczoraj wieczo­rem.
- Chciałem pobyć trochę sam.
- Nie bÄ…dź taki ponury. Rozumiem - zapewniÅ‚a go szukajÄ…c cze­goÅ› w torebce. - Mam tu gdzieÅ› opaskÄ™ na ramiÄ™ dla ciebie.
MruczÄ…c podziÄ™kowanie wyciÄ…gnÄ…Å‚ rÄ™kÄ™ po czarnÄ… opaskÄ™, którÄ… mu podaÅ‚a. To byÅ‚o zupeÅ‚nie w jej stylu. WiedziaÅ‚a, że prawdopo­dobnie o tym zapomni, wiÄ™c zabraÅ‚a opaskÄ™ w trosce, by nie naru­szyÅ‚ panujÄ…cej w korporacji etykiety. Jak najlepszy przyjaciel pa­miÄ™taÅ‚a o tych wszystkich drobiazgach, które jemu wylatywaÅ‚y z gÅ‚owy, a stanowiÅ‚y istotnÄ… część życia korporacji. Lojalna, wrażliwa, ambitna za niego, a przy tym - co nie pozostawaÅ‚o bez zna­czenia - czarujÄ…ca i piÄ™kna. ByÅ‚a uosobieniem wszystkiego, czego pracownik szukaÅ‚ w kobiecie. Powinien zalegalizować ich zwiÄ…­zek, coÅ› go jednak przed tym powstrzymywaÅ‚o.
Hanae weszła z nim do łazienki, by poprawić makijaż, kiedy on kończył się ubierać. Lustro stało tuż obok konsoli z komputerem. Zbyt późno zdał sobie sprawę, że zapomniał wyłączyć monitor. Wkładając buty obserwował, jak jej wzrok przebiega po ekranie.
- Jeszcze nie wysłałeś wiadomości do Sato-sawa?
- Nie teraz. Nie chcę o tym rozmawiać.
- Naprawdę powinieneś - nalegała łagodnie.
- Jaki to ma sens? Jeśli Sato w ogóle mnie pamięta, pamięta też nasze spotkanie w szpitalu w Tokio. Dostatecznie jasno dał mi do zrozumienia, że niepotrzebnie traci na mnie czas, nawet jeśli Aneki-sama miał inne zdanie. Sato nie darzy sympatią gaj ino w, a już szczególnie tych, którzy mu zagrażają, zwracając uwagę Aneki-sama.
Wyglądała na zagubioną.
- Ale ty nie byłeś dla niego groźny.
-Aneki-sama interesował się moją karierą. A to już wystarczyło komuś takiemu jak Sato.
- Przesadzasz. Sato to bystry facet. Inaczej nigdy nie zostaÅ‚by specjalnym asystentem Aneki-sama. Wie, że zwykÅ‚y badacz jak ty nie stanowi zagrożenia dla kogoÅ› z jego pozycjÄ…. MusiaÅ‚eÅ› źle od­czytać jego zamiary.
-Źle odczytać? Patrzył z ogromną satysfakcją, jak odsyłają mnie do arkologii. Każdy wie, że jedynymi ludźmi mającymi przyszłość w Renraku są pracujący w biurach w Japonii. Projekt arkologiczny to sprawa marginalna.
- Nieprawda! - czuÅ‚a siÄ™ wyraźnie oburzona, że mógÅ‚ tak my­Å›leć. - WÅ‚aÅ›nie dlatego tu jesteÅ›. Aneki-sama chce pewnie, byÅ› zdo­byÅ‚ doÅ›wiadczenie, które potem bÄ™dziesz mógÅ‚ wykorzystać. To kolejny szczebel kariery, nie kara.
- Czy ty nic nie rozumiesz? - W gÅ‚osie Sama brzmiaÅ‚a wÅ›cie­kÅ‚ość. - PamiÄ™tam twarz Sato, kiedy mówiÅ‚ mi, co siÄ™ staÅ‚o z Janice. Przyniesienie zÅ‚ych wieÅ›ci sprawiÅ‚o mu wielkÄ… przyjemność.
- To przykre.
- ON był przykry. Nie, raczej okrutny. Nic go nie obchodził los mojej siostry. Cieszył się myśląc, co to dla mnie znaczy. Czy Janice żyła, czy nie, pokazała, że ród Vernera jest splamiony. Zupełnie jakby bycie nie-Japończykiem nie było dostateczną skazą w jego oczach. Jak wszystko w Japonii, kawaru dotyka nie tylko tego, kto się zmienił. Cała rodzina zostaje zhańbiona. Metaludzka krew mojej siostry była wystarczającym powodem, by wykluczyć mnie z drogi kariery w korporacji.
- Ale nie przekreślili cię. - To był ostateczny argument Hanae.
- Bez sensu, prawda? CzÄ™sto zastanawiaÅ‚em siÄ™ dlaczego. SÅ‚y­szaÅ‚em o wielu, których wyrzucono w podobnych jak moje oko­licznoÅ›ciach.
- Być może to wpływ Aneki-sama. Był twoim opiekunem i nie chciał cię opuścić. Więc, jak widzisz, prawdopodobnie jesteś tu na szkoleniu.
Zawsze udawało się jej zarazić go optymizmem. Znów chciał wierzyć, że nie wszystko co było, jest stracone.
- Może mnie nie opuÅ›ciÅ‚. Ale nawet kierownictwo głównej po­nadnarodowej korporacji musi liczyć siÄ™ ze spoÅ‚ecznymi konwe­nansami panujÄ…cymi w Japonii. To wygnanie do Seattle byÅ‚o pew­nie najlepszym rozwiÄ…zaniem, może wyrazem żalu, że wszystko tak siÄ™ potoczyÅ‚o.
Hanae uśmiechnęła się.
- Aneki-sama to dobry człowiek.
- Tylko dlaczego Renraku trzyma mnie z dala od Janice teraz, gdy jestem jej najbardziej potrzebny. Zablokowali wszystkie drogi kontaktu.
- Trudno uwierzyć, żeby Aneki-sama pozwolił na coś takiego.
Sama na nowo ogarnęły wÄ…tpliwoÅ›ci, jednak jakaÅ› jego część pragnęła dalej wierzyć, że Aneki jest rzeczywiÅ›cie porzÄ…dnym czÅ‚o­wiekiem, a winÄ™ ponoszÄ… inni.
- KtoÅ› inny musi być za to odpowiedzialny — podsumowaÅ‚a.
- Na przykład Sato?
- Nie sądzę. Aneki-sama nie współpracowałby z kimś takim.