- To było więcej niż rok czy dwa lata temu - odparł Tom z markotnym uśmiechem - a ty nie powinieneś
pamiętać wszystkiego, co ci mówię. Przechwałki są jak długi i szczenięce miłości: często wracają po latach i nie
dają człowiekowi spokoju.
W południe trzeciego dnia stanęli na grzbiecie pasma górskiego, biegnącego z północy na południe. Góry,
których stoki porastał purpurowy wrzos, wyznaczały linię dzielącą obszary nadbrzeżne od płyty kontynentalnej.
Z tyłu rozpościerały się lasy, niczym zielony kobierzec sięgający do brzegu oceanu. Z przodu zaś wyrastały
skaliste wzgórza, a dalej zaczynały się bezkresne równiny, błękitne w oddali, ciągnące się aż po horyzont.
Ciepły wiatr porywał małe obłoczki kurzu, wznoszące się spod kopyt wędrujących stad zwierząt.
- Każdy z tych szarych tumanów mógłby wskazać nam drogę do tych, których ścigamy, ale zwierzęce kopyta
zmazą ich ślad - rzekł Tom. - Mimo to wątpię, by ruszyli na to ogromne pustkowie.
- Przynajmniej Kadem miałby dość rozumu, żeby spróbować znaleźć osiedla ludzkie.
- Kolonia na Przylądku Dobrej Nadziei? - spytał Mansur, spoglądając na południe.
- Raczej arabskie forty na Wybrzeżu Malarycznym albo portugalskie terytorium w Mozambiku.
- To ogromny ląd - rzekł Mansur, marszcząc czoło. - Mogli pójść wszędzie.
- Poczekajmy na powrót zwiadowców, zanim postanowimy co dalej.
Tom wysłał ludzi na pomoc i na południe, żeby szukali śladów pozostawionych przez Kadema. Nie
powiedział tego jeszcze Mansurowi, lecz był przekonany, że ich szansę są znikome. Kadem miał za dużą
przewagę nad pościgiem, a ląd, jak słusznie zauważył Mansur, był ogromny.
Wyznaczone przez Toma miejsce spotkania ze zwiadowcami znajdowało się pod charakterystycznym
szczytem w kształcie przekrzywionego kapelusza, widocznym z odległości dwudziestu mil. Rozbili obóz na
południowym stoku góry, na skraju lasu; zwiadowcy zaczęli się schodzić wieczorem. Żaden nie natrafił na trop.
- Umknęli nam, chłopcze - rzekł Tom do bratanka. - Myślę, że nie pozostaje nic innego, jak zrezygnować z
pościgu i wrócić na statki. Ale chciałbym, żebyś wyraził na to zgodę. Twój obowiązek wobec matki podyktuje
to, co zrobimy dalej.
- Kadem był tylko wysłannikiem - odparł Mansur. - Moja zemsta musi dosięgnąć jego pana na wyspie Łamu,
Zajna al-Dina. Zgadzam się, stryjku. To bezcelowe. Gdzie indziej będziemy mogli lepiej spożytkować naszą
energię.
- Weź pod uwagę także i to, młodzieńcze, że Kadem niezawodnie poleci prosto do swojego pana, jak gołąb
do gołębnika. Kiedy znajdziemy Zajna, Kadem będzie przy jego boku, jeśli wcześniej nie pożrą go lwy.
Twarz Mansura rozjaśniła się, jego plecy wyprostowały.
- Na Boga, stryju, o tym nie pomyślałem. Oczywiście, że masz rację. Jeśli zaś idzie o to, czy Kadem przeżyje
na pustyni, czy zginie, to wydaje mi się, że ma on niebywałą żywotność i fanatyczną wiarę, które pomogą mu
przetrwać. Jestem pewien, że jeszcze go spotkamy. Dosięgnie go moja zemsta. Wracajmy czym prędzej.
Przed świtem Sarah wstała z koi w swej małej kabinie na Sprite. Jak każdego dnia rano podczas nieobecności
Toma wspięła się na szczyt nad laguną. Stamtąd wyglądała powrotu męża. Z daleka rozpoznała jego wysoką,
prostą sylwetkę na czele pochodu i kołyszący się chód. Obraz rozmył się w jej oczach, które napełniły się łzami
radości i ulgi.
- Dzięki ci, Boże, że wysłuchałeś mych modlitw! - zawołała głośno i zbiegła ze wzgórza prosto w ramiona
męża. - Tak się martwiłam, że znów wpakujesz się w jakąś kabałę, a mnie nie będzie, żeby się tobą
zaopiekować, Tomie Courtneyu.
- Nie miałem takiej okazji, Sarah Courtney - odparł Tom, ściskając ją mocno. - A szkoda. - Spojrzał na
Mansura. - Jesteś szybszy ode mnie, chłopcze. Biegnij powiedzieć ojcu, że wracamy. Niech przygotuje statki do
postawienia żagli, jak tylko wejdziemy na pokład. - Mansur przyśpieszył kroku.
Kiedy się trochę oddalił, Sarah powiedziała:
- Chytry z ciebie lis, Thomasie. Nie chciałeś być tym, który przekaże Dorry'emu gorzką nowinę, że śmierć
Jassie nie została pomszczona.
- To obowiązek Mansura, nie mój - odparł żywo Tom. - Dorry nie pozwoliłby, żeby to się odbyło inaczej.
Jedyny pożytek z tej krwawej rozgrywki jest taki, że ojciec i syn zbliżą się do siebie jeszcze bardziej, a i
przedtem byli ze sobą bardzo blisko.
Wyszli w morze z prądem odpływu. Wiatr był mocny; przed zapadnięciem zmroku pokonali sporą odległość.
Statki szły w odległości dwóch kabli jeden od drugiego, z wiatrem wiejącym od rufy i nieco z boku, czyli
najkorzystniejszym do żeglowania. Revenge pokazała swoją wyborną szybkość i zaczęła zostawiać Sprite z tyłu.
Tom z niechęcią wydał rozkaz skrócenia żagli na noc. Żałował, że nie może w pełni wykorzystać wiatru, który
tak rączo niósł ich ku Zatoce Narodzenia Pańskiego.
Wszak to statek handlowy, a nie wojenny, pocieszał się Tom. Wydając rozkaz skrócenia żagli, zobaczył, że
Mansur na Revenge zwija sztaksel, refuje bezan i główny żagiel. Na obu szkunerach zawieszono latarnie na
masztach, żeby łatwiej było utrzymać pozycję względem siebie.
Tom był gotów oddać mostek Kumrahowi i zejść do małej jadalni na kolację, której zapach już czuł;
rozpoznał korzenny aromat słynnego gulaszu Sarah i ślinka napłynęła mu do ust. Przez kilka minut sprawdzał