Historia wymaga pasterzy, nie rzeźników.


- To nawet lepiej. Nieźle. Sprowadź go i zamknij na razie. Na moją odpowiedzialność.
- Tak jest.
- I niech nikt się nie przejmuje i nie myśli za dużo. - kontynuował Borowic. - Wszystko jest na moich barkach, które są szerokie - jak wiecie. Niczego nie staram się ukryć, wszystko w swoim czasie. Teraz jest szansa pozbyć się KGB raz na zawsze.
- Ty... - zwrócił się do pilota. - Chcę lekarza. Z naszego Wydziału. Sprowadź go natychmiast!
- Tak jest, towarzyszu generale. Natychmiast. - Pilot podbiegł do maszyny, żołnierze ochrony rozbiegli się do samochodów, które były zaparkowane na zewnątrz dziedzińca. Borowic obserwował krzątaninę swoich ludzi. Spokojniejszy oparł się na ramieniu Dragosaniego.
- Borys, nadajesz się jeszcze do czegokolwiek?
- Trzymam się - odpowiedział - zdążyłem ukryć się w przedpokoju, zanim granat rozerwał się.
Borowic roześmiał się ironicznie mimo palącego bólu w ramieniu.
- Dobrze. Wracaj tam! Jeśli coś się pali, ugaś. Potem przyjdź do mnie do sali wykładowej. No? Na co czekasz?
Przez zniszczone drzwi Dragosani wszedł do środka.
- I towarzyszu, znajdźcie sobie ubranie. Nie wypada, żeby Borys Dragosani, Nadworny Nekromanta Kremla biegał w stroju adamowym. Wykonałeś swoje zadanie na dziś - krzyknął z dziedzińca generał.
 
 
Tydzień później, na specjalnym przesłuchaniu przy drzwiach zamkniętych, Grigorij Borowic bronił swojego postępowania w czasie wydarzeń na Zamku Bronnicy. Przesłuchanie służyło dwóm celom: po pierwsze - generał musiał dostać formalne pozwolenie na “zaprowadzenie porządku” w eksperymentalnym wydziale. A po drugie, postanowił wykorzystać wypadek dla uzyskania całkowitej niezależności od reszty tajnych służb ZSRR, w szczególności KGB. Krótko mówiąc - przesłuchanie miało doprowadzić do pełnej autonomii Wydziału.
Grono sędziów składało się z pięciu osób: Gieorgija Kriszicza z KC, Olega Bielokhojży i Karla Żdanowa - wiceministrów, Jurija Andropowa - szefa Komisji Gosudarstwiennoj Biezopasnosti. Ostatni, piąty sędzia był osobistym przedstawicielem Leonida Breżniewa. Przywódca Partii miał ostatnie słowo. Jego “bezimienny”, ale najważniejszy tutaj człowiek, musiał zostać przede wszystkim przekonany przez Borowica. Mimo swej “anonimowości” miał on najwięcej do powiedzenia.
Przesłuchanie odbywało się w dużym pokoju na drugim piętrze budynku przy Prospekcie Kutuzowa, co było ułatwieniem dla Andropowa i człowieka Breżniewa, gdyż obaj mieli biura w tym bloku.
Przesłuchanie nie trwało długo, zebrani znali się dokładnie i nie musieli sobie wyjaśniać reguł ani celu gry. Wszyscy wiedzieli, że z każdym eksperymentalnym projektem wiąże się element ryzyka. Dało to Andropowowi okazję do uwagi, że skoro zakłada się ryzyko, to można je uprzedzić. Borowic uśmiechnął się, skinął z teatralnym szacunkiem głowę. W duchu obiecał sobie, że pewnego dnia ten łajdak zapłaci za tę chłodną, szyderczą insynuację, a także za całą swoją przewrotność i niepohamowaną ambicję.
Borowic relacjonował zwięźle, bez niepotrzebnego gadulstwa i pustosłowia. Opowiedział, że jeden z jego podwładnych, Andriej Ustinow, załamał się nerwowo z powodu stresów w pracy. Zwariował. Zabił żołnierza KGB, Grateżkowa. Usiłował wysadzić zamek w powietrze, ale został zatrzymany. Niestety w czasie akcji dwóch mężczyzn straciło życie, trzeci został ranny. Żaden z zabitych nie był znaczącym obywatelem. Państwo wypłaciło już odszkodowania ich rodzinom.
Po tym zajściu, do czasu ustalenia faktów, konieczne było przetrzymanie drugiego agenta KGB w zamkowych piwnicach. Za wyjątkiem pilota śmigłowca Borowic nie pozwolił nikomu opuścić zamku, aż do wyjaśnienia sytuacji. Zatrzymano by i pilota, gdyby nie pilna potrzeba interwencji lekarza. Zamknięcie w piwnicy agenta KGB służyło jedynie jego własnemu bezpieczeństwu. Oczywiście, jeden agent to była spora strata.