Historia wymaga pasterzy, nie rzeźników.


- To nie było celem tego spotkania
- A co było?
- Zobaczyć, czy jesteś gotowa do próby.
- Próby...? - Przekrzywiła głowę odrobinę w prawo i wpatrzyła się w niego.
- Nie odgrywaj przede mną niewiniątka - rzekł. - Moneo ci po­wiedział. Ja mówię ci, że jesteś gotowa.
Spróbowała przełknąć ślinę i powiedziała:
- Co to za...?
- Posłałem po Monea, żeby wrócił z tobą do Twierdzy - odparł. - Kiedy się znowu spotkamy, dowiemy się, z jakiej tak naprawdę jesteś ulepiona gliny.
Znacie mit o Wielkim Skarbie Przyprawowym? Tak, ja też znam tę opowieść. Majordom przyniósł mi ją pew­nego dnia, by mnie zabawić. Opowieść mówi, te istnieje zapas przyprawy, gigantyczny skarb wielki jak góra. Ukryty jest na jakiejś odległej planecie. Ten świat to nie Arrakis. To nie Diuna. Przyprawa została tam ukryta dawno temu, nawet przed Pierwszym Imperium i Gildią Planetarną. Opowieść mówi, że Paul Muad'Dib udał się tam i wciąż pilnuje skarbu, utrzymując się dzięki niemu przy życiu i czekając. Majordom nie zrozumiał, dlaczego ta opowieść mnie zaniepokoiła.
"Wykradzione dzienniki"
Idaho drżał z gniewu, idąc przez szare plastalowe sienie w stronę swoich kwater w Twierdzy. Przy każdym posterunku straży, który mi­jał, strażniczki podrywały się na baczność. Nie reagował. Idaho wie­dział, że wywołuje wśród nich zaniepokojenie. Nikt nie mógł mylić się co do nastroju Dowódcy. Idaho nie zaprzestawał pospiesznego marszu. Głuche dudnienie jego kroków odbijało się echem od ścian.
Wciąż miał w ustach smak południowego posiłku - dziwnie znajo­ma atrydzka potrawa - sztuczne mięso jagnięce, zapiekane w cieście z mąki z różnych zbóż, przyprawione wonnymi ziołami, wszystko to popite napojem z soku cydrytowego.
Moneo znalazł Idaho siedzącego samotnie w stołówce Straży, z planem operacyjnym opartym o talerz.
Bez zaproszenia usadowił się naprzeciwko Idaho i odsunął na bok materiały, które studiował Duncan.
"Przynoszę wiadomość od Boga Imperatora" - powiedział.
Z niezwykle opanowanego tonu głosu Monea Idaho wywniosko­wał, że to nie było takie ot sobie spotkanie. Pozostali również to wy­czuli. Najpierw zamilkły kobiety siedzące przy najbliższych stoli­kach, później cisza zapanowała w całej sali.
Idaho odłożył pałeczki.
"Tak?"
"Bóg Imperator powiedział - rzekł Moneo - że na jego nieszczę­ście Duncan Idaho zakochał się w Hwi Noree. To nie może trwać dłu­żej."
Idaho wykrzywił usta w gniewie, ale zachował milczenie.
"Taka głupota naraża nas wszystkich na niebezpieczeństwo - po­wiedział Moneo. - Noree jest przeznaczona dla Boga Imperatora."
Idaho usiłował kontrolować swój gniew, ale słowa go zdradziły:
"On nie może jej poślubić!"
"Dlaczego nie?"
"W jaką grę on gra, Moneo?"
"Jestem posłańcem z wiadomością, nikim więcej" - odparł Mo­neo.
"Ale on ci ufa" - głos Idaho był niski, groźny.
"Bóg Imperator ci współczuje" - skłamał Moneo.
"Współczuje!" - wykrzyknął Idaho, a jego głos odbił się echem w ciszy panującej na sali.
"Noree jest kobietą o oczywistych powabach - powiedział Moneo. - Ale ona nie jest dla ciebie."
"Tak rzeki Bóg Imperator - zaszydził Idaho - i nie ma odwołania."
"Widzę, że zrozumiałeś wiadomość" - rzekł Moneo.
Idaho zerwał się z miejsca.
"Dokąd idziesz?" - zapytał Moneo.
"Idę od razu wszystko z nim wyjaśnić!"
"To pewne samobójstwo" - stwierdził Starzec.
Idaho popatrzył na niego, nagle uświadomiwszy sobie napięcie, z ja­kim przysłuchiwały się im kobiety siedzące przy pobliskich stolikach. Na jego twarzy pojawił się wyraz, który Muad'Dib rozpoznałby natych­miast: "Gra dla Diabelskiej Galerii" - tak nazywał to Muad'Dib.
"Wiesz, co zawsze mówili prawdziwi książęta atrydzcy?" - zapytał Idaho. W jego głosie pobrzmiewało szyderstwo.
"Czy ma to teraz jakieś znaczenie?"
"Powiadali, że twoja wolność znika w obecności władcy absolut­nego."
Spięty od gniewu Moneo pochylił się ku Duncanowi. Jego usta zaledwie się poruszyły, głos był niewiele silniejszy od szeptu:
"Nigdy nie mów takich rzeczy."
"Bo jedna z tych kobiet o tym doniesie?"
Moneo potrząsnął głową z niedowierzaniem.
"Jesteś bardziej bezczelny od wszystkich innych."
"Naprawdę?"
"Proszę! Przyjmować taką postawę to wyjątkowa brawura."
Idaho usłyszał nerwowe szepty, roznoszące się po całej sali.
"Może nas jedynie zabić" - powiedział Idaho.
"Ty głupcze! - wydusił z siebie Moneo zdławionym szeptem. - Czerw może go opanować przy najmniejszej prowokacji."
"Czerw, powiadasz?" - głos Idaho był nadmiernie głośny.
"Musisz mi zaufać" - powiedział Moneo.
Idaho rozejrzał się na lewo i prawo.
"Tak, myślę, że słyszały."
"On jest miliardem miliardów ludzi zjednoczonych w jednym cie­le" - rzekł Moneo.
"Właśnie tak mi mówiono."
"On jest Bogiem, a my jesteśmy śmiertelni" - rzekł Moneo.
"Jak to jest, że Bóg może czynić zło?" - zapytał Idaho.
Moneo odepchnął się wraz z krzesłem i poderwał na nogi.
"Umywam ręce!" - Odwrócił się i wyszedł z sali. Idaho rozejrzał się i wpatrując się w twarze strażniczek, zorientował się, że znajduje się w centrum uwagi.
"Moneo nie osądza, ale ja tak" - powiedział.
Zaskoczyło go wtedy to, że na twarzach kilku kobiet dostrzegł krzywe uśmiechy. Wszystkie powróciły do jedzenia.
Idąc przez hall Twierdzy, Idaho odtwarzał w myślach tę rozmowę, wyszukując niepokojące szczegóły w zachowaniu Monea. Przeraże­nie można było rozpoznać i nawet zrozumieć, ale wydawało się, że wchodzi tu w grę coś o wiele poważniejszego niż lęk przed śmiercią... Coś o wiele, wiele poważniejszego.
"Czerw może go opanować."
Idaho czuł, że to się Moneowi wymknęło, że było mimowolną zdradą. Co to mogło oznaczać? "Bardziej bezczelny od wszystkich innych!"
Idaho złościł fakt, że musiał znosić porównania z sobą samym, nie­znanym. Do jakiego stopnia ostrożni byli ci inni?
Doszedł do drzwi swojej kwatery, zbliżył dłoń do zamka zapro­gramowanego na jego linie papilarne i zawahał się. Czuł się jak za­szczute zwierzę uciekające do swojego legowiska. Strażniczki ze sto­łówki z pewnością zdążyły do tej chwili donieść Leto o rozmowie. Co zrobi Bóg Imperator? Dłoń Idaho dotknęła zamka. Drzwi stanęły otworem. Wszedł do przedpokoju i zamknął je.
"Pośle po mnie Mówiące-do-Ryb?"

Podstrony