Historia wymaga pasterzy, nie rzeźników.


- Sygnał ostrzegawczy - wyjaśnił Julius. - Jeszcze jedno uderzenie i kolacja będzie na stole. Wrócę do domu i zobaczę, co przygotowała moja niezastąpiona pani Reynoids. Przy okazji, czy ostrzegła pani komendanta, że kolację w Folwarku Toynton je się zwyczajem trapistów w milczeniu? Chyba nie chcielibyśmy, żeby złamał zasady niewygodnymi pytaniami o testament Michaela albo o to, jakie ewentualnie powody mógłby mieć pacjent tego przybytku miłości, by zeskoczyć z urwiska.
I szybko zniknął, jakby w obawie, iż najmniejsze zawahanie spowoduje, że zostanie zaproszony na kolację.
Grace Willison z wyraźną ulgą przyjęła jego odejście i uśmiechnęła się dzielnie do Dalgliesha.
- RzeczywiÅ›cie, wyznajemy takÄ… zasadÄ™, iż nikt nie rozmawia podczas wieczornego posiÅ‚ku. Mam nadziejÄ™, że to panu nie prze­szkadza. Na zmianÄ™ czytamy fragmenty dowolnie wybranych dzieÅ‚. Dzisiaj jest kolej Wilfreda, wiÄ™c usÅ‚yszymy jedno z kazaÅ„ Donne'a. Z pewnoÅ›ciÄ… sÄ… one bardzo dobre - wiem, że ojciec Baddeley je lubiÅ‚ - ale dla mnie niezbyt zrozumiale. Poza tym odnoszÄ™ wrażenie, iż niespecjalnie pasujÄ… do gotowanej baraniny.
 
II
 
Henry Carwardine podjechaÅ‚ swoim wózkiem do windy, z. trudem odsunÄ…Å‚ stalowÄ… siatkÄ™, zatrzasnÄ…Å‚ za sobÄ… drzwi i nacisnÄ…Å‚ guzik pierwszego piÄ™tra. NalegaÅ‚, by przyznano mu pokój w głównym budynku, stanowczo odmawiajÄ…c zamieszkania w marnych, ciasnych klitkach w przybudówce, a Wilfred niechÄ™tnie przystaÅ‚ na to, pomimo obsesyjnego - zdaniem Henry'ego - wrÄ™cz paranoidainego strachu, że w przypadku pożaru pacjent zostanie uwiÄ™ziony na górze. Henry potwierdziÅ‚ przywiÄ…zanie do Folwarku Toynton, gdy sprowadziÅ‚ dwa wybrane meble ze swego mieszkania w Westminster i niemal wszystkie książki. Pokój byÅ‚ duży, z wysokim sufitem i o wÅ‚aÅ›ciwych proporc­jach; dwa okna dawaÅ‚y szerokÄ… panoramÄ™ cypla od strony poÅ‚udniowo-zachodniej. Obok znajdowaÅ‚a siÄ™ Å‚azienka i prysznic, który dzieliÅ‚ tylko z jednym pacjentem, akurat przebywajÄ…cym w izolatce. Wie­dziaÅ‚, że ma najwygodniejsze mieszkanie w tym domu, ale nie odczuwaÅ‚ z tego powodu najmniejszych wyrzutów sumienia, Coraz częściej umykaÅ‚ do swego uporzÄ…dkowanego prywatnego Å›wiatka, odgradzajÄ…c siÄ™ od wszystkiego ciężkimi rzeźbionymi drzwiami, przekupujÄ…c Philby'ego, by mu czasami przynosiÅ‚ posiÅ‚ki do pokoju i kupowaÅ‚ w Dorchester specjalne sery, wina, paszteciki i owoce wzbogacajÄ…ce oficjalne posiÅ‚ki, przygotowywane na zmianÄ™ przez personel Folwarku. Wilfred najprawdopodobniej doszedÅ‚ do wniosku, że lepiej nie komentować owej drobnej niesubordynacji, tego ewident­nego wykroczenia przeciwko prawom wspólnoty.
ZastanawiaÅ‚ siÄ™, co spowodowaÅ‚o ów wybuch zÅ‚oÅ›liwoÅ›ci wzglÄ™dem nieszkodliwej i gÅ‚upawej Grace Willison. Nic po raz pierwszy już po Å›mierci Holroyda zauważyÅ‚, że przemawia gÅ‚osem zmarÅ‚ego. ZainteresowaÅ‚o go to zjawisko. SprawiÅ‚o, że ponownie rozmyÅ›laÅ‚ nad tamtym cudzym życiem, przerwanym tak przedwczeÅ›nie i bezceremonialnie. Gdy przewodniczyÅ‚ różnym komitetom, zauważyÅ‚, że ich czÅ‚onkowie odgrywali swoje role, tak jakby je z góry ustalono. JastrzÄ…b; goÅ‚Ä…bek; konformista; stateczny urzÄ™dnik na stanowisku; zrÄ™czny lawirant. Jak szybko - pod nieobecność jednego z aktorów - jakiÅ› kolega zmieniaÅ‚ wÅ‚asne poglÄ…dy, a nawet subtelnie przeksztaÅ‚caÅ‚ gÅ‚os i maniery, by wypeÅ‚nić powstaÅ‚Ä… lukÄ™. Zatem i on najwidoczniej przybieraÅ‚ cechy Holroyda. MyÅ›l ta rodziÅ‚a ironiÄ™, acz nie pozbawionÄ… pewnej satysfak­cji. Czemu nie? Któż w Folwarku Toynton lepiej nadawaÅ‚ siÄ™ do tej roli nieokrzesanego nonkonformisty?
KiedyÅ› byÅ‚ jednym z najmÅ‚odszych podsekretarzy stanu w historii. Wszyscy mówili, że w przyszÅ‚oÅ›ci zostanie dyrektorem departamentu. On też widziaÅ‚ siÄ™ w tej roli. Potem jednak przyszÅ‚a choroba: najpierw Å‚agodnie dotknęła nerwów i mięśni, później zniszczyÅ‚a podstawÄ™ jego wiary w siebie, zburzyÅ‚a wszystkie nakreÅ›lone przez niego plany. Sesje, podczas których dyktowaÅ‚ polecenia osobistemu sekretarzowi, staÅ‚y siÄ™ jednÄ… wielkÄ… udrÄ™kÄ…, staraÅ‚ siÄ™ wiÄ™c ich unikać. Każda rozmowa telefoniczna niemal przerastaÅ‚a jego siÅ‚y; już pierwszy, natrÄ™tny i niespokojny, wysoki dźwiÄ™k dzwonka wystarczaÅ‚, by jego rÄ™ka zaczynaÅ‚a drżeć. Zebrania, które dawniej tak lubiÅ‚ i którym przewod­niczyÅ‚ spokojnie i kompetentnie, stanowiÅ‚y teraz pole zmagaÅ„ miÄ™dzy umysÅ‚em i nieposÅ‚usznym ciaÅ‚em. StraciÅ‚ pewność tam, gdzie posiadaÅ‚ jej najwiÄ™cej.

Podstrony