X


Historia wymaga pasterzy, nie rzeźników.

Wita go kłębowisko ruchu, ludzie jadący do pracy przelewają się przez aleję Thanona Ramy LX jak wezbrany Mekong. Rowery, riksze rowerowe, niebieskoczarne bawoły i człapiące, ogromne megodonty.
Na widok Andersona Lao Gu wyłania się z cienia walącego się biurowca, starannie odłamując żarzący się koniuszek papierosa. Znowu te psiankowate. Są wszędzie. Nie ma ich nigdzie na świecie, a tu pienią się aż miło. Resztę Lao Gu wtyka do wystrzępionej kieszeni koszuli i truchta przed Andersonem do rikszy.
Stary Chińczyk wygląda jak strach na wróble, ubrany w łachmany, ale i tak mu się poszczęściło. Żyje, a większość jego rodaków zginęła. Ma pracę, a inni uchodźcy z Malezji tłoczą się jak hodowlane kurczaki w upalnych wieżowcach z czasów Ekspansji. Lao Gu ma na kościach żylaste mięśnie i dość pieniędzy, by pozwolić sobie na papierosy Singha. Według reszty żółtych kart, żyje sobie jak król.
Siada okrakiem na siodełku rikszy i cierpliwie czeka, aż Anderson wgramoli się na fotel pasażera.
– Do firmy – wydaje polecenie. – Bai khap. – Potem przechodzi na chiński: – Zou ba.
Staruszek staje na pedałach i włącza się do ruchu. Rowery dzwonią ze wszystkich stron, jak dzwonki odstraszające cibiskozę, zirytowane, że tamują ruch. Lao Gu nie zwraca na nie uwagi i lawiruje, wjeżdżając głębiej w potok pojazdów.
Anderson sięga po kolejnego ngoh, potem się powstrzymuje. Powinien je zachować. Są zbyt cenne, by się nimi opychać jak łakome dziecko. Tajowie wymyślili jakąś nową metodę na ekshumowanie przeszłości, a jemu wystarczy nasycić się dowodami rzeczowymi. Bębni palcami po owocach w worku, z trudem się pohamowując.
Żeby zająć się czymś innym, wygrzebuje paczkę papierosów i zapala jednego. Zaciąga się tytoniem, rozkoszując się żarem, wspominając zaskoczenie, gdy odkrył, jak świetnie prosperuje Królestwo Tajlandii, jak szeroko pienią się tutaj psiankowate. Paląc, myśli o Yatesie. O jego rozczarowaniu, kiedy siedzieli naprzeciw siebie, a między nimi na nowo tliła się wskrzeszona przeszłość.
* * *
– Psiankowate.
Zapałka Yatesa rozbłysła w półmroku biura SpringLife, oświedając jego rumianą twarz, gdy przytykał ogień do papierosa i mocno się zaciągał. Zaskwierczał ryżowy papier. Koniuszek się rozżarzył, a Yates wypuścił dym, posyłając go pod sufit, gdzie w duchocie niczym w saunie posapywały nakręcane wiatraki.
– Bakłażany. Pomidory. Papryki. Ziemniaki. Tytoń oskrzydlony; nicotiana. – Uniósł papierosa i poruszył brwią. – Tytoń.
Zaciągnął się raz jeszcze, mrużąc oczy od żaru. Wokół w milczeniu stały zacienione biurka i pedałowe komputery. Wieczorem, po zamknięciu fabryki, można było w zasadzie pomyśleć, że te puste blaty znamionują coś innego niż klęskę. Może po prostu pracownicy poszli do domu, żeby wypocząć przed kolejnym dniem ciężkiej pracy? Kłam temu zadawały pokryte kurzem fotele i komputery – lecz w spowijającym meble cieniem półmroku, wśród prześlizgującego się przez mahoniowe okiennice światła księżyca, można było sobie wyobrażać co by było, gdyby.
Wysoko, nakręcane wentylatory dalej powoli się kręciły, laotańskie gumowe paski rytmicznie poskrzypywały, ciągnąc się po suficie, pobierając nieustanny strumyczek energii kinetycznej z centralnych sprężyn fabryki.
– Tajowie mieli w laboratoriach trochę szczęścia – powiedział Yates – no i proszę, zjawiasz się. Gdybym był przesądny, pomyślałbym, że wyczarowali ciebie razem z tymi pomidorami. Bo każdy organizm potrzebuje drapieżnika.
– Trzeba było zameldować, że robią takie postępy – odparł Anderson. – Nie tylko fabryką miałeś się zajmować.
Yates się skrzywił. Jego twarz stanowiła studium niszczącego działania tropików. Popękane naczynka splatały się na policzkach w różowe dopływy i zdobiły bulwę nosa. Wodniste niebieskie oczy zamrugały, mętne jak powietrze miasta, duszne od palonego obornika.
– Powinienem się domyślić, że wygryziesz mnie z mojej niszy.

Podstrony

Drogi użytkowniku!

W trosce o komfort korzystania z naszego serwisu chcemy dostarczać Ci coraz lepsze usługi. By móc to robić prosimy, abyś wyraził zgodę na dopasowanie treści marketingowych do Twoich zachowań w serwisie. Zgoda ta pozwoli nam częściowo finansować rozwój świadczonych usług.

Pamiętaj, że dbamy o Twoją prywatność. Nie zwiększamy zakresu naszych uprawnień bez Twojej zgody. Zadbamy również o bezpieczeństwo Twoich danych. Wyrażoną zgodę możesz cofnąć w każdej chwili.

 Tak, zgadzam się na nadanie mi "cookie" i korzystanie z danych przez Administratora Serwisu i jego partnerów w celu dopasowania treści do moich potrzeb. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

 Tak, zgadzam się na przetwarzanie moich danych osobowych przez Administratora Serwisu i jego partnerów w celu personalizowania wyświetlanych mi reklam i dostosowania do mnie prezentowanych treści marketingowych. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

Wyrażenie powyższych zgód jest dobrowolne i możesz je w dowolnym momencie wycofać poprzez opcję: "Twoje zgody", dostępnej w prawym, dolnym rogu strony lub poprzez usunięcie "cookies" w swojej przeglądarce dla powyżej strony, z tym, że wycofanie zgody nie będzie miało wpływu na zgodność z prawem przetwarzania na podstawie zgody, przed jej wycofaniem.