Historia wymaga pasterzy, nie rzeźników.


Dwunastu sprawiedliwych solennie kiwało głowami.
Tym razem O'Connor wstał. Wyglądał na jeszcze smutniejszego
niż wczoraj i jeszcze niewinniej. Zaczął zadawać świadkowi pytania.
Ten patrzył na niego złym okiem.
- Powiedział pan, że to ja wyjąłem talię kart? - zapytał cichym
głosem.
- Tak jest - odparł Keane.
- A skąd?
Keane wydawał się zdziwiony.
- Z kieszeni - powiedział.
- Owszem - zgodził się O'Connor - z kieszeni. I co z nimi
zrobiłem?
216
 
Keane myślał chwilę.
- Zaczął pan układać pasjansa - powiedział.
Sędzia Comyn, który już niemal uwierzył w możliwość zupełnie
wyjątkowego zbiegu okoliczności, poczuł, że mu serce zamiera.
- A czy to ja pierwszy do pana przemówiłem - zapytał oskarżony
świadka - czy też to pan mnie zagadnął?
Tęgi sklepikarz stropił się.
- Owszem, ja zacząłem rozmowę - przyznał, po czym zwrócił się do
przysięgłych: - Ale ten człowiek robił takie głupstwa, że nie mogłem się
po prostu powstrzymać. Nie zauważał czerwonych kart, które powinien
był położyć na czarne i odwrotnie. Zwróciłem mu kilka razy uwagę.
- Ale czy to ja zaproponowałem małego pokera, czy pan?
- Pan! - krzyknął Keane. - I pan też powiedział, że gra będzie
bardziej interesująca, jeżeli ustalimy niewielkie stawki. Niewielkie
stawki! Sześćdziesiąt dwa funty to bardzo dużo pieniędzy!
Przysięgli znowu zaczęli kiwać głowami. No tak. Za taką sumę
można utrzymać robotniczą rodzinę przez prawie rok!
- A ja twierdzę - powiedział O'Connor do Keane'a - że pan
zaproponował mi partię pokera, i że pan zasugerował grę na pieniądze.
Przedtem graliśmy na zapałki.
Sklepikarz wytężał umysł. Twarz jego promieniała uczciwością.
Wreszcie coś poruszyło się w jego mózgu. Nie umiał kłamać.
- Możliwe, że to była moja propozycja - przyznał, po czym
przyszła mu do głowy nowa myśl i zwrócił się do przysięgłych:
- Ale na tym właśnie polega talent szulera - zawołał. - Umie
zwabiać swoje ofiary.
Widać było, że podoba mu się słowo "zwabiać", co przysięgli
zauważyli i znowu zaczęli kiwać głowami. Widać było, że nie chcą, by
i ich zwabiono.
- I ostatnia sprawa - powiedział O'Connor znów smutnym
głosem. - Kiedy w końcu rozliczyliśmy się, ile mi pan wypłacił?
- Sześćdziesiąt dwa funty - rzucił Keane ze złością - ciężko
zarobione sześćdziesiąt dwa funty.
- To nie tak - powiedział spokojnie O'Connor. - Niech pan
powie, ile pan przegrał do mnie, ale tylko do mnie.
Sklepikarz z Tralee zastanawiał się przez chwilę i nagle wy-
trzeszczył oczy.
- Do pana nic - odrzekł wreszcie. - Do pana nic, ani grosza.
Wszystko wygrał ten farmer.
- A czy ja coś od niego wygrałem? - zapytał O'Connor. Wydawał
się bliski płaczu.
217
 
- Nie, nic - powiedział świadek. - Pan przegrał prawie osiem
funtów.
- Nie mam więcej pytań - stwierdził O'Connor.
Pan Keane opuszczał ławę świadków, kiedy zatrzymał go głos
sędziego.
- Chwileczkę, panie Keane. Powiedział pan, że wygrał farmer.
Jaki farmer?
- Trzecia osoba, która siedziała z nami w przedziale, proszę
Wysokiego Sądu. Farmer z Waxford. Nie był dobrym graczem, ale
miał diabelne szczęście.
- Czy zapamiętał pan może jego nazwisko? - zapytał sędzia.
Keane zmieszał się.
- Niestety, nie - powiedział. - Ale karty należały do oskar-
żonego. To na pewno on mnie oszukał.
Więcej świadków oskarżenia nie było i O'Connor zaczął zeznawać
jako świadek we własnej sprawie. Został zaprzysiężony. Jego wywód
był równie prosty jak płaczliwy. Żył z kupna i sprzedaży koni, co
przecież nie jest przestępstwem. Lubił od czasu do czasu zagrać
w pokera, ale nie był dobrym graczem. W jakiś tydzień przed ową
podróżą pociągiem trzynastego maja, siedział sobie najspokojniej przy
piwie w jednym z dublińskich barów, kiedy zorientował się, że tuż
obok niego na drewnianej ławce coś leży.
Była to używana talia kart, pozostawiona tam przez kogoś, kto tuż
przed nim zajmował to miejsce. Zastanawiał się, czy oddać ją
barmanowi, ale doszedł do wniosku, że taka stara talia nie ma żadnej
wartości. Zatrzymał ją dla siebie i zabawiał się układaniem pasjansa
w czasie długich podróży, które odbywał w poszukiwaniu źrebaków
i klaczy dla klientów.
Jeżeli te karty są znaczone, to on o tym nic nie wiedział. Nic nie
wie również o tych różnych "cieniowaniach" czy "przycinaniach",
o których mówił detektyw. Nigdy nie przypuszczał, że na odwrotnej
stronie każdej z tych kart mogły być jakieś znaki.
A jeżeli chodzi o oszustwo, to przecież oszust powinien był wygrać.
- Tak czy nie? - zwrócił się do przysięgłych. On zaś w czasie tej
podróży przegrał osiem funtów i dziesięć szylingów do jakiegoś
nieznajomego. Wyszedł na głupca, bo farmer miał przez cały czas
lepsze karty niż on. Jeżeli pan Keane przegrał więcej, to dlatego że był
bardziej lekkomyślny i za wysoko licytował. Ale on, O'Connor, nie

Podstrony