Czy podczas ruszania szczękami, a zwłaszcza
otwierania i zamykania otworu gębowego, odczuwa pan subiektywne zmiany ciśnienia u
podstawy czaszki, pacjencie Hewlitt?
- Nie - odparł pacjent wespół ze starszym lekarzem. Medalont wyglądał, jakby uznał
to pytanie za mało inteligentne.
- Wystarczy. Kto następny? - spytał.
Z grupy wysunęła się istota o sześciu długich i cienkich kończynach oraz wąskim,
rurowatym tułowiu pokrytym brunatnymi i żółtymi pasami. Miała też dwie pary skrzydeł,
tyle, że złożonych tak ciasno, iż trudno było określić ich kolor. Z owadziej głowy wyrastały
dwie pierzaste czułki. Oparła się środkowymi kończynami o krawędź łóżka i spojrzała na
pacjenta wielkimi, pozbawionymi powiek oczami.
W pierwszym odruchu Hewlitt chciał odepchnąć istotę, tak jak zmiatał ręką każdego
większego owada, który zanadto się do niego zbliżył. Opanował się jednak. Stworzenie było
tak kruche, że każde silniejsze dotknięcie musiałoby się skończyć dla niego fatalnie.
Oznaczało to również, że nie ma powodu się go bać. Poza tym Hewlitt nigdy nie przegonił
motyla, mimo że nie spotkał dotąd aż tak wielkiego.
- Jestem Dwerlaninem, pacjencie Hewlitt - oświadczył stażysta, wyjmując skaner z
przypasanego do tułowia zasobnika. - W tej chwili nie ma w Szpitalu innych przedstawicieli
mojej rasy, ale też rzadko zdarza nam się wyruszać w kosmos. Mam nadzieję, że to pierwsze
spotkanie nie okaże się dla pana stresujące. I ja jestem zainteresowany chirurgią obcych, jeśli
zatem pan pozwoli, zbadam go od szczytu czaszki do wyrostków u dolnych kończyn...
Wielki motyl, pomyślał Hewlitt. I to o nienagannych manierach i z podejściem
lekarza.
- Nie jest pan pierwszym ziemskim DBDG, którego badam i którego obraz zapisuję
dla przyszłych studiów - ciągnął obcy. - Pozostali jednak, jak to się często zdarza w Szpitalu,
cierpieli na różne choroby albo byli ranni. Pan wydaje się zdrowym i kompletnym okazem i
jako taki jest dla mnie szczególnie interesujący ze względów porównawczych. Oczywiście w
sensie klinicznym. Zacznę od zmierzenia panu tętna w arteriach skroniowych i szyjnych oraz
w nadgarstku. Jest to umiejętność przydatna w nagłych wypadkach, kiedy skaner może się
okazać niedostępny.
Stażysta pochylił się i przekrzywił na bok głowę, tak, że jedna z jego czułek dotknęła
delikatnie najpierw skroni, a potem gardła Hewlitta. Gdyby Ziemianin miał zamknięte oczy,
mógłby wcale tego nie poczuć.
- Dzięki wyposażeniu, którego używam, nie będzie pan musiał całkiem się rozbierać.
Szczególnie dotyczy to odsłaniania genitaliów. Z niemedycznych źródeł wiem, że dla
ziemskiej klasy DBDG nagość jest swoistym tabu i niechętnie publicznie odkrywa okolice
narządów rodnych. Nie zamierzam wprawiać pana w zakłopotanie, pacjencie Hewlitt,
niezależnie od tego, czy jest pan osobnikiem płci męskiej czy żeńskiej...
- Nie widzisz, durniu, że to samiec? - rzucił jeden z Kelgian. - Popatrz tylko na płaską
klatkę piersiową. Nawet mimo szpitalnego ubrania można zobaczyć, że brak mu wyraźnie
rozwiniętych gruczołów, które charakteryzują żeńskie osobniki DBDG...
Medalont uniósł szczypce i kliknął dwa razy, przerywając stażyście.
- Wystarczy. To nie czas na kliniczne spory. Pacjent was słyszy i może wyciągnąć
wnioski, co do waszych kompetencji medycznych.
Następny podszedł do Hewlitta ten Kelgianin, który wyrwał się nieproszony. Stanął na
trzech ostatnich parach odnóży i zawisł nad pacjentem niczym futrzany znak zapytania. Po
przedstawicielu tego gatunku nie należało się spodziewać godnych uwagi manier.
- To badanie będzie przypominać czynności przeprowadzone przez mojego
dwerlańskiego kolegę - powiedział. - Chciałbym jednak zadać też panu kilka pytań. Po
pierwsze, co tak zdrowy na oko pacjent robi w Szpitalu? Zgodnie z notatkami starszego
lekarza, jeśli nie liczyć groźnego epizodu kardiologicznego, w sensie klinicznym nic panu nie
dolega. Co panu jest, pacjencie Hewlitt? Albo na co, pańskim zdaniem, pan choruje?
- W obu wypadkach odpowiedź jest ta sama: Nie wiem - odparł Hewlitt.
Kelgianin był bezpośredni i aż do bólu szczery, ale innego sposobu zachowania po
prostu nie znał. Z tego samego powodu nie można go było obrazić. Hewlitt już o tym wiedział
i postanowił wykorzystać sposobność, aby zadać kilka pytań. Kelgianin nie mógł go okłamać.