Wiem, że przepełnia mnie niepewność, żal, rozczarowanie. Zaczyna mówić znacznie wolniej.
- Nasz badacz przyjął osobowość Wilhelma i zamieszkał tam, gdzie go odnalazłeś. Żył w izolacji, dzięki czemu mógł podróżować w przyszłość, kiedy tylko chciał, bez zwracania na siebie specjalnej uwagi. Wiele nam pomógł, nie tylko badając naturę ludzkiej agresji, ale poddając badaniom inne ważne ludzkie cechy. Jego praca zyskała sobie najbardziej pochlebne oceny w naszym świecie.
Mieliśmy zatem to szczęście, że był wtedy u siebie i mógł cię przyjąć. Znacznie ułatwiło to nasze zadanie. Daliśmy mu odpowiednią opowieść, a ja usunęłam z twojego umysłu blokadę, która przez te wszystkie lata powstrzymywała cię od wyruszenia na poszukiwania. Żona Wilhelma istniała naprawdę, przekonaliśmy ją jednak drogą hipnozy, aby po śmierci Wilhelma zamieszkała z rodziną pod Norymbergą. W ten sposób mogliśmy z łatwością stworzyć iluzję, że mieszkała w Seeshaupt i umarła w połogu, co stanowiło przyczynę dziwnego zachowania Wilhelma, a ciebie zmusiło do pogodzenia się z lękiem, który wywołała jego opowieść, a także z tym, o czym teraz ci opowiadam.
- A więc William Wiley naprawdę nie żyje. Będę za nim tęsknił, tak jak tęskniłem za Wilhelmem. Był on w końcu moim najbliższym przyjacielem, oprócz ciebie i dzieci. Myślę, że Franky’ego Furbo nie mogę zaliczyć do swoich przyjaciół, skoro, jak się okazało, to ja nim jestem. Trudno jest się z tym pogodzić, zwłaszcza po czterdziestu latach, choć dla mnie były to sześćdziesiąt trzy lata. Teraz rozumiem wreszcie, dlaczego nie miałem żadnych wspomnień z sierocińca: nie zdołaliście ich nagrać.
- William Wiley zmarł, zanim udało nam się zakończyć nagranie. Mogliśmy, oczywiście, stworzyć ci sztuczne wspomnienia, ale uznaliśmy, że mogłoby to tylko spowodować dodatkowe zagrożenie dla twojej osobowości. Dodatkowe wspomnienia z dzieciństwa mogły zniekształcić twoją dojrzałą osobowość. Nie zostawiliśmy ci też żadnych informacji o rodzicach Williama, bo ich nie mieliśmy. Czy tęskniłeś za wspomnieniami z dzieciństwa?
- Chyba niezbyt mocno. Ale może to właśnie było przyczyną mojej miłości do dzieci, dlatego chciałem pisać dla nich bajki, zarówno jako Franky Furbo, jak i William Wiley. Franky nie miał nigdy prawdziwego lisiego dzieciństwa, jego matka zginęła, gdy był jeszcze malutki, a William w ogóle nie miał wspomnień z dzieciństwa. Może pisząc bajki dla dzieci, starałem się samemu powrócić do okresu, którego nigdy naprawdę nie przeżyłem. To przecież możliwe.
Czy to już wszystko, co powinienem wiedzieć? Co teraz zrobimy? Czuję się tak, jak gdybym równocześnie uczestniczył w swoim własnym pogrzebie i narodzinach. Część mojej osobowości, William, żałuje, że okazał się nigdy nie istnieć, ale samo jądro mojej jaźni, Franky, cieszy się, że może powrócić, może żyć swoim własnym życiem. A ty, Raethe? Co z tego, czego dowiedziałem się o tobie jako Caroline, jako Raethe, było prawdą? Czy naprawdę kochasz tego prymitywnego, starożytnego lisa, a może kochasz naiwnego, głupiego człowieka? Teraz niczego już nie jestem pewien.
- Och, Franky-Williamie! Tego właśnie obawiałam się przez te minione lata, że kiedy dowiesz się wszystkiego, nie będziesz w stanie w to uwierzyć. Wiedziałam, jak strasznie będzie dla ciebie dowiedzieć się, że wszystko, w co wierzyłeś, co kochałeś - nie istnieje, a jeśli istnieje, nie jest takie, jak sądziłeś. Nagle zobaczyłeś siebie samego, ofiarę manipulacji, psychicznego gwałtu, ofiarę inwazji w najbardziej intymną część twojej jaźni. Obawiałam się, że stracisz zdolność do wierzenia w to, co najprawdziwsze, w miłość.
Wszystko, co mogę teraz powiedzieć, to: spójrz w moje serce, usłysz je. Otwieram teraz przed tobą swoje serce i swoje myśli. Są rzeczy, których nie można wypowiedzieć, nawet jeśli mówi się je po lisiemu.
Po tych słowach czuję, że Raethe staje się częścią mnie, wchodzi we mnie. Teraz w pełni odczuwam głębię jej miłości, jej troski, podziwu, szacunku, namiętności, jakie wobec mnie czuje. Odnajduję w sobie miłość do niej. Nie zdawałem sobie nigdy sprawy, że jestem zdolny do tak wielkiej miłości. Ostatnie bariery pomiędzy mną a Frankym Furbo pękają. Całe moje ciało przenika radość bycia sobą.
Słowa, nawet w lisim języku, nie wystarczą, bym mógł powiedzieć Raethe, co czuję. Z samego jądra mojej jaźni bije miłość, która mnie wypełnia. Przytulamy się do siebie. Jej futerko, jej łapy są takie miękkie. Owijamy się nawzajem ogonami tak, że stanowimy teraz jedność. Sarva przysuwa się i przytula do nas.
Czy to nie wspaniale, że możemy być lisami? Chciałbym, żeby Trais, Hinva i Panta mogli być tu razem z nami. Wiem, że oni już o wszystkim wiedzą, ale myślę, że jestem jeszcze za bardzo człowiekiem i chciałbym, żeby byli tu naprawdę.
- Ależ oni tu są, Sarva. Nie wiesz? Czy myślisz, że moglibyśmy sami we dwójkę powitać tatę po tak długiej podróży? Spójrz tylko!