Historia wymaga pasterzy, nie rzeźników.


Spoglądający niespokojnie do tyłu facet odwrócił się ku niej.
- Co też pani? - rzekł ze zgorszeniem, teraz już normalnym głosem. - Ja bym pani nieba przychylili Życie mi pani uratowała!
- No rzeczywiście, rzuca się pan pod samochód, żebym ja musiała panu życie ratować...
-Ale jakie tam rzuca, gdzie rzuca, to...! O, widzi pani? To!
Potrząsnął jej przed nosem kołtunem. Malwina z zaciekawieniem przyjrzała się kłakom i nagle rozpoznała, co to jest. Peruka, oczywiście! Ogromna peruka w kolorze ciemny kasztan, mocno rozczochrana.
- Zleciała mi ze łba, ten wicher zerwał, chciałem złapać - mówił dalej facet, przechodząc na ton smętny. - Jak ja się wystraszyłem, że pani mi ją przejedzie...! Zaczepiła się o wycieraczkę, cale szczęście...
Malwinie na nowo zabrakło tchu. Szczęście...!
- No wie pan...
- A na drugą już, prawdę mówiąc, brakuje mi forsy, to cholernie drogie, a bez peruki nie mam życia. Omskło mi się z krawężnika i but zgubiłem... A tu mi pani chce ruszać, cholerny świat...
Mimo woli i wbrew samej sobie Malwina rzuciła okiem na tego barana. Wcale nie był łysy, miał włosy jasnoblond, jakby wypłowiałe, wprawdzie śred­nio obfite i gładko przylegające do głowy, ale miał. I czarne, niewielkie wąsiki, pasujące do niego jak pięść do nosa. Na diabła mu peruka, i to jeszcze taka potężna? A, może ma ją dla kogoś, dla jakiejś baby na przykład...
- Czyje to? - spytała surowo.
- Co?
- To. Ta peruka.
- Jak to, czyja? Moja.
- Do noszenia?
- No pewnie!
Przez chwilę Malwina zbierała myśli.
- Pan zwariował? Po co pan to ma nosić?
Facet westchnął ciężko.
- A, co tam. Powiem pani. Żeby mnie nie poznali.
- Kto? Policja? O, proszę pana, jeśli pan jest przestępcą...
- Ale jaka tam policja, dużo mnie policja obchodzi! W kasynie żeby mnie nie poznali, bo jako mnie, to mnie nie wpuszczą, a tak, o, w tym, to ja mogę , udawać kogo innego.
- Chyba stracha na wróble. Dorosły mężczyzna z taką szopą na głowie...? A może pan chce udawać kobietę? Facet westchnął jeszcze ciężej i wyjaśnił jej, że oprócz wyglądu zewnętrznego musi zmienić także personalia, bo w kasynach sprawdzają. A dowód osobisty mógł pożyczyć tylko od kumpla, który szczyci się takim właśnie uwłosieniem. Nabył zatem perukę, zbliżoną do pierwowzoru, zgolił brodę także, bo kumpel nie nosi, a te wąsy ma przylepione. Będzie go udawał, kumpel po kasynach nie chodzi, więc go nie znają i numer przejdzie.
- A stamtąd trzeba było odjechać - dodał jeszcze
- Akurat lazł jeden z tej kasynowej obsługi, z Grandu, i mało co, a byłby mnie zobaczył. Z tym w ręku, o !
Potrząsnął kołtunem, przeczesał go troskliwie palcami i nasadził na głowę, odwracając ku sobie wsteczne lusterko, po czym dumnie zaprezentował się Malwinie.
- No proszę! Całkiem co innego, nie? Malwina wysłuchała opowieści z dużym zainteresowaniem i przyjrzała się gębie, istotnie bardzo zmienionej.
- Owszem - przyznała z powątpiewaniem - Ale chyba coś jest nie tak. Niemożliwe, żeby komuś tak dziwnie włosy rosły!
Zaniepokojony przebieraniec przejrzał się w lusterku uważniej.
- O cholera. Ma pani rację, to jest tyłem do przodu. Zaraz, odwrotnie...
Obserwując manipulacje z peruką, Malwina zainteresowała się sprawą głębiej. Ogólnie biorąc, kasyna nie były jej obce, wizytowała je kilkakrotnie razem z Karolem, ale Karol nie chciał jej tam zabierać bo zbytnio zapalała się do gry. Nie przyszło jej dotychczas do głowy, że mogłaby do jaskini rozpusty udać się sama.
- No dobrze... Łeb ma pan w tym wielki, jak dynia...
- Zgadza się. Kumpel też ma taki.
- No dobrze, a dlaczego nie wpuszczą pana jako pana?
Przebieraniec zakłopotał się nieco.
- No, bo wie pani, jak by tu powiedzieć... Ja, ro­zumie pani... Ja nerwowy jestem. Możliwe, że taka tam nieduża zadyma wyszła, no, niech będzie, że ze dwa razy, raz w Pałacu Kultury, a raz tu, w Gran­dzie... No, nie będę się wypierał, w Victorii też mnie zgniewało. A te skubańce wzajemnie sobie o goś­ciach donoszą...
- I wyrzucili pana?
- Tak jakby. A jeszcze pod Pałacem przy tej oka­zji taksiarzowi klient prysnął i też na mnie zwalili, że niby całą obsługę zająłem i każdy się gapił. Ja im kazałem się zajmować? No niech pani sama powie, gdzie sprawiedliwość na świecie?

Podstrony