Historia wymaga pasterzy, nie rzeźników.

..
- Nie narzekajcie, Macieju, chwalić Boga, macie dosyć...
- Przeciech tej ziemi nie ugryzÄ™, a gotowego grosza w zapasie nie ma.
- Bo rozpożyczacie... mało to macie po ludziach?... Wiedzą sąsiedzi, jak kto siedzi!...
Ale Boryna, nierad tym wypominkom przy parobku, pochylił się szybko i cicho zapytał:
- A pan Jaś długo będzie jeszcze w klasach?
- Do świąt jeno.
- Wróci do dom czy też do urzędu pójdzie?
- Moiściewy, a cóż by w domu robił na tych piętnastu morgach. A mało to jeszcze drobiazgu!... A czasy ciężkie, jak z kamienia... - westchnęła.
- Bo i prawda, chrztów to ta jeszcze jest dosyć, ale co z tego za profit!
- Pochówków nie brakuje przeciech - dorzucił ironicznie Boryna.
- I... co za pochowki, sama biedota mrze, a ledwie parę razy w rok zdarzy się jakiś gospodarski pogrzeb, z którego coś kapnie.
- A i wotyw coraz mniej, a i targują się jak te Żydy! - dorzuciła.
- Z biedy to wszystko idzie i ze złych czasów .- usprawiedliwiał Boryna.
- Ale i z tego, że ludzie o zbawienie swoje ani tych w czyśćcu ostających nie zabiegają. Proboszcz nieraz o tym mówił do mojego.
- I dworów coraz mniej. Dawniej, kiedy się jeździło po snopkach czy z opłatkami, czy po kolędzie, czy też po spisie - to jak w dym do dworu - nie żałowali i zboża, i pieniędzy, i leguminy. A teraz, Boże zmiłuj się, każdy gospodarz się kurczy i jak ci da snopczynę żyta, to pewnie zjedzoną przez myszy, a jak tę ćwiartczynę owsa dostaniesz, to pewnie plew w nim więcej niźli ziarna. Niech żona powie, jakie
mi to jajka dawali latoś za spis wielkanocny - więcej niż połowa była zbuków. Żeby człowiek nie miał tej trochy gruntu, toby jak dziad żebrać musiał - zakończył podsuwając Borynie tabakierkę.
- Juści, juści... - potakiwał Boryna, ale nie jego tumanić, wiedział ci on dobrze, że organista pieniądze ma i na procenta albo i na odrobek komornikom rozpożycza, to ino uśmiechał się na te wyrzekania i znowu spytał o Jasia...
- I cóż, do urzędu pójdzie?...
- Co? Mój Jaś do urzędu, na pisarka? Nie po tom sobie od gęby odejmowała, żeby skończył szkoły, nie.
Do seminarium pójdzie na księdza...
- Na księdza!
- A bo mu to źle będzie? A bo to któren ksiądz ma źle?...
- Pewnie, pewnie... a i honor jest, i to, jak powiadają, że kto ma księdza w rodzie, temu bieda nie dobodzie... powiedział wolno i z szacunkiem poglądał przez ramię na chłopaka, pogwizdującego koniom, że to przystanęły nieco dla potrzeby swojej...
- Mówili, że i młynarzów Stacho księdzem miał być a teraz jest pono we wielgich szkołach i na dochtora praktykuje...
- Ale, księdzem by być takiemu łajdusowi, przecież moja Magda jest już w szóstym miesiącu, i to od niego...
- Powiedali, że to od młynarczyka.
- Ale, prawda była, młynarzowa tak gada, żeby swojego zasłonić. Rozpustnik to, że niech ręka boska broni, prawie mu iść na doktora.
- Juści, że księdzem być lepiej, bo to i Panu Jezusowi chwała, i ludziom na pociechę - pogłaskał ją chytrze Boryna, bo co się tam miał spierać z kobietą, i całkiem uważnie słuchał jej wywodów, a organista raz po raz uchylał czapki i głośnym: "Na wieki!" odpowiadał na pozdrowienia wymijanych ludzi. Jechali truchtem i Jasio chwacko wymijał wozy, to ludzi, to inwentarz prowadzony, aż dopadł
lasu, gdzie już luźniej było i droga szersza.
Zaraz na skraju dopędzili Dominikową, jechała z Jagną i Szymkiem, a krowa uwiązana za rogi szła za wozem, z którego wyglądały białe szyje gąsiorów, cięgiem syczących, jako te żmije.
Pochwalili Boga, a Boryna aż się wychylił przy mijaniu i zawołał:
- Spóźnita się!
- Zdążym na czas! - odkrzyknęła Jagna ze śmiechem.
Przejechali, ale organiściuch parę razy obracał się za nią, aż w końcu spytał:
- To Jagusia Dominikowa?
- Ona ci sama, ona - powiedział Boryna patrząc z oddalenia na nią.
- Nie poznałem, bo dobrze już ze dwa lata jej nie widziałem.
- Młódka to jest jeszcze, a wtedy bydło pasała. Rozbuchała się ino, kiej jałowica na koniczynie - i aż się wychylił, żeby spojrzeć na nią.
- Bardzo ładna - rzucił chłopak.
- Jak wszystkie dziewki - powiedziała organiścina pogardliwie.
- Juści, że gładka. Udała się dzieucha, toteż nie ma tygodnia, żeby kto do niej z wódką nie posyłał.
- Przebierna! Stara myśli, że co najmniej to już jaki rządca zjedzie po nią, i parobków odgania... -
szepnęła zjadliwie.
- Bo mógłby ją wziąć i taki, co siedzi choćby i na włóce... warta tego...
- To tylko wam posłać swatów, Macieju, kiedy ją tak chwalicie! - zaczęła się śmiać; a Boryna już się nie ozwał ni słowem.

Podstrony