Historia wymaga pasterzy, nie rzeźników.

Po długiej i smutnej zimie, jaką była starość Ludwika XIV, pojawiła się raptem wiosna wesoła, roziskrzona nową władzą królewską; każdy rozwijał się w tym słońcu, młodym, promiennym i dobroczynnym, fruwał rozbrzęczany i beztroski jak pszczoła lub motyl w pierwsze ciepłe dni. Wróciły uciechy nieobecne i zakazane w ciągu lat z górą trzydziestu; witano je jak przyjaciół, o których powrocie zwątpiono już na dobre; zbiegano się ku nim zewsząd ze szczerze otwartym sercem i ramionami, a w obawie, by znów nie umknęły, korzystano z każdego momentu. Kawaler d'Harmental smucił się przez tydzień; po czym wmieszał się w tłum, po czym tłum wciągnął go w wir i wir ten rzucił go do stóp ślicznej kobiety.
Trzy miesiące był najszczęśliwszym z mężczyzn; na trzy miesiące zapomniał o Saint-Cyr, Tuileriach i Palais-Royal; nie wiedział już, czy istnieje jakaś pani de Maintenon, król, regent; wiedział, że temu, kto jest kochany, żyć miło, i nie pojmował, czemu nie miałby żyć i kochać zawsze.
Pogrążony w tym śnie wieczerzał, jakeśmy to już mówili, ze swoim przyjacielem baronem de Valef w nader przyzwoitej traktierni przy ulicy Saint-Honore, gdy znienacka zbudził go La Fare. Zakochani budzą się na ogół w sposób przykry i, jak widzieliśmy d'Harmental nie okazał pod tym względem więcej tężyzny niż inni. Tym bardziej zresztą należy wybaczyć kawalerowi, że, jak mu się zdawało, kochał naprawdę i że w swojej nader młodzieńczej ufności myślał, iż nic nie zdoła w jego sercu zastąpić tego uczucia; resztka przesądów prowincjonalnych, które wyniósł z okolic Nevers. Toteż, jakeśmy już widzieli, list od pani d'Averne, wielce osobliwy, ale przynajmniej nader szczery, miast wprawić kawalera w podziw, na który dama owa zasługiwała w tych szalonych czasach, przygnębił go najpierw. Każda zaś nowa boleść ma to do siebie, iż budzi wszelkie boleści dawne: myśleliśmy, że przepadły na zawsze, one zaś tylko spały. Dusza ma swoje blizny - podobnie jak ciało; nie zamykają się one nigdy aż tak, żeby nowy cios nie potrafił ich otworzyć. W d'Harmentalu odezwała się ambicja: utrata kochanki przypomniała mu o utracie regimentu.
Wystarczył więc ów drugi list, jakże niespodziany i tajemniczy, by kawaler zapomniał na moment o swym cierpieniu. Zakochany z naszej epoki cisnąłby go wzgardliwie i daleko; gardziłby sobą, gdyby swojego bólu tak nie pogłębił, by co najmniej na tydzień nie przeobrazić go w anemiczną i poetyczną melancholię; ale kochanek z czasów regencji odnosił się do swych nieszczęść zgoła inaczej. Nie wynaleziono jeszcze wtedy samobójstw, nikt się nie topił - chyba że przypadkiem wpadłszy do wody, ale i wtedy szukał bodaj cieniutkiej słomki, by się utrzymać na powierzchni.
D'Harmental zatem ani myślał napawać się smutkiem: zdecydował, wzdychając co prawda, że pójdzie na bal do Opery, a jak na kochanka zdradzonego tak niespodzianie i nielitościwie, to już wiele.
Należy jednak powiedzieć, i to ku hańbie naszego ułomnego rodzaju, iż tę pełną filozoficznej determinacji decyzję podjął przede wszystkim z tej racji, że drugi list, w którym obiecywano mu tak cudowny profity, pisany był ręką kobiecą.
 
IV. Nietoperz
Bale w Operze osiągnęły wtedy szczyt swoich szaleństw. Był to ówczesny wynalazek kawalera de Bouillon, który, dzięki tej drobnej przysłudze wyświadczonej rozhulanemu towarzystwu, uzyskał przebaczenie za tytuł księcia Owernii, wzięty nie wiadomo właściwie skąd i dlaczego. On to wymyślił ową podwójną podłogę, która podnosi się tak, że parter znajduje się na poziomie sceny, za co regent, jako człowiek umiejący ocenić sprawiedliwie każdy piękny wynalazek, wyznaczył mu w nagrodę sześć tysięcy liwrów pensji. Wielki król dawał Corneille.owi cztery razy mniej.

Podstrony