– Diabła tam! – odparł Byrne. – Największa jest Tenezrouft, prawie tak wielka jak Francja. Ta wygląda przy niej jak znaczek pocztowy. Już niedługo się zmieni, na gorsze.
Tak się też stało. Najpierw ukazały się pojedyncze wydmy barchanowe, żółte półksiężyce na czarnym żwirze, a następnie większe łachy piasku, które Byrne omijał. W końcu piasku było więcej niż żwiru i nie dało się go omijać.
– W jeździe samochodem przez pustynię, fech-fech oddziela chłopców od mężczyzn – zagadnął swobodnie. – Pamiętasz co ci o tym mówiłem?
Przypomniałem sobie makabryczną historię o zapadającej się, wielkiej ciężarówce.
– Powiedz mi teraz!
Odwrócił głowę i uśmiechnął się szeroko.
– Wszystko w porządku, jeśli utrzymujesz prędkość, tak jakbyś ślizgał się po powierzchni. Kłopoty mogą się zacząć, jeśli zwolnisz. Założę się, że te cymbały Lasha tego nie wiedzą.
– Wiedziałeś, że jest tutaj?
– Tak. Sam tu ugrzązłem ze dwadzieścia lat temu. O tej porze roku zazwyczaj jest tu fech-fech.
– Dla mnie wygląda to jak zwykły piasek – powiedziałem.
– Ma inny kolor. A jeśli obejrzysz się zobaczysz, że nie wyrzucamy w górę tyle pyłu. Jedno jest pewne, nie staniemy, żeby sprawdzić.
Po upływie jakiejś godziny zmienił kierunek i wkrótce się zatrzymał. Znowu wspiął się na dach kabiny i rozejrzał dookoła, a kiedy wrócił, uśmiechnął się szeroko.
– Ani śladu po nich. Pan Lash mógł nam pomóc w Seguedine, ale nie sądzę, abyśmy pomogli mu teraz. Tam wjedziemy na główny szlak do Djanet. To jest Balise Berliet 21. Wiesz co znaczy Djanet?
– Nie wiem nawet co znaczy Balise Berliet 21.
– Fabryka Berlieta testowała tutaj swoje ciężkie wozy i oznakowała pustynię. A Djanet znaczy po arabsku Raj.
27
Raj zbudowano częściowo na równinie pustyni, a częściowo na skalistym stoku. Dostarczał on więcej powabów niż większość miast oazowych. Hotel oferował spartańskie warunki, był jednak czysty i lepszy niż inne. Pomieszczenia sypialne znajdowały się w zeribach – chatkach z trawy o ścianach obwieszonych kocami w wesołych kolorach. Działały nawet prysznice, w które je wyposażono. Spłukując się doszedłem do wniosku, że Byrne miał rację – pustynia jest czysta i człowiek nie śmierdzi. Był to pierwszy prysznic, jaki wziąłem od niemal miesiąca.
Byrne zostawił Toyotę na ogrodzonym terenie hotelu i wyruszył na poszukiwanie swego informatora, domniemanego szczęśliwego zdobywcę dziesięciu wielbłądów. Wrócił w jakiś czas potem z dwoma Tuaregami, których przedstawił jako Atitela i jego syna Hamiego.
– Masz fotokopie zdjęć tego Northropa?
– Jasne – sięgnąłem do torby i podałem mu.
Odpakował je.
– Skąd je masz?
– Muzeum Nauki w Londynie, pochodzą z albumu Jane’a „Wszystkie samoloty świata”, wydanie z 1935.
Rozłożył fotokopie na stole i zaczął wypytywać Atitela często wskazując na fotografię Northropa „Gamma”. Ten konkretny egzemplarz musiał być jednym z pierwszych samolotów używanych przez Trans-World Airlines, bo na kadłubie obok ogona znajdował się emblemat TWA. Samolot został szykownie zaprojektowany. Długi i gładki, miał kabinę cofniętą daleko w stronę ogona. Został oczywiście zaprojektowany w czasach, kiedy samoloty posiadały otwarte kabiny, a nie pokłady. Podwozie było umocowane na stałe, a koła umieszczono w osłonach o opływowych kształtach. Nagłówek określał go jako jednopłat przeznaczony do przewozu towarów i poczty.
Wreszcie Byrne wyprostował się.
– To może być ten. On mówi, że metalowy ptak Kel Ehendeset jest na Tassili około trzech dni marszu od Tamrit.
– Jak to daleko i co to u diabła za jeden, ten jakiś Kel?
– Może jakieś siedemdziesiąt kilometrów. A Kel Ehendeset to ty i ja, każdy znający się na maszynach. – Odwrócił się do Atitela i zamienił z nim kilka słów, po czym rzekł do mnie:
– Mówi, że Kel Ehendeset mają władzę nad angeloussen, to jest aniołami, a właśnie angeloussen poruszają pojazdy i unoszą samoloty.
– Brzmi to logicznie. Jeżeli idzie się trzy dni, to z pomocą angeloussen jakieś sześć godzin.
Byrne spojrzał na mnie zdegustowany, tak jakbym powinien wiedzieć więcej.