Hutin
uśmiechał się z zadowolenia, potakując przyjacielskim spojrzeniem. Podobnie jak kiedyś
wprowadził Bouthemonta do magazynu ,,Wszystko dla Pań”, aby wypędzić Robineau. tak
teraz dążył z uporem do tego, by go wysadzić i zająć jego miejsce. Była to taka sama jak
kiedyś walka: złośliwe insynuacje szeptane do ucha przełożonych, nadmierna gorliwość, aby
wykazać swe zalety, stała kampania prowadzona skrycie wśród obłudnych uśmiechów.
Favier, któremu Hutin okazywał znowu pobłażanie, patrzył na niego spode łba, chudy i
zacięty, z irytacją widoczną w wyrazie twarzy, tak jakby liczył już kąski, jakie da się wykroić
z tego małego krępego człowieczka, jakby czekał tylko na to, aby – gdy kolega pożre
Bouthemonta – rzucić się na niego i pożreć go z kolei. Spodziewał się otrzymać stanowisko
zastępcy kierownika, gdy tamten zostanie kierownikiem. Potem – zobaczymy. Obydwaj,
ulegając panującej w całym magazynie gorączce, zaczęli rozmawiać o spodziewanych
podwyżkach nie przestając przy tym wywoływać pozostałych na składzie sztuk fantazyjnego
jedwabiu; przewidywano, że Bouthemont dojdzie w tym roku do trzydziestu tysięcy franków;
Hutin przekroczy dziesięć tysięcy; Favier obliczał, że suma stałej gaży plus procenty dadzą
mu pięć i pół tysiąca. W każdym sezonie obrót magazynu wzrastał, sprzedawcy awansowali i
podwajali swoje zarobki, podobnie jak oficerowie w czasie wojny.
– Czyż nigdy nie skończy się ten jedwab? – powiedział nagle Bouthemont rozdrażnionym
tonem. – Co prawda wiosna była szkaradna. Ciągle lało. Tylko czarny jedwab miał
powodzenie.
Jego wesoła, szeroka twarz chmurzyła się, gdy patrzył na stos piętrzący się na podłodze,
239
Hutin zaś wołał jeszcze donośniejszym głosem, w którym przebijał triumf:
– Jedwab fantazyjny: drobna kratka, dwadzieścia osiem metrów po sześć franków
pięćdziesiąt!
Była tego jeszcze jedna półka. Favier, z obolałymi z wysiłku ramionami, zwolnił nieco
tempa. Gdy podawał ostatnie sztuki Hutinowi, zaczął znowu mówić cichym głosem:
– Byłbym zapomniał ci powiedzieć... Czy powtarzano ci, że zastępczyni z działu konfekcji
durzyła się w tobie?
Młody człowiek był bardzo zdziwiony.
– Co ty mówisz?
– Tak jest, to ten idiota Deloche zdradził się... Przypominam sobie jak kiedyś na ciebie
zerkała.
Odkąd został zastępcą kierownika, Hutin porzucił śpiewaczki kabaretowe i popisywał się
nauczycielkami. Wiadomość podana przez kolegę pochlebiła mu w gruncie rzeczy,
odpowiedział jednak z odcieniem pogardy:
– Lubię trochę tłuściejsze, mój drogi, a zresztą nie mam zamiaru zadawać się z byle kim.
jak nasz pryncypał. – Znowu przerwał i zawołał: – Biały matowy jedwab prążkowany:
trzydzieści pięć metrów po osiem franków siedemdziesiąt pięć!
– Nareszcie! – zamruczał z ulgą Bouthemont.
Rozległ się dzwonek oznajmiający drugą turę obiadu, do której należał Favier. Zszedł więc
ze stołka i inny sprzedawca zajął jego miejsce. Favier musiał dać wielkiego susa, aby
przebrnąć przez fale materiału, które teraz jeszcze szerzej zalewały podłogę. O tej porze we
wszystkich działach wyglądało tak samo: półki, pudła, szafy wypróżniały się powoli i powódź
towarów gromadziła się pod nogami, między stołami, wszędzie. W dziale płócien słychać
było, jak z impetem padały całe sztuki perkalu; z działu norymberszczyzny dochodził lekki
stuk przerzucanych pudełek, a z działu mebli głuche odgłosy przesuwania ciężkich
przedmiotów. Wszystkie głosy rozlegały się jednocześnie, jedne krzykliwe, inne grube;