Historia wymaga pasterzy, nie rzeźników.


– Stawiam sprawę jasno – powiedziała. – Mnie to nie dotyczy, odcinam się od tego całego świństwa, nie moje zmartwienie. Rozumie pan?
– Rozumiem.
– Mam nadzieję. Jeśli to, co pan usłyszał, spróbuje pan wykorzystać, by ujawnić moje z nią kontakty, wyprę się w żywy kamień. Karty wszystkich pacjentów, których do niej kierowałam, zostały zniszczone. Jeśli wymieni pan moje nazwisko, oskarżę pana o naruszenie zaufania.
– Proszę się nie przejmować. Przyjąłem do wiadomości pani stanowisko w tej materii.
– Cieszę się. – Wyrwała mi z ręki rachunek, wstała. – Zapłacę za siebie, dziękuję.
Rozdział 11
Kolejne darmowe wizyty. Wróciło to, o czym tak bardzo starałem się zapomnieć.
W drodze do domu zastanawiałem się, ilu też mężczyzn padło ofiarą Sharon i jak długo trwał ten proceder. Nie potrafiłem sobie teraz wyobrazić, by istniał w jej życiu mężczyzna, który nie uprawiał z nią seksu.
Trapp. Szejk. D.J. Rasmussen. Czy to ofiary?
Szczególnie ciekawił mnie Rasmussen. Był z nią bardzo związany, nawet po jej śmierci. To tłumaczy, dlaczego tak boleśnie przeżył jej stratę. Dlaczego upił się do nieprzytomności i odbył pielgrzymkę do jej domu.
„Jakim cudem ktoś taki jak ona mógł zostać terapeutą? Czy nie weryfikujecie kandydatów?”
Próbowałem to wszystko zweryfikować. Związałem się z nią, bo byłem młody, naiwny, nie znałem kobiet. Jednak przed trzema dniami już mnie gnało, już chciałem ją znowu zobaczyć. Gotów do ponownego startu... Właśnie...
Fakt, że odwołałem spotkanie, był małym pocieszeniem. Co by się stało, gdyby potem zadzwoniła i ciepłym uwodzicielskim głosem powiedziała, jaki to jestem fantastyczny? Czy potrafiłbym się oprzeć? Odrzucić szansę wysłuchania o jej problemie, który być może potrafiłbym rozwiązać?
Nie znałem uczciwej odpowiedzi. Co źle świadczy o mojej zdolności klasyfikowania zjawisk. Także o sprawności mego umysłu. Pogrążyłem się w wątpliwościach tyczących mojej osoby, z czego, jak sądziłem, zdołałem się wyzwolić za pomocą treningów terapeutycznych. Jakim prawem mam kształtować życie innych, skoro własnego nie potrafię? Jak mogę być autorytetem dla dzieci, skoro nie mam i nie wychowuję własnych?
Doktor Ekspert. Na jaką cholerę ta cała blaga?
Pamiętam ciepły, macierzyński uśmiech kobiety przeprowadzającej ze mną ćwiczenia. Ada Small. Łagodne brzmienie głosu. Brooklyński akcent. Dobre oczy. Bezwarunkowa akceptacja; nawet surowe upomnienia osładzała tym swoim ciepłem.
„...Wymagasz stałej kontroli, Alex. To nie jest nieszczęście, ale na pewnym etapie trzeba będzie to przeanalizować...”
Wiele jej zawdzięczam; byłem zadowolony, że przydzielono mnie do niej. Teraz jesteśmy kolegami, polecamy sobie wzajemnie pacjentów, dyskutujemy o nich. Tyle że minęło sporo czasu, odkąd przestałem być jej pacjentem. A może powinienem zgłosić się do Ady?
Sharon nie miała tyle szczęścia co ja. Ją przydzielono Paulowi Kruse. Twardziel-narkoman uprawiający pornografię. Przy sprzyjających okolicznościach sadysta-biczownik. Mogę sobie tylko wyobrazić, jak wyglądały ich ćwiczenia terapeutyczne. Trwała przy nim długo, już po uzyskaniu stopnia, zrezygnowała z licencji, by zostać jego asystentką.
Uprawiała swój proceder w gabinecie, który on jej wynajął. Wiele to mówi zarówno o nim, jak i o niej, i ciekawi mnie, kto w ich wzajemnych stosunkach nadawał ton, kto rządził.
Wyzyskiwacze. Ofiary.
Ale ostatnią ofiarą była ona sama. Dlaczego?
Zmuszałem się, by przestać o tym myśleć, przywoływałem w pamięci twarz Robin. Nieważne, że ostatnio sprawy przybrały taki obrót, liczy się to, co kiedyś łączyło nas naprawdę.
Po powrocie do domu zadzwoniłem natychmiast do San Luis Obispo.
– Halo?
– Cześć, Robin.
– Cześć, Alex. Mama mówiła mi o twoim telefonie. Kilka razy próbowałam się do ciebie dodzwonić.
– Ja się dodzwoniłem. Ucięliśmy sobie miłą pogawędkę.
– Ojej, bardzo cię umęczyła?
– Wszystko odbyło się w normie. Najważniejsze, jak ona odnosi się do ciebie.
– Da radę wytrzymać – roześmiała się.
– Czy aby na pewno? Sądząc po głosie, jesteś wykończona.
– Owszem, ale ona nie ma z tym nic wspólnego. Z Aarona zrobił się niezły krzykacz. Terry całe noce jest na nogach. Wymieniamy się. Nigdy w życiu nie byłam tak zmęczona.
– Hm. Może zatęskniłaś do dawnych dobrych czasów i wrócisz?
Cisza.