Historia wymaga pasterzy, nie rzeźników.

Wprawia ono cale plemię w uniesienie kojarzone z religią.
O wiele częstszym środkiem uzyskiwania tego przeżycia były narkotyki, np. pejotl, czyli ziarno meskalu, pączek kaktusa z
Wyżyny Meksykańskiej. Roślinę tę jedzą w stanie surowym plemiona indiańskie na obszarze swoich wędrówek, ale handel
pejotlem sięga aż po granicę kanadyjską. Spożywa go się zawsze uroczyście. Jego działanie jest dobrze znane. Wywołuje
szczególne wrażenie lewitacji i kolorowych obrazów, czemu towarzyszy bardzo silne uczucie albo ostatecznej rozpaczy, albo
wyzwolenia z wszelkiej nieudolności i niepewności. Nie występuje przy tym zakłócenie ruchów ani podniecenie erotyczne.
Kult pejotlu wśród Indian amerykańskich ciągle się rozszerza. Jest on zarejestrowany oficjalnie jako Kościół Indiański w
Oklahomie, a w wielu plemionach starsze rytuały plemienne straciły w porównaniu z nim poważnie na znaczeniu. Kult ten
łączy się wszędzie z pewną określoną postawą wobec białych, to znaczy albo z religijną opozycją wobec ich wpływu, albo z
doktryną szybkiego przyjęcia sposobu życia białych, a w osnowę jego wplecione są liczne elementy chrześcijańskie. Pejotl
jest przekazywany i spożywany jak sakrament, najpierw pejotl, potem woda, kolejno, z towarzyszeniem modlitw i pieśni. Jest
to uroczysty całonocny obrzęd, a jego skutki dają się odczuć jeszcze w ciągu następnego dnia. W innych przypadkach pejotl
spożywany jest przez cztery noce, a przez cztery przedzielające je dni ludzie oddają się wywołanemu przezeń podnieceniu.
Pejotl w ramach kultów, z którymi się łączy, utożsamiany jest z bogiem. Duży pączek pejotlu umieszczony zostaje na ołtarzu
ziemnym i oddaje mu się cześć. Wszystko dobro pochodzi od niego. „Jest to jedyna święta rzecz, jaką znam w życiu". „Tylko
to lekarstwo jest święte i uwolniło mnie od wszelkiego zła". Właśnie dionizyjskie przeżycie pejotlowego transu stanowi o
jego ponętach i autorytecie religijnym27.
Bieluń albo ziele jimson jest trucizną o wiele silniejszą, o charakterze bardziej lokalnym, używany jest tylko w Meksyku i
26 Reo F. Fortunę, Secret Societies of the Omaha, Columbia University Contributions to Anthropology, XII, New York 1932, Benedict l.
26
przez plemiona południowej Kalifornii, gdzie dawano go chłopcom przy inicjacji; pod jego wpływem miewali oni wizje.
Opowiadano mi o chłopcach, którzy zmarli po wypiciu tego napoju. Chłopcy wpadali w stan omdlenia; niektóre plemiona
twierdzą, że trwa to jeden dzień, inne - że cztery. Mohave, wschodni sąsiedzi tych plemion, używali bielunia, aby zyskać
szczęście w hazardzie, i, jak mówiono, bywali przez cztery dni nieprzytomni. W tym czasie miewali sen, który przynosił im
poszukiwane szczęście.
Wszędzie więc pośród Indian północnoamerykańskich, z wyjątkiem Pueblo na południowym zachodzie, spotykamy ten
dionizyjski dogmat i praktykę wizji-snu, z której płynie nadprzyrodzona moc. Rejon południowo-zachodni jest otoczony
przez ludy szukające wizji za pośrednictwem postu, tortury, narkotyków i alkoholu. Ale Indianie Pueblo nie przejmują
szkodliwych doświadczeń i nie czerpią z nich nadprzyrodzonej mocy. Wśród Indian Zuni nawet przypadkowa halucynacja
wzrokowa czy słuchowa uważana jest za zapowiedź śmierci. Jest to przeżycie, którego trzeba unikać, a nie szukać za
pomocą postu. U Indian Pueblo nadprzyrodzona moc płynie z uczestnictwa w kulcie - co zostało kupione i zapłacone - i
które obejmuje naukę dosłownego rytuału. Nie istnieje żaden powód, dla którego oczekiwaliby przekroczenia granic
trzeźwości, czy to w czasie przygotowań do uczestniczenia w kulcie, czy w toku inicjacji, czy w późniejszym - w wyniku
zapłaty - przygotowaniu do osiągnięcia wyższych stopni czy korzystania z przywilejów religijnych. Nie szukają oni
ekscesów ani ich nie cenią. Wprawdzie istnieją u nich elementy, których rezultatem staje się dążność do uzyskania wizji:
szukanie niebezpiecznych miejsc, przyjaźń z ptakiem lub zwierzęciem, post, wiara w szczególne błogosławieństwo płynące
z zetknięcia ze zjawiskami nadprzyrodzonymi. Ale nie łączą się już one w jedną całość jako przeżycie dionizyjskie. Mamy
tu do czynienia z całkowitą reinterpretacją. U Indian Pueblo mężczyźni udają się w nocy do miejsc świętych lub budzących
grozę i nasłuchują głosu nie po to, żeby wejść w kontakt ze zjawiskami nadprzyrodzonymi, lecz by wywróżyć, czy spotka
ich szczęście czy niepowodzenie. Próba ta jest próbą niższego rzędu. W trakcie próby poddający się jej są bardzo
wystraszeni, wiąże się z nią wielkie tabu - zakaz oglądania się za siebie w drodze powrotnej, nawet jeśliby im się zdawało,
że coś ich ściga. Działanie zewnętrzne jest tu w dużej mierze takie samo jak w czasie poszukiwania wizji; w każdym
przypadku w czasie przygotowań wypełniają oni trudne zadania - na południowym zachodzie należą do nich często zawody
w biegach - i wykorzystują jak mogą ciemności, samotność i pojawianie się zwierząt. Ale przeżycie, które gdzie indziej