Historia wymaga pasterzy, nie rzeźników.

Nie musisz jednak ciągle przy mnie czuwać, bo jestem tutaj bezpieczna. Nie
wiadomo, kiedy przyleci Ralf, wykorzystaj ten czas zgodnie ze swoimi
zainteresowaniami. Poznaj miasto w dolinie. Możesz się całkowicie zdać na Robina,
gdyż on, choć tego nie dostrzeżesz, będzie ciągle opiekował się nami. Aha -
przypomniała coś sobie i sięgnęła do jednej ze skrzyń pod ścianą. Wyjęła nieduże
pudełko ze słuchawkami i mikrofonem.
94
- To jest aparat, który służy do porozumiewania się z Robinem. Nie zdziw się, gdy
przemówi do ciebie twoim własnym głosem.
Następnie Teresa van Hagen połknęła dużą, białą pigułkę i położyła się w hamaku.
Okryłem ją starannie dwoma grubymi kocami wyciągniętymi z kolejnej skrzyni. Po
chwili już spała bardzo mocno, a ja dorzuciłem drew na palenisko i postanowiłem
zastosować się do jej rady. Nie sądziłem, abym jeszcze kiedykolwiek w życiu miał
możliwość zwiedzenia ruin zaginionej w górach indiańskiej osady. Należało
wykorzystać tę okazję i poznać całą dolinę. Była dopiero trzecia w południe i do
wieczora pozostawało wiele czasu.
Widok zaginionego przed wiekami miasta, kiedyś tętniącego życiem, a teraz zupełnie
martwego, zrobił na mnie przygnębiające wrażenie. Walkę z ruinami rozpoczęła
żarłoczna dżungla, wdzierając się swą bujną roślinnością w każdą szczelinę kamiennych
fundamentów dawnych domów, zakrywając dawne uliczki, niszcząc ocalałe z pogromu
wytwory ludzkich rąk. Wygładzone setkami stóp ludzkich kamienie bruku ulicznego
mówiły, że przed kilkoma wiekami życie rozwijało się tutaj równie bujnie, jak teraz
rozrasta się dżungla. Gdzieniegdzie spotykałem zdziczałe drzewa pomarańczy i cytryn,
może pozostałość po dawnych ogrodach. W dżungli skrzeczały małpy i był to jedyny
głos żywych istot, który jeszcze bardziej podkreślał martwotę tego miejsca. Poza tym
szumiał tylko wodospad, wciąż głośniej i głośniej w miarę, jak się do niego zbliżałem.
W pieczarach za wodospadem kryły się magazyny ludzi z Przyszłości. Być może
znajdował się tam także i wehikuł czasu, którym tu przybył Ralf. Byłem ciekawy, jak on
wygląda, ale pomny przestrogi danej mi przez Teresę, nie zdecydowałem się nawet na
próbę zajrzenia do owych pieczar. Aparacik, jaki Ralf Dawson dał mi dla własnej
obrony, pokazał swą dziwną moc, gdy na Teresę napadła jaguarzyca. Pieczary za
wodospadem chroniła zapewne siła jeszcze bardziej groźna i tajemnicza. Nie chciałem
jej działania wypróbowywać na własnej skórze.
Tak, ludzie z Przyszłości byli zapewne potężni. Ale zarazem słabi i bezradni poprzez
fakt, że nie mogli osobiście ingerować w czas teraźniejszy. Musieli korzystać z pomocy
osób takich, jak Teresa i ja. Byłem im potrzebny, a oni stali się potrzebni mnie.
Zdawałem sobie bowiem sprawę, że bez ich pomocy nie trafię na ślad złodziei dzieł
sztuki z Muzeum Złota i nie uda mi się odzyskać bezcennych skarbów. Ta świadomość
nakazywała mi lojalność wobec moich nowych przyjaciół.
Obojętnie więc minąłem wodospad, przez chwilę tylko podziwiając widok wspaniałej
kaskady oraz coś w rodzaju tęczy nieustannie ją otaczającej. To słońce przeróżnymi
barwami odbijało się w kroplach wody rozpylonej uderzeniem o skały. I pomyślałem, że
zapewne ów przepiękny widok, tak samo jak teraz mnie, zachwycał kiedyś dawnych
mieszkańców osady.
Wreszcie doszedłem do krańca Diabelskiej Doliny, do zwalonej skały, która tworzyła
rodzaj kamiennego tunelu. Ciekawy, co kryje się dalej, śmiało zanurzyłem się w
chłodnym i mrocznym jak studnia przejściu. Po kilkunastu krokach otworzyła się przede
mną ogromna przepaść. Tuż nad jej krawędzią była wykuta w skale droga. Tak więc nie
tylko wąski tunel, ale i droga do niego broniła kiedyś bezpieczeństwa mieszkańców
osady. Nietrudno było zgadnąć, dokąd szło się nad krawędzią przepaści. Z książki o
życiu Taironów dowiedziałem się, że utrzymywali oni łączność z indiańskimi
plemionami na wybrzeżu, tędy zapewne sprowadzali ryby i kraby, w zamian ofiarowując
95