Historia wymaga pasterzy, nie rzeźników.

- Uklękła za łóżkiem i wyciągnęła dwie eleganckie walizki, podczas gdy dzwonił. Kiedy odłożył słuchawkę, usprawiedliwiła się: - Przepraszam, nie mówiłam tego na serio. Jestem taka zdenerwowana.
Springer ujął jej dłonie.
- Przykro mi, że wyjeżdżasz.
- Dziękuję ci, Alanie. Byłeś prawdziwym przyjacielem. Nie wiem, jak bym dała sobie radę, gdybym nie mogła z tobą rozmawiać.
- Przesadzasz.
- Poważnie. Było ze mną krucho, kiedy tu przyjechałam. Zadrżała. - Boże, cieszę się, że to już koniec. - Pozwoliła Springerowi wziąć się w ramiona i pieścić, ale kiedy pocałował ją w szyję, odsunęła się od niego.
- Muszę się pakować.
Otworzyła szafkę i dużą szafę, po czym zaczęła przekładać ubrania do walizek, składając z wprawą każdą część garderoby. Doktor rozejrzał się po maleńkim pokoiku. Szafka, fotel i łóżko praktycznie wypełniały go niemal zupełnie.
- Nie masz niczego do picia? - spytał.
- Nie, przykro mi. Może nocny portier mógłby coś przynieść.
- Nieważne.
Wyprostowała się, patrząc z niepokojem znad walizek.
- Mam nadzieję, że Frankowi nic się nie stało.
- Nie pierwszy raz to robi - uspokajał łagodnie Springer. - Działał tak, jakby urodził się po to, aby czołgać się z nożem w zębach.
- Powiedział mi, że był w jednostce wywiadowczej w czasie wojny koreańskiej.
- Teraz rozumiem - stwierdził Alan.
Usiadł w fotelu i patrzył, jak Ellen się pakuje. Przygnębiało go to, że ona wyjedzie, chociaż nie wiedział dlaczego. Rozmawiali tylko o Rose i Błękitnym Bractwie, a kochali się jeden raz, w ostatnią niedzielę na górze. Może powodem było to, że Ellen podzielała jego obawy co do wyznawców sekty. Teraz, kiedy wyjedzie, zostanie sam.
- Co zamierzasz robić? - zapytał. Spojrzała na łóżko.
- Robić?
- No, wiesz. Kiedy będzie po wszystkim; jakie masz plany?
- A, no cóż... Zabiorę Rose do domu i będę się nią opiekować, aż całkiem wyzdrowieje.
- Czy zastanawiałaś się, co zrobisz, jeśli psychoterapia nie podziała?
Teraz Ellen była spięta.
- Podziała. Jeśli Frank Bissel sobie z tym nie poradzi, to sama się nią zajmę. Ona będzie normalna.
- Jestem pewien, że Frank zdoła to zrobić.
- Tak - rzuciła, patrząc płonącym wzrokiem.
- Co będziesz robić, kiedy Rose zostanie wyleczona?
- Nie wiem. Chyba wrócę do pracy. Może zamieszka ze mną. Mogłybyśmy żyć w jednym pokoju. Myślę, że jej by to odpowiadało.
- Na pewno - zgodził się Springer. Ellen wyłowiła z torebki kawałek papieru.
- Alanie, tu jest numer mojego konta. Czy mógłbyś jutro wysłać mi czterysta dolarów? Oddam ci je, jak tylko będę mogła. Na adres szpitala?
- Może być na adres szpitala. Poślę czek bankowy, żeby mógł być zrealizowany jak najszybciej.
- Dziękuję - zabębniła palcami po prawie pełnych walizkach i rozejrzała się po pokoju.
- Pomogę ci - powiedział Alan.
Jednocześnie sięgnęli po jej czepek kąpielowy. Doktor roześmiał się smutno.
- Myślimy podobnie. Ja będę podawał, a ty układaj. Ellen odpowiedziała uśmiechem.
- Dwoje bardzo efektywnych ludzi. Rzadkie okazy. Springer przyniósł jej przybory kąpielowe i trzymał je, a ona układała tubki i butelki.
- Kiedy wyślesz mi pieniądze - mówił - a zupełnie nie ma pośpiechu, załącz swój adres i numer telefonu. Czasami wpadam do Nowego Jorku.
- Sam?
- Mogę. Uśmiechnęła się.
- Byłoby miło.
- Zadzwonię najpierw. Gdybyś miała kogoś, dam ci szansę na pozbycie się go.
- Nie planuję mieć nikogo.
- Różnie się zdarza.
- Mówiłam ci, mnie się za dużo zdarzało. Jestem teraz bardzo ostrożna.
- O czym ty mówisz?
- Przestań mnie wypytywać! - zniecierpliwiła się w końcu.
- Chciałbym wiedzieć jeszcze tylko jedno. Dlaczego przeszedłem przez twój filtr?
- Naprawdę chcesz wiedzieć?
Springer odwrócił wzrok, widząc jej puste spojrzenie.
- Nie, dziękuję. Domyślam się. - Zaczął się odwracać, ale zobaczył, jak w jej oczach narasta zdumienie, potem nastąpił błysk zrozumienia, a wraz z nim przerażenie.
- Nie! - krzyknęła, łapiąc go za ramię. - Nie. Nie zrobiłam tego dla pieniędzy.
- To ty powiedziałaś, nie ja. Potrząsnęła głową.

Podstrony