Historia wymaga pasterzy, nie rzeźników.

By³em jednak zbyt spragniony, g³odny i wystraszony, by patrzeæ, któr¹ godzinê pokazuj¹ wskazówki. Ostatecznie, nie to by³o wa¿ne. Mrok panuj¹cy za oknami mówi³, ¿e jest ju¿
bardzo póŸno. Tak w³aœnie pomyœla³em: jest ju¿ bardzo póŸno, a tamci trzej musz¹ byæ zmêczeni. I choæby nie wiem co mówi-li, nied³ugo zakoñcz¹ œledztwo. Nawet jeœli nie osi¹gn¹ celu, jeœli obraz wydarzeñ, jaki usi³owali skonstruowaæ, nie bêdzie wystarczaj¹cy, nawet wtedy prze³o¿¹ przes³uchanie na dzieñ nastêpny. A jutro jest przecie¿ niedziela, wiêc w³aœciwie nie na dzieñ nastêpny, tylko na poniedzia³ek. Jasne, ¿e nie zamkn¹
nas tutaj, tylko wypuszcz¹ do domu, a wtedy… Wtedy porozu-miemy siê co do ostatniego szczegó³u, ustalimy dok³adnie, gdzie spaliliœmy strzêp czerwonej sukienki, który pozosta³ po Elce. I chocia¿ ani Elka, ani Weiser nie zostali rozszarpani niewypa³em, uczynimy tak dla œwiêtego spokoju. Wszyscy bêd¹
zadowoleni – dyrektor, cz³owiek w mundurze, M-ski, zadowolony bêdzie prokurator, a przede wszystkim Weiser, który na pewno œledzi nasze wybiegi z uznaniem.
Nagle pod przymkniêtymi powiekami zobaczy³em, jak mruga na mnie trójk¹tne oko Boga, majacz¹ce w chmurach. By³o to jak na obrazku, który pokazywa³ proboszcz Dudak. „Pamiê-
tajcie”, mówi³, unosz¹c palec do góry, „ono o wszystkim wie 154
i wszystko widzi, gdy ok³amujecie rodziców, gdy zabieracie ko-ledze o³ówek albo gdy nie prze¿egnacie siê, przechodz¹c obok krzy¿a czy kapliczki. Niczego nie zapomina, o wszystkim pa-miêta, o ka¿dym grzechu i szlachetnym postêpku. A gdy wasze dusze stan¹ przed Jego obliczem, przypomni wam to, co robili-
œcie na ziemi”. Tak, proboszcz Dudak mia³ niew¹tpliwie talent pedagogiczny, bo czêsto, kiedy w drobnej sprawie ok³ama³em matkê albo zatrzyma³em sobie resztê z zakupów, trójk¹tne oko nie dawa³o mi spokoju. A teraz przypomnia³em sobie o jego istnieniu jeszcze mocniej, bo to nie by³o ma³e k³amstewko, to by³ ca³y system, ca³y gmach k³amstwa zbudowany przez nas na u¿ytek... no w³aœnie, na czyj u¿ytek? – nie by³em pewien i nie dawa³o mi to spokoju. Dla kogo by³o to k³amstwo? Dla tamtych, siedz¹cych za drzwiami z pikowan¹ cerat¹? Dla nas samych? Czy dla Weisera, który kaza³ nam przysi¹c, ¿e nigdy o niczym i nikomu nie powiemy? Ale jeœli tak by³o, jeœli to k³amstwo powsta³o przede wszystkim dla Weisera, to co z trój-k¹tnym okiem, patrz¹cym na ka¿dy gest i s³uchaj¹cym ka¿de-go s³owa z niebieskiej wysokoœci? Po czyjej stronie jest w takim razie Pan Bóg? – myœla³em. Jeœli po naszej, a przede wszystkim Weisera, to powinien nas z tego rozgrzeszyæ. A jeœli jednak po tamtej? Jeœli Weiser zwi¹za³ nas przysiêg¹ podstêpnie? I przerazi³em siê nie na ¿arty, bo po raz pierwszy wyda³o mi siê, ¿e Weiser móg³by byæ si³¹ nieczyst¹, która omotawszy nas sieci¹
pokus, wystawi³a na próbê.
Zaraz te¿ przypomnia³em sobie, co proboszcz Dudak opowiada³ o szatanie: „O tak, nie zawsze wygl¹da groŸnie. Czasem kolega powie ci, ¿ebyœ nie szed³ do koœcio³a, i jest to podszept szatana, który odwodzi ciê od obowi¹zku, ³udz¹c obrazem fa³-
szywych przyjemnoœci. Czasami, zamiast pomagaæ rodzicom, idziesz na pla¿ê, bo jakiœ g³os podpowiedzia³ ci, ¿e to jest cie-155
kawsze. Tak...” – proboszcz dramatycznie zawiesza³ g³os jak w czasie kazania, „w ten sposób diabe³ kusi nawet dzieci, ale pamiêtajcie, moi mili, ¿e nic nie ukryje siê przed obliczem Boga, a kara za grzechy mo¿e byæ straszna. Popatrzcie tylko”, proboszcz zaczyna³ prawie krzyczeæ, wyci¹gaj¹c nastêpny obra-zek, „jakie mêki spotkaæ mog¹ grzeszników, którzy nie pos³uchali g³osu sprawiedliwoœci, którzy nie opamiêtali siê na czas! Popatrzcie tylko, jak bêd¹ cierpieæ, i to nie przez sto, dwieœcie czy piêæset lat, ale przez ca³¹ wiecznoœæ! I przed naszymi oczami ukazywa³ siê stworzony rêk¹ artysty obraz piekielnych czeluœci, do których kosmate diab³y wrzuca³y nagich potêpieñców. Ich cia³a, spadaj¹ce w dó³, poskrêcane, k³ute wid³ami, szarpane szponami, lizane by³y p³omieniami ognia, który dochodzi³ tutaj z samego dna piekie³. Gdy proboszcz schowa³ reprodukcjê, nie mieliœmy w¹tpliwoœci, ¿e piek³o wygl¹da tak naprawdê.
Dlatego siedz¹c obok Szymka na sk³adanym krzeœle, wci¹¿
nie by³em pewien, czy nasze k³amstwa nie zostan¹ nam wypo-mniane przez trójk¹tne oko, kiedy staniemy przed nim sam na sam i kiedy niczego ju¿ nie bêdzie mo¿na ukryæ, tak jak przed M-skim lub cz³owiekiem w mundurze.
Dzisiaj wiem, ¿e rozmyœlania te mia³y wszelkie znamiona za³amania, i od tej chwili œledztwo sta³o siê dla mnie jeszcze wiêksz¹ udrêk¹. Zastanawia³em siê, czy nie wyjawiæ wydarzeñ ostatniego dnia nad Strzy¿¹. Có¿ z tego, ¿e nie uwierzyliby, có¿

Podstrony