Historia wymaga pasterzy, nie rzeźników.

W cia˛gu prawie czterech
miesie˛cy mieszkania pod wspoĺnym dachem zda˛z˙y-
ła poznac´ jego zalety. Bardzo szybko osia˛gne˛li poro-zumienie w sprawach domowych. Na zmiane˛ goto-
wali wspoĺne posiłki i jedli je w doskonałej komitywie, dziela˛c sie˛ wraz˙eniami z całego dnia. Nigdy nie narzucał sie˛ jej, a jednoczesńie zawsze mogła na
niego liczyc´, jak na najlepszego przyjaciela. Byłby idealnym me˛z˙em dla kaz˙dej kobiety. Mo´gł sie˛ podo-bac´; miał łagodny wdzie˛k i niewa˛tpliwy seksapil.
Virginia była pewna, z˙e Helen kocha sie˛ w nim.
Szkoda tylko, z˙e jej serce nie biło mocniej na
widok tego me˛z˙czyzny.
Zaledwie przed paroma tygodniami, kiedy zmy-
wali wspoĺnie naczynia po posiÅ‚ku, zacza˛ł mo´wicó maÅ‚zË™enÅ›twie – nies´miaÅ‚o, uwazË™ajaË›c, aby nie urazic´
Virginii. Zaskoczył ja˛ zupełnie. Dota˛d uwaz˙ała go za zdeklarowanego starego kawalera. Do głowy jej
nie przyszło, z˙e mo´głby sie˛ os´wiadczycí nie od razu poje˛ła, o co mu chodzi.
– Nie zdawaÅ‚em sobie sprawy, jak bardzo jestem
samotny, dopo´ki nie pojawiłasśie˛ ty... Czy odpowiada ci nasz układ?
– Tak, bardzo – us´miechne˛ła sieË› do niego ser-
decznie.
Os´mielony jej reakcja˛, wyprostował sie˛ z powaz˙-
na˛ mina˛, odkładaja˛c trzymany w re˛ku talerz.
16
LEE WILKINSON – Virginio... jest cos´, co pragneË› ci powiedziec´.
Nie wiem, jak to przyjmiesz, ale obiecaj mi, z˙e jesĺi powiesz ,,nie’’, nasza przyjazń´ przetrwa.
– ObiecujeË› – potwierdziÅ‚a, nic nie rozumiejaË›c.
– Kocham cieË›... – Niebieskie oczy wpatrywaÅ‚y
sie˛ w nia˛ z uwielbieniem, pełnym tłumionego napie˛-
cia. – ZakochaÅ‚em sieË› w tobie w chwili, kiedy po raz pierwszy cieË› zobaczyÅ‚em. – WyprostowaÅ‚ sieË› i przybraÅ‚ oficjalnaË› mineË›. – ByÅ‚bym najszczeË›sĺiwszym
człowiekiem na Ziemi, gdybysźgodziła sie˛ wyjsćźa
mnie.
Przez chwile˛ miała ochote˛ ulec pokusie. Jak cu-
downie byłoby miec´ kochaja˛cego me˛z˙a, rodzine˛, własny dom, dzieci...
Ale nie, posta˛piłaby nie fair wobec Charlesa.
Zasługiwał na z˙one˛, ktoŕa kochałaby go naprawde˛
i głe˛boko, a nie zaledwie lubiła i doceniała.
Wzie˛ła głe˛boki oddech i popatrzyła mu w oczy.
– Wybacz, lecz muszeË› bycÅ›zczera... Nie mogeË›.
– Chodzi ci o roź˙niceË› wieku?
– Nie, Charles. Ja... naprawdeË› bardzo cieË› szanujeË›
i uwaz˙am, z˙e jestes´ wspaniałym facetem, ale...
– Nie musisz mnie kochac´ – przerwaÅ‚ szybko.
– Wiele maÅ‚zË™enÅ›tw miaÅ‚o jeszcze gorszy start. Uczucie przyjdzie z czasem. BeË›deË› czekaÅ‚.
– Nie, to byÅ‚oby nie fair wobec ciebie.
Był cudowny. Jeden na milion. Szkoda, z˙e nie
moz˙e go pokochac´. Ale miłosćńie podlega naka-
zom. Wiedziała o tym, a jednak usiłowała wyper-
DUMA I PIENIA˛DZE
17 swadowacśobie uczucie do Ryana. Oczywisćie na
proź˙no.
Nerwowo przygryzła wargi. Teraz, wspominaja˛c
tamta˛rozmowe˛, miała przed oczami twarz, zobaczona˛
przed kilkunastoma minutami w galerii. Twarz ciem-
nowłosego me˛z˙czyzny o niesamowitym spojrzeniu,
na ktoŕej wspomnienie serce zaczynało bicź˙ywiej.
Sie˛gne˛ła po torebke˛ i szybko wyszła z gabinetu.
Gdy znalazła sie˛ na ulicy, odruchowo zerkne˛ła
w strone˛ przystanku. Nie było widacáutobusu i po
chwili wahania postanowiła przejsć´ piechota˛ przez park. Ozdobna wiktorianśka brama czekała, rozwar-ta zapraszaja˛co. Miała nadzieje˛, z˙e spacer uspokoi jej rozgora˛czkowane mysĺi. Z przyjemnosćia˛ weszła w zielony cien´ drzew, rozjasńiony barwnymi klom-bami, i skierowała sie˛ w strone˛ stawu.
Szła szybko, jakby chciała przegonic´ własne my-
sĺi. Dlaczego Ryan chciał kupic´ S
Å•odowe dziecko?
Aby posiadac´ jej wizerunek, w ktoŕy mo´głby
wbijacśzpilki, dre˛cza˛c na odległosć´? Odruchowo
zwolniła, sparaliz˙owana nagłym poczuciem osa-
czenia.
Znienacka, bez ostrzez˙enia, czyjes´ dłonie zakryły jej oczy, zmuszaja˛c, by stane˛ła w miejscu, a zmys-
łowy me˛ski głos zapytał:
– Zgadnij, kto to?
Serce Virginii opusćiło kilka uderzen´, pozbawia-
ja˛c moźg dopływu tlenu. Nogi ugie˛ły sie˛ pod nia˛
i przez moment mysĺała, z˙e zemdleje. Kiedy doszła
18
LEE WILKINSON do siebie, znajdowała sie˛ w usćisku silnych ramion, z głowa˛ przy szerokiej piersi me˛z˙czyzny. Szarpne˛ła sie˛, lecz usćisk nie zelz˙ał. Starsza pani z pieskiem wymine˛ła ich, rzucaja˛c zaciekawione spojrzenie.
Intruz delikatnie, lecz stanowczo popchna˛ł Vir-
ginie˛ ku ławce. Usiadła z ulga˛ i usiłuja˛c ro´wnym oddechem uspokoicószalałe serce, spojrzała w powaz˙na˛, skupiona˛ twarz Ryana Falconera. Twarz,

Podstrony