Wibrująca radośnie me-
lodia, pełna odwiecznej miłości, grana na fujarce zdawała się odbijać echem od kopuły bazyliki.
Rycerz spojrzał na Sephrenię. Jej promienny uśmiech mówił wszystko. Przez
chwilę Sparhawk zastanawiał się, według jakiego protokołu Aphrael zwróciła się do Boga Elenów z prośbą o pozwolenie na uczestnictwo w tej ceremonii i dołą-
czenie swych życzeń pomyślności do Jego błogosławieństwa.
— Co to za muzyka? — szepnęła Ehlana, nie poruszając ustami.
— Później ci wyjaśnię — odszepnął Sparhawk.
Dźwięków fujarki Aphrael nie usłyszał tłum zgromadzony w oświetlonej bla-
skiem świec nawie głównej. Dolmant otworzył szerzej oczy i nieznacznie po-
bladł, szybko jednak odzyskał zimną krew i w wreszcie oznajmił, że z tą chwilą Sparhawk i Ehlana zostali nierozerwalnie, niezmiennie i na zawsze mężem i żo-ną. Następnie w krótkiej, miłej modlitwie przekazał im błogosławieństwo Boże
i w końcu pozwolił Sparhawkowi pocałować pannę młodą.
Rycerz z czułością uniósł welon i dotknął ustami ust Ehlany. Nikomu cało-
wanie nie wychodzi zbyt dobrze na oczach licznej publiczności, ale tym razem
oblubieńcy poradzili sobie z tym bez specjalnego zakłopotania.
Bezpośrednio po ceremonii zaślubin nastąpiła koronacja Sparhawka na Księ-
cia Małżonka. Pan młody przyklęknął, aby panna młoda, która dopiero co przysię-
gła mu posłuszeństwo, a teraz przybrała ponownie królewską pozę, mogła włożyć 259
na jego głowę diadem, podany przez Kurika na purpurowej aksamitnej poduszce. Ehlana przemówiła dźwięcznym głosem, który poruszyłby nawet głazy i na-
kłonił je do posłuszeństwa. Scharakteryzowała Sparhawka nie szczędząc mu po-
chlebstw, na zakończenie zdecydowanym ruchem nałożyła mu koronę. Skoro już
i tak klęczał, a jego twarz znajdowała się w dogodnej pozycji, Ehlana pochyliła się i pocałowała go ponownie. Sparhawk zauważył, że robiła to z coraz większą wprawą.
— Wreszcie jesteś mój — szepnęła, nadal dotykając ustami jego warg.
Następnie, choć daleko mu było jeszcze do zgrzybiałego starca, pomogła mu
powstać. Mirtai i Kalten założyli królewskiej parze na ramiona gronostajowe
płaszcze i para młoda odwróciła się, by przyjąć wiwaty zgromadzonego tłumu.
Po ceremonii była uczta weselna. Sparhawk ani nie pamiętał, jakie podawano
dania, ani czy któregoś z nich kosztował. Pamiętał jedynie, że wieczerza zdawała się ciągnąć całe wieki. W końcu nowożeńców odprowadzono do drzwi komnaty sypialnej, we wschodnim skrzydle jednego z pałaców wchodzących w skład
budynków kościelnych. Państwo młodzi zamknęli za sobą drzwi na klucz.
W komnacie stało mnóstwo sprzętów, lecz Sparhawk widział jedynie stojące
na podwyższeniu łoże, ozdobione na rogach kolumienkami.
— Nareszcie! — Ehlana westchnęła z ulgą. — Myślałam, że to będzie się
ciągnąć bez końca.
— Ja również mam już dość — przyznał Sparhawk.
— Sparhawku — odezwała się drżącym głosem, w którym nie brzmiały już
władcze nuty — czy ty naprawdę mnie kochasz? Wiem, że zmusiłam cię do te-
go wszystkiego, najpierw w Cimmurze, a potem tutaj. Czy ożeniłeś się ze mną
z miłości czy po prostu uległeś mi, ponieważ jestem królową? — W jej oczach
błyszczał niepokój.
— Zadajesz niemądre pytania, Ehlano — odparł delikatnie. — Przyznaję, że
początkowo mnie zaskoczyłaś, pewnie dlatego, że nie zdawałem sobie sprawy
z twoich uczuć. Marny ze mnie zalotnik, Ehlano, ale kocham cię. Nigdy nie ko-
chałem innej i nigdy nie pokocham. Moje serce, choć już trochę sfatygowane,
całe należy do ciebie — wyznał i pocałował królową, a ona zdawała się omdle-
wać słodko w jego ramionach.
Ich pocałunek trwał długo. W pewnym momencie rycerz poczuł małą dłoń
przesuwającą się z czułością po karku i zdejmującą mu z głowy koronę. Zajrzał
w roziskrzone szare oczy królowej.
Potem delikatnie zdjął jej koronę i pozwolił welonowi spłynąć na posadzkę.
Z namaszczeniem odpięli sobie nawzajem gronostajowe płaszcze, które również
opadły na posadzkę bezgłośnie.
Przez otwarte okno wpadł nocny wietrzyk, falował w muślinowych zasłon-
260
kach, niosąc z sobą odgłosy spowitego nocą Chyrellos, ale Sparhawk i Ehlana słyszeli jedynie bicie swych serc.
Świece nie paliły się już, ale w komnacie nie było ciemno. Wzeszedł księżyc
w pełni i rozjaśnił noc srebrzystym blaskiem. Przejrzyste zasłonki, falujące mięk-ko w oknie, zdawały się przechwytywać światło księżyca, a sącząca się przez nie poświata dawała delikatniejsze i doskonalsze światło niż jakakolwiek świeca.
Było bardzo późno — czy też, mówiąc ściślej, bardzo wcześnie. Sparhawk
zdrzemnął się na krótko, lecz jego skąpana w świetle księżyca małżonka nie pozwoliła mu na sen.
— Nic z tych rzeczy — oznajmiła budząc rycerza. — Mamy tylko tę jedną
noc, a ty zamierzasz zmarnować ją na spanie?
— Wybacz. Miałem wiele pracy tego dnia.
— A także wiele pracy tej nocy — dodała Ehlana figlarnie. — Czy wiesz, że
chrapiesz niczym burza z piorunami?
— Myślę, że to z powodu złamanego nosa.
— Kłopotliwy zwyczaj. Ja lekko sypiam. — Ehlana ułożyła się wygodnie
w ramionach męża i westchnęła z zadowoleniem. — Och, jak mi dobrze. Powin-
niśmy się pobrać dawno temu.
— Twój ojciec mógłby się temu sprzeciwić, a jeżeli nie on, z całą pewnością
uczyniłby to Rollo. A właśnie, co stało się z Rollem?
— Wiele przeszedł, kiedy ojciec wygnał cię z Elenii. Potem go wyprałam
i schowałam w górnej szufladzie komody. Wypcham go, gdy przyjdzie na świat
nasze pierwsze dziecko. Biedny Rollo. Nadużywałam go po twoim wyjeździe.
Wsiąkło w niego całe morze łez. Przez kilka miesięcy był bardzo mokrym zwie-
rzątkiem.
— Aż tak bardzo za mną tęskniłaś?
— Tęskniłam? Myślałam, że umrę z rozpaczy. Prawdę powiedziawszy, chcia-
łam umrzeć.
Sparhawk zamknął Ehlanę w uścisku swych ramion.
— A może tak byśmy porozmawiali dalej? — zapytała królowa.
— Czy ty zawsze musisz mówić wszystko, co ci przyjdzie do głowy?
— Tak, gdy jesteśmy sami. Nie mam przed tobą sekretów, mój mężu. Miałeś