3
- Wilk poznaje Jacka! Jack poznaje Wilka! Tu i teraz! Dobrze! Świetnie! Och, na Jasona! Krowy na drodze! Ale one głupie! Wilk! Wilk!
Pokrzykując, Wilk zbiegł po stoku na drogę, na której stała mniej więcej połowa stada. Zwierzęta rozglądały się dookoła z drętwym zdziwieniem, jakby zastanawiały się, gdzie podziała się trawa. Rzeczywiście wyglądały jak jakaś dziwna krzyżówka krów i owiec. Jack zastanowił się, jak można by je nazwać. Od ręki do głowy przychodziło mu tylko jedno słowo: “krówce”. Powinno się to odmieniać, jak “owca”, pomyślał Jack: To Wilk, troszczy się o swoje stado krowiec. Oj, tak. Właśnie tu i teraz.
Jack znowu dostał w głowę nadmuchiwaną pałką. Przysiadł i zaczął chichotać, zakrywając usta dłonią, by nie było tego słychać.
Nawet największe krówce miały najwyżej cztery stopy wzrostu i kędzierzawe futro o mętnym odcieniu, podobnym do barwy oczu Wilka - rzecz jasna, jeśli te nie rozpalały się jak dynie na Halloween. Łby zwierząt wieńczyły krótkie, zwinięte rogi, wyglądające na absolutnie nieprzydatne. Wilk spędzał zwierzęta z drogi. Schodziły posłusznie, nie okazując żadnych oznak strachu. Gdyby krowa czy owca po mojej stronie zwietrzyła tego gościa, toby zginęła, starając się przed nim uciec, pomyślał Jack.
Chłopiec polubił jednak Wilka - od pierwszego wejrzenia, tak jak od pierwszego wejrzenia poczuł strach przed Elroyem. Rozróżnienie to było wyjątkowo na miejscu, Wilka i Elroya łączyło bowiem niezaprzeczalne podobieństwo - z wyjątkiem tego, że Elroy przypominał kozła, natomiast Wilk był... no, wilczy.
Jack podszedł powoli do miejsca, gdzie Wilk zapędził stado, by się pasło. Przypomniał sobie, jak szedł na palcach śmierdzącym korytarzem na zapleczu “Oatley Tap” w stronę drzwi ewakuacyjnych i wyczuwał bliskość Elroya, tak jak on zapewne wyczuwał jego obecność i jak krowa po drugiej stronie na pewno wyczułaby Wilka. Pamiętał, jak ręce Elroya zaczęły skręcać się i grubieć, jak nabrzmiał jego kark, jak jego usta zamieniły się w paszczę pełną czerniejących kłów.
- Wilk?
Wilk obrócił się i popatrzył na niego z uśmiechem. Jego oczy rozbłysły jaskrawopomarańczową barwą i przez chwilę wyglądały na dzikie i inteligentne zarazem. Po chwili blask przygasł i pozostało po nim jedynie to samo mętne, wiecznie zdziwione spojrzenie oczu o barwie zielonej leszczyny.
- Jesteś... jakimś wilkołakiem?
- Pewnie - odpowiedział Wilk z uśmiechem. - Dobiłeś ten ćwiek, Jack. Wilk!
Jack usiadł na kamieniu i popatrzył z namysłem na Wilka. Uważał za niemożliwe, że cokolwiek mogłoby go zaskoczyć bardziej niż do tej pory, ale Wilkowi udało się to bez wysiłku.
- Jak tam twój ojciec, Jack? - zapytał jego nowy znajomy obojętnym, nieobowiązującym tonem, zarezerwowanym na pytania o krewnych rozmówcy. - Jak się miewa Phil? Wilk!
4
Jack doznał dziwacznie trafnego, chociaż pomieszanego skojarzenia: poczuł, jakby jego mózg przestał oddychać. Przez moment tylko to miał w głowie; nie było w niej żadnej innej myśli, jak w radiostacji, emitującej jedynie falę nośną. Po chwili zobaczył, że mina Wilka się zmienia. Wyraz szczęścia i dziecięcego zaciekawienia zastąpił smutek. Dostrzegł też, że nozdrza Wilka gwałtownie się rozszerzają.
- Nie żyje, prawda? Wilk! Przykro mi, Jack. Niech Bóg mnie przygwoździ! Głupi jestem! Głupi!
Wilk walnął się ręką w czoło i tym razem naprawdę zawył. Dźwięk ten zmroził krew w żyłach Jacka. Krówce w stadzie rozejrzały się niespokojnie.
- Nic się nie stało - powiedział Jack. Swój głos usłyszał bardziej w uszach niż w głowie, jakby odezwał się ktoś inny. - Ale... skąd wiedziałeś?
- Twój zapach się zmienił - odparł Wilk. - Wiedziałem, że nie żyje, bo wyczułem to w twoim zapachu. Biedny Phil! Taki dobry człowiek! Mówię ci to właśnie tu i teraz, Jack! Twój ojciec był dobrym człowiekiem! Wilk!
- Tak, był dobry - rzekł Jack. - Ale skąd go znasz? I skąd wiesz, że był moim ojcem?
Wilk popatrzył na Jacka, jakby ten zadał pytanie tak proste, że nie warto się fatygować odpowiadaniem na nie.
- Pamiętam jego zapach, oczywiście. Wilk pamięta wszystkie zapachy. Pachniesz tak samo jak on.
Łup! Nadmuchiwana pałka znów spadła na głowę Jacka. Poczuł chęć, żeby się po prostu tarzać tam i z powrotem po gęstej, sprężystej murawie, trzymając się za brzuch i zanosząc śmiechem. Ludzie mówili mu, że ma oczy po ojcu, usta po ojcu, nawet dar szybkiego szkicowania po ojcu, ale jeszcze nigdy nie powiedziano mu, że ma zapach po ojcu. Mimo to uznał, że w tych słowach kryje się pewna obłędna logika.
- Jak go poznałeś? - zapytał znowu.
Wolf przez chwilę miał strapioną minę.
- Przyjechał z tamtym drugim - wykrztusił wreszcie. - Tym z Orris. Byłem jeszcze mały. Tamten drugi był zły. Wykradł niektórych z nas. Twój ojciec nie wiedział - dodał pospiesznie, jakby Jack okazał gniew. - Wilk! Nie! Był dobry, twój ojciec. Phil. Tamten drugi...
Wilk powoli pokręcił głową. Na jego twarzy pojawił się wyraz jeszcze prostszy niż zadowolenie, wspomnienie jakiegoś dziecięcego koszmaru.
- Zły - rzekł. - Wyrobił sobie w tym świecie pozycję, powiedział mi ojciec. Przeważnie to był jego Dwójnik, ale on sam przyszedł z twojego świata. Wiemy, że był zły, czuliśmy to, ale kto słucha Wilków? Nikt. Twój ojciec wiedział, że tamten był zły, ale nie potrafił wywęszyć go tak dobrze jak my. Wiedział, że był zły, ale nie zdawał sobie sprawy jak bardzo.
Wilk znowu odrzucił w tył głowę i długo zawył - mrożącym krew w żyłach, pełnym dziecięcego smutku zawodzeniem, odbijającym się od ciemnoniebieskiej kopuły nieba.
Interludium