Historia wymaga pasterzy, nie rzeźników.

Ale Ettarr zachorowała i poroniła, a Igriana miała na tyle wyczucia, żeby nie pytać Gwen, czemu była z tego taka zadowolona. Stara Gwen za dużo wiedziała o ziołach, by Igriana mogła mieć spokojne sumienie. Pewnego dnia, postanowiła w końcu, każę jej powiedzieć dokładnie, czego dorzuciła Ettarr do piwa.
Zeszła do kuchni, ciągnąc długą suknię po kamiennych schodach.
Była tam już Morgause w najlepszej szacie, ubrała Morgianę w świąteczną sukienkę, też farbowaną szafranem, i dziecko wydawało się w niej śniade jak Pikt. Igriana podniosła ją i z radością trzymała w ramionach. Malutka, śniada, delikatna, o kosteczkach tak drobnych, jakby się trzymało miękkiego ptaszka. Po kim to dziecko odziedziczyło wygląd? Ona i Morgause były wysokie i rudowłose, miały kolory ziemi, jak wszystkie kobiety Plemion. A Gorlois, choć ciemnowłosy, był Rzymianinem – wysokim, smukłym, z orlą twarzą, stwardniałą przez lata walk przeciw Saksonom – zbyt pełnym swej rzymskiej dumy, by młodej żonie otwarcie okazywać czułość, dla urodzonej zaś w miejsce upragnionego syna córki nie miał nic poza obojętnością.
A jednak, przypomniała sobie Igriana, ci rzymscy mężczyźni uważali, że nad swymi dziećmi mają boskie prawo życia i śmierci.
Wielu było takich, nawet chrześcijan, którzy zażądaliby, by córkę natychmiast odstawić od piersi, żeby żona od razu mogła im dać syna.
Gorlois był dla niej dobry, pozwolił jej zatrzymać małą przy sobie.
Być może, choć nie podejrzewała go o zbyt wielką wyobraźnię, wiedział, jak ona, kobieta Plemion, traktuje narodziny córki.
Kiedy wydawała polecenia na przyjęcie gości – kazała przynieść z piwnic wino, a na pieczyste przygotować nie króliki, ale dobrą baraninę z ostatniego uboju – usłyszała na dziedzińcu gdakanie i hałas przestraszonych kur i wiedziała, że jeźdźcy przekroczyli granicę cypla. Służba była zalękniona, ale większość z nich pogodziła się już z faktem, że ich pani ma dar Wzroku. Do tej pory tylko udawała, uciekając się do sprytnego zgadywania i kilku sztuczek; to jednak wystarczyło, żeby się jej bali. Ale teraz myślała: może Viviana ma rację, może wciąż mam Wzrok. Może tylko myślałam, że go utraciłam – bo przez te miesiące, zanim Morgiana się urodziła, byłam taka słaba i bezsilna. Teraz wróciłam do siebie. Moja matka była wielką kapłanką do dnia swojej śmierci, choć urodziła kilkoro dzieci.
Ale, odpowiedziała sobie w myślach, jej matka urodziła te dzieci na wolności, jak przystało kobiecie Plemion, takim ojcom, jakich sama wybrała, nie jako niewolnica jakiegoś Rzymianina, którego zwyczaje dawały mu władzę nad kobietami i dziećmi. Zniecierpliwiona, odpędziła od siebie te myśli; jakie ma znaczenie, czy naprawdę posiada Wzrok, czy tylko go udaje, skoro trzyma to służbę w posłuszeństwie?
Powoli wyszła na dziedziniec, który Gorlois wciąż lubił nazywać atrium, choć nic tu nie przypominało willi, w której mieszkał, zanim Ambrozjusz mianował go diukiem Kornwalii. Jeźdźcy właśnie zsiadali z koni i jej wzrok natychmiast odnalazł jedyną wśród nich kobietę. Kobietę niższą od niej i już niemłodą, ubraną w męską tunikę i wełniane bryczesy, okutaną w peleryny i szale. Przez długość dziedzińca ich oczy spotkały się w powitaniu, lecz Igriana posłusznie podeszła i skłoniła się przed wysokim, szczupłym mężczyzną, który zsiadał z kościstego muła. Ubrany był w niebieskie szaty barda, a przez ramię przewieszoną miał harfę.
– Witam cię w Tintagel, Panie Posłańcu. Sprowadzasz błogosławieństwo pod nasz dach i zaszczycasz nas swoją obecnością.
– Dzięki ci, Igriano – powiedział dźwięczny głos i Taliesin, Merlin Brytanii, Druid, Bard, złożył dłonie na wysokości twarzy i wyciągnął je nad Igrianą w geście błogosławieństwa.
Mając za sobą ten obowiązek, Igriana podbiegła do swej przyrodniej siostry i chciała przed nią także skłonić się po błogosławieństwo, ale Viviana pochyliła się i powstrzymała ją.
– Nie, nie dziecko, to jest rodzinna wizyta. Będzie jeszcze czas, byś mi oddała honory, jeśli będziesz chciała... – Przycisnęła Igrianę do siebie i pocałowała w usta. – A to jest dzidziuś? Od razu widać, że ma w sobie krew Starego Ludu. Igriano, ona jest podobna do naszej matki.

Podstrony