Historia wymaga pasterzy, nie rzeźników.

do drzwi pewnego domu we wsi Sollies-Farliede we Francji zapukał
obdarty żebrak, jeszcze bardziej odrażający przez swoją krzywą nogę. Prosił o coś do jedzenia
i nocleg. Rodzina zamieszkująca ten dom - robotnik rolny z piętnastoletnim synem i
dwudziestosześcioletnią córką - przyjęła gościa, którego powierzchowność budziła skrajny
wstręt.
Nazywał się Thimotheus Castellan i utrzymywał, że jest bezrobotnym drwalem. Kiedy
następnego ranka ojciec i syn udali się do pracy, w domu pozostała córka Józefina z obcym,
który mimo swego niezbyt wypielęgnowanego wyglądu wydawał się jednak nieszkodliwy. Aż
do południa nic się nie wydarzyło.
W czasie posiłku Castellan wyciągnął nieoczekiwanie rękę i poruszył palcami, jakby
dając jakiś znak.
Wtedy dziewczyna znalazła się w jego mocy.
Żebrak zaniósł ją do bocznej izby, aby uczynić z nią to samo, co dziesiątki lat później miało
być także palącym pragnieniem Franza Waltera w Heidelbergu.
Józefina zachowała pełną świadomość, jednak była całkowicie bezwolna, kiedy ją gwałcono
bez stosowania fizycznej przemocy. Nawet gdy do drzwi zapukał sąsiad, nie była zdolna
wzywać pomocy ani wydać z siebie głosu.
Choć żyła dotąd szczęśliwie z ojcem i bratem, jeszcze tego samego dnia opuściła
gospodarstwo w towarzystwie Castellana. Ten włóczył się z nią, kazał jej publicznie
pokazywać sztuczki, sterując nią zdalnie ruchami rąk dosłownie jak nakręcaną lalką, i bez
żadnych ograniczeń folgował swym seksualnym żądzom.
Kiedy przypadkiem zdołała wydobyć się spod jego paraliżującego wpływu, uwagę żebraka
bowiem odwrócili myśliwi, jego działanie trwało jeszcze przez kilka tygodni.
Co wynika z takich zdarzeń?
Po pierwsze, że istnieje ogromny, uśpiony potencjał ducha ludzkiego. Mamy ochotę a
priori go potępić, gdyż takie przypadki jak dwa wyżej przedstawione nie zawierają wielu
pozytywnych aspektów. Jedyny wniosek, jaki się nasuwa, jest taki, że niemożliwa do
wyplenienia legenda opiera się na glinianych nogach, nikt bowiem nie może być drogą
sugestii zmuszony do robienia czegoś, co sprzeciwia się jego naturze, moralności albo
wewnętrznej postawie. To jednak już od dawna wiedzą psychologowie, psychiatrzy i
neurologowie.
Czy więc zdolności, które można określić - zależnie od stanowiska - jako ezoteryczne albo
paranormalne, są złe ze swej istoty, przynajmniej jeśli są wrodzone? Nie są. Przypadki takie
jak wymienione wyżej wcale tego nie dowodzą, bo w gruncie rzeczy są wyjątkami. W
normalnym przypadku, jeśli można w tym kontekście mówić o normalności, każdy z nas
może otworzyć skrytki swojego ducha i rozbudzić uśpione zdolności. Można ich oczywiście
także nadużywać. Tylko że w normalnym przypadku takie rozbudzenie nie jest możliwe z
dnia na dzień, wymaga rozwagi, dyscypliny, panowania nad sobą i wielu innych cech
charakteru, które zazwyczaj nie idą w parze ze zdefektowaną, łaknącą władzy osobowością.
Do tego dochodzi jeszcze ten wzgląd, że droga do uzyskania nadzwyczajnych zdolności
zmienia tego, kto nią cierpliwie kroczy, na lepsze...
Oczywiście i w tej dziedzinie zdarzają się wyjątki potwierdzające regułę i może się zdarzyć,
że siłą napędową do przetrwania wszystkiego będzie opętańcza żądza władzy, jednak raczej
nie jest to normą.
W odniesieniu do technik ezoteryczno-paranormalnych zachowuje aktualność odpowiedź
słynnego trenera karate na pytanie, czy nie obawia się, że wśród jego uczniów znajdzie się
osobnik agresywny, który potem - zdobywszy czarny pas - będzie jeszcze groźniejszy dla
otoczenia. Trener powiedział: „Osobnicy agresywni nie są dostatecznie zdyscyplinowani, aby
dopracować się czarnego pasa".
Niebezpiecznie może być tylko wtedy, gdy ktoś przychodzi na świat ze zdolnościami, na
zdobycie których inni muszą latami pracować ćwicząc, medytując, trenując itd. Bez takiej
szkoły charakteru danej osobie może brakować niezbędnych hamulców. Osoby z nieodległej
przeszłości, jak Franz Walter albo Thimotheus Castellan, ilustrują to niebezpieczeństwo
równie jak osobistości historyczne, które otrzymały w kołysce „magnetyczne siły".
Tak więc nie możemy dłużej uchylać się od odpowiedzi na trudne pytanie, co właściwie
należy rozumieć przez zdolności ezoteryczno-paranormalne, i to aż do ostatniej
konsekwencji. Odpowiemy prowokacyjnie: to wszystko, czym dysponujemy w głębi samych
siebie.
Jakkolwiek zaskakujące bywają nasze niektóre szczytowe dokonania cielesne albo duchowe, i
tak są one niczym w porównaniu z potencjałem jeszcze utajonym. Stwierdzenie, że duch
człowieka jest w stanie dokonywać rzeczy niewiarygodnych, od powodowania fenomenów
paranormalnych aż do zwalczania nieuleczalnych chorób, jest już niemal banalne. Podobnie
znany jest fakt, że nasze ciało w sytuacjach ekstremalnych może mobilizować siły, które
trzeba nazwać nadludzkimi. Ciało i duch stanowią bowiem nierozerwalną jedność.
Ktokolwiek sądzi, że przedstawiony przez media całego świata wyczyn pewnej matki, która
jedną ręką uniosła ciężarówkę, aby uwolnić spod niej swoje dziecko, daje się wyjaśnić
skokowym wzrostem poziomu adrenaliny, ten jest w błędzie.
Psychika siedzi za sterami, a ciało przechodzi samo siebie. Decydującą rolę odgrywają w
takich przypadkach warunki progowe, które mogą aktywizować takie wewnętrzne
mechanizmy.
W pewnym kamieniołomie w Ameryce Łacińskiej gruz skalny był wsypywany do przepaści
za pomocą przenośnika taśmowego. Na przenośniku tym uciął sobie w czasie przerwy
drzemkę pewien robotnik; kiedy wstrząsy go obudziły, był już tylko kilka metrów od końca
przenośnika, który sam się włączył - już nad przepaścią.
Z godną podziwu przytomnością umysłu nieszczęśnik ów zaczął biec w kierunku przeciwnym
do ruchu taśmy, wołając jednocześnie głośno o pomoc. Po kilku minutach zauważono jego
równie groteskową co śmiertelnie niebezpieczną sytuację i wyłączono silnik napędowy.
Późniejsze obliczenia wykazały, że robotnik, którego sportowa wydolność była co najwyżej
przeciętna, pobił światowe rekordy wszech czasów w sprincie.
Przykład ten pokazuje, że niezwykłe dokonania nie muszą być dziełem ułamków sekund, ale
że mogą trwać przez pewien czas - w tym przypadku kilka minut. Nie powodują one również
na dalszą metę wypalenia organizmu, jak się błędnie uważa. Aby uruchomić interakcję