Historia wymaga pasterzy, nie rzeźników.

.. Brak tu słów. Czy chcę? On na mnie czekał! Na mnie! On - sama czystość! Słońce wieczności! Matka i ojciec! brat i przyjaciel! - WSZYSTKO!
To się czuje, nie rozumie, a wie z całą pewnością, że to jest Ten, który był naszym celem, spełnieniem naszych marzeń, końcem poszukiwań i trudów, zaspokojeniem tęsknoty, odpoczynkiem, ochłodą, uciszeniem łez i najgłębszym pokojem spragnionego serca.
A ja...? I tu widzi się nagle siebie takiego, jakim się jest: niegodnym, brudnym, małym i lichym, niewdzięcznym, bezrozumnie marnotrawiącym Jego nieustanną miłość, narzekającym, niezadowolo­nym, pełnym pretensji i żalów - absolutnie niegodnym. I wtedy, kiedy całe serce wyrywa się, aby paść do nóg, przylgnąć na zawsze do tych przebitych - za mnie - stóp i nigdy, nigdy już odeń nie odejść - sumienie mówi: nie jesteś godny!
W oczach Pana jest zrozumienie, współczucie i usprawiedliwie­nie. On nas tłumaczy: „nie chciałeś tego", „nie rozumiałeś", „nie wiedziałeś, jak bardzo jesteś kochany", „cierpiałeś", „było ci trudno i ciężko", „byłeś sam”, „krzywdzono cię". Jezus wie o mnie wszyst­ko, bo nigdy nie pozostawił mnie samego. On usprawiedliwia i tłumaczy, ale ja wiem, że wiedziałem - byłem ochrzczony, uczyłem się religii, słyszałem Jego słowa, mogłem w każdej chwili sięgnąć po nie (po Ewangelię) - podczas gdy miliony ludzi tej pomocy nie miało. Ja miałem ogromny skarb, z którego nie korzystałem, który zlekceważyłem. To jest stanięcie twarzą w twarz z prawdą o sobie!
Nie myślcie, że Pan nas osądza. On rad by przytulić każde swoje dziecko do serca i za jedno słowo miłości zapomnieć mu wszystko złe, a kiedy Bóg zapomina - wina przestaje istnieć. Nie ma jej i nie będzie.
154 Świadkowie Bożego miłosierdzia
Ale my nie możemy darować sami sobie. Nie możemy podejść do Nieskazitelności Przeczystej - brudni z własnej winy, cuchnący i ociekający gnojem. To jeszcze bardzo łagodne słowo. Wydaje się nam, że wydobyliśmy się z bagna i czuć od nas całą zgniliznę ziemi. Bo w świetle Pana widoczny jest najmniejszy pył na nas. Zaczynamy odczuwać najgłębszy wstyd, zażenowanie i pragnienie natychmias­towej ucieczki, aby zedrzeć z siebie ten haniebny brud, umyć się, a właściwie myć i myć, aż śladu nie pozostanie z tego, co nas tak plami.
To wszystko są przenośnie, a rzeczywistość jest nieporówny­walnie tragiczniejsza. Bo zrozumienie miłości Pana do nas porywa nas i przemienia, a sumienie ukazuje wszystko, cośmy zawinili przeciwko sobie i przeciwko bliźnim naszym jako w przenośni ­brud, w rzeczywistości - zło, ohydę, trupi odór i trupią zgniliznę, gdyż wszystko, co przynieśliśmy ze sobą, a co przynależy do ducha nienawiści i buntu, jest tu martwe, rozkłada się i wydziela trupi jad.
A przecież tak wielu, prawie wszyscy stajemy przed naszym Zbawcą, naszą miłością - tak właśnie odrażający. Wtedy On zezwala nam na pracę oczyszczania się aż do pełnej bieli. I czeka na nas, wspomaga, dodaje sił i zawsze kocha. A niebo całe prosi za nas i przeprasza, wy zaś dajecie zadośćuczynienie. Wam wszystkim zawdzięczamy nasze wieczyste szczęście.
Powiedziałem, że osądzamy się sami w świetle Bożym, bo nie zawsze Chrystus Pan jest obecny Wiem, że mnie chciał oszczędzić nawet „sekundy" niepokoju, niepewności, lęku. Przecież ja przez tyle lat nic nie widziałem i tę niepewność i ukryty lęk przed niewiado­mym zagrożeniem miałem w sobie głęboko wrośnięty i przeniosłem go w nowy świat. Pan go natychmiast unicestwił. Radość widzenia, którą obecność Jezusa Chrystusa - Boga - przesłoniła (bo On przesłania wszystko, jako że jego obecność jest pełnią szczęścia i nic nie istnieje wtedy poza zachwytem, uwielbieniem, wdzięcznością i zdumieniem, że się tej nieskończonej miłości mogło nie zauważyć ani przyjąć), teraz żyje we mnie wciąż nie umniejszona.

Podstrony