Ja z nią będę rozmawiacz i jej wszystko wytlumaczę. Powiem, że to my żeszmy czy kazały...
- Omciu, błagam!
- Nedobrze?
- Niech już babcie lepiej nie kombinują. Zobaczymy, jak sytuacja się rozwinie. O matko, po co ja was słuchałam! Trzeba mi było dawno przestać! No trudno, dzisiaj już nic nie zdziałam. Idę spać. Wy też idźcie, na pewno jesteście zmęczone. Tylko błagam, nic już nie wymyślajcie!
Babcie pomamrotały coś, że niby sieję niepotrzebną panikę, ale ostatecznie poszły sobie. Ze zmartwienia zaczęłam robić porządek w kuchni, mając nadzieję, że nie zjawi się w niej Rafał i nie zacznie mnie pytać o akcję Luli... Rafał się nie pokazał, pewnie poszedł do stajni, posprawdzać wszystko przed nocą - taki mu się zwyczaj ostatnio wytworzył, bardzo pożyteczny moim zdaniem. Przyszła za to Ewa i koniecznie chciała dowiedzieć się, co zaszło między Lulą i Jasiem. Odpowiedziałam zgodnie z prawdą, że nie wiem, ale jej to nie zadowoliło. Odmówiłam snucia przypuszczeń, zapytałam ją natomiast o jej akcje na uczelni. Skrzywiła się. Po czym wylała z siebie potok narzekań na ogólną nieżyczliwość cholernych popleczników tego jej dawnego profesora - łajdaczyny. A stanowią oni, jak się zdaje, połowę ciała profesorskiego, czy jakie ono tam jest, habilitowane. Nie ma więc biedna Ewunia łatwego życia, ale zaparła się i zamierza być dzielna.
- Po co, kochana Ewciu? - zapytałam, upychając naczynia w zmywarce. - Po co ci to? Co to za praca w takiej nieprzyjemnej atmosferze?
Nie udzieliła mi satysfakcjonującej odpowiedzi. Zdaje się, że biedna Ewa po prostu musi mieć rację i po trupach, ale będzie to udowadniać. W tym po własnym trupie.
Boże, Boże, dlaczego ludzie są tacy nierozsądni???
Dobrze, nie będę się wymądrzać. Rozsądna się trafiła.
Kładąc się spać, nie myślałam już o biednej Ewie ani o nieszczęsnej Luli. Myślałam o Rafale, o jego oczach, rękach, włosach, nosie, głosie, o jego całej reszcie i o tym, że chyba chętnie bym się w nim zakochała.
Bo na razie nie jestem jeszcze zakochana.
Ale chyba rację miał Wiktor w sprawie posępnych i tajemniczych min. Czy nie dlatego mnie ciągnie do Rafała, że taki w gruncie rzeczy tajemniczy z niego facet? Bo cóż ja o nim wiem? Niewiele. Opowiedział mi wprawdzie tę okropną historię swojej żony i córeczki, ale nawet nie wiem, gdzie on je miał, tę żonę i tę córeczkę. Bo chyba nie w Janowie Podlaskim, tam nie ma Akademii Medycznej z klinikami. A sam Rafał jakiś taki małomówny (oczywiście z wyjątkiem tematu autystycznych i porażonych mózgowo dzieciaczków, które to dzieciaczki wozimy na naszych koniach - o tym to on może godzinami), uśmiecha się wprawdzie miło i uprzejmie, ale niewiele z tych uśmiechów wynika. Raz tylko widziałam prawdziwy błysk w jego oczach - kiedy unieszkodliwił Misiaka Dżuniora i usiadł mu na klacie.
Co to może znaczyć?
Kiedyś się tego dowiem. Na razie padam z nóg.
Lula
Janek uważa, że niepotrzebnie zrobiłam scenę. Przyszedł mi to wytłumaczyć, porzuciwszy nietaktownie całe wernisażowe towarzystwo. No dobrze, ja sama wiem, że scena była bez sensu i że ja też nie powinnam była porzucać towarzystwa, a zwłaszcza dziewczyn, które potem musiały posprzątać - a nie miały już do dyspozycji Żakliny, która pomagała tylko w przygotowaniach.
- Ludwisiu moja kochana - tłumaczył mi Janek (mówi tak do mnie wyłącznie, kiedy jesteśmy sami...) - to, że sobie poszłaś, to naprawdę nie ma znaczenia. Ważne jest, że się uzewnętrzniłaś...
- To znaczy, że co? Że wszyscy się dowiedzieli, że jestem o ciebie zazdrosna?
Nie wiem, czym go tak rozśmieszyłam, ale kolejny kwadrans spędziłam na oddawaniu mu pocałunków i wysłuchiwaniu jego chichotów. To ostatnie mnie w końcu trochę zezłościło.
- Przestań się śmiać jak głupi do sera!
- Ja się nie śmieję do sera, tylko do ciebie. Poza tym rozśmiesza mnie sytuacja...
Wyrwałam się z jego objęć.
- A co w tym widzisz śmiesznego, na litość boską?!
Rozwalił się na fotelu z miną szalenie zadowoloną. Ja tych chłopów nigdy nie zrozumiem. Rzuciłam w niego poduszką. Złapał ją zgrabnie i dopiero teraz omal nie umarł ze śmiechu. Nigdy w życiu nie widziałam, żeby się Janek TAK śmiał! Prawda, że niewiele o nim wiedziałam do tej pory, bo też i nie chciałam się wcale dowiadywać. Sporo lat przez to straciłam. No cóż, zważywszy na istnienie Kajtka, nie będę sobie tego miała za złe. I nie będę żałować. Niech tam. Ale teraz nie pozwolę, żeby się chłop ze mnie naigrawał!
Usiadłam naprzeciwko niego na krześle, zabrałam mu tę poduszkę i spojrzałam mu głęboko w oczy. Jeszcze nieco załzawione od tego śmiechu.
- Odpowiadaj zaraz, dlaczego siÄ™ tak cieszysz?