X


Historia wymaga pasterzy, nie rzeźników.


— Prochy — powiedział Frank.
— Kokaina, trawa, może PCP.
— No to wiemy teraz, gdzie szukać tego małego skurwiela — powiedział Frank.
— Możemy iść na ulicę i przycisnąć paru notowanych handlarzy, tych facetów, którzy
wpadli za sprzedawanie prochów. Nastraszyć ich i jeśli mają dużo do stracenia i wiedzą,
gdzie jest Bobby, to podadzą go nam na srebrnej tacy.
— Na razie — powiedział Tony — najlepiej zrobię, jeśli się zamelduję.
Chciał, żeby w wydziale komunikacji sprawdzono czarnego jaguara zarejestrowa-
nego na Juana Mazquezzę. Gdyby mogli dostać natychmiast numer jego prawa jazdy,
wówczas szukanie kółek Bobby’ego byłoby częścią codziennych obowiązków każdego
umundurowanego policjanta. Nie znaczyło to, że znaleźliby go od razu. W każdym
innym mieście Bobby nie byłby w stanie żyć długo w ukryciu, gdyby go tak usilnie po-
szukiwali. Odnaleziono by go albo natrafiono na jego ślad w ciągu kilku tygodni. Ale LA
różniło się od innych miast: już sam jego obszar był większy niż inne ośrodki miejskie
w całym kraju. LA rozciągało się na prawie pięciuset milach kwadratowych. Zajmowało
połowę razy więcej ziemi, niż wszystkie zespoły miejskie należące do Nowego Jorku,
dziesięć razy tyle co cały Boston i prawie połowę stanu Rhode Island. Populacja całego
obszaru miejskiego wynosiła prawie dziewięć milionów, jeżeli do niej zaliczyć nie za-
meldowanych cudzoziemców, czego nie robiło Biuro Spisu Ludności. W tym rozległym
labiryncie ulic, alei, autostrad, wzgórz i kanionów, sprytny uciekinier mógł żyć na po-
wierzchni przez wiele miesięcy, dbając o swoje interesy tak bezczelnie i beztrosko jak
każdy normalny obywatel.
Tony włączył radio, z którego nie korzystali przez cały ranek, wezwał centralę i po-
prosił, by w wydziale komunikacji sprawdzono Juana Mazquezzę i jego jaguara.
Kobieta obsługująca ich pasmo częstotliwości miała miękki, namiętny głos.
Przyjąwszy polecenia Tony’ego, poinformowała go, że dwie godziny wcześniej otrzy-
mała wezwanie dla niego i Franka. Była już 11.45. Chodziło znowu o Hilary omas
i potrzebowano ich w jej domu w Westwood, z którego inni policjanci odebrali telefon
o 9.30.
Ściskając mikrofon, Tony spojrzał na Franka i powiedział:
— Wiedziałem! Do cholery, wiedziałem, że nie kłamała na temat całej tej sprawy.
— Jeszcze się tak nie nadymaj — zauważył Frank z dezaprobatą. — Cokolwiek się
wydarzyło, ona prawdopodobnie to wymyśliła, tak jak i całą resztę.
— Ty nigdy nie przyznajesz się do błędu, co?
120
121
— Nie wtedy, gdy wiem, że mam rację.
Parę minut później podjechali pod dom Hilary omas. Na drodze wjazdowej stały
dwa wozy prasowe, wóz z policyjnym laboratorium i zwykły samochód policyjny.
Kiedy wysiedli z samochodu i szli przez dziedziniec, z domu wyszedł im naprzeciw
policjant w cywilu. Tony go znał: nazywał się Warren Prewitt. Spotkali się w połowie
drogi do drzwi frontowych.
— To wy odpowiedzieliście na wezwanie zeszłej nocy? — spytał Prewitt.
— Zgadza się — potwierdził Frank.
— Co jest grane, pracujecie dwadzieścia cztery godziny na dobę?
— Dwadzieścia sześć.
— Co z tą kobietą? — spytał Tony.
— W szoku — powiedział Prewitt.
— Nie jest ranna?
— Kilka siniaków na gardle.
— Poważnych?
— Nie.
— Co się stało? — spytał Frank.
Prewitt przekazał im w skrócie wcześniejsze zeznanie Hilary omas.
— Czy są dowody, że mówi prawdę? — spytał Frank.
— Słyszałem, co myślisz o całej sprawie — powiedział Prewitt. — Ale są dowody.
— Co na przykład? — spytał Frank.
— Włamał się nocą do tego domu przez okno w gabinecie. Koronkowa robota.
Podkleił szybę, żeby nie słyszała, jak ją tłucze.
— Mogła to zrobić sama — zauważył Frank.
— Wybić własne okno? — spytał Prewitt.
— Tak. Czemu nie? — upierał się Frank.
— Dobra — powiedział Prewitt — tylko że to nie ona tak tu napaskudziła krwią.
— Ile jest tej krwi? — spytał Tony.
— Nie tak dużo, ale też niemało — mówił Prewitt. — Trochę na podłodze w hallu,
wielki krwawy odcisk ręki na ścianie, krople na schodach, kolejny rozmazany odcisk na
ścianie w przedsionku i ślady krwi na klamce.
— To ludzka krew? — spytał Frank.
Prewitt zamrugał.
— Co?
— Zastanawiam się, czy to nie jest jakaś lipa.
— Weź się zlituj! — krzyknął Tony.
— Chłopcy z laboratorium przyjechali tu dopiero czterdzieści pięć minut temu
— wyjaśniał Prewitt. — Jeszcze nic nie powiedzieli. Ale jestem pewien, że to ludzka
krew. Poza tym trzech sąsiadów widziało uciekającego mężczyznę.
120
121
— No tak — powiedział już spokojnie Tony.
Frank rzucił groźne spojrzenie na trawnik pod swoimi stopami, jakby miał zamiar
zmiażdżyć go wzrokiem.
— Facet wyszedł z domu zupełnie zgięty wpół — kontynuował Prewitt. — Trzymał
się za brzuch i wlókł zgarbiony, co pasuje do oświadczenia panny omas, że dwukrot-
nie pchnęła go nożem w splot słoneczny.
— Dokąd poszedł? — spytał Tony.
— Mamy świadka, który twierdzi, że widział, jak wsiada do szarego dodge’a zaparko-
wanego dwie przecznice na zachód stąd. Odjechał.
— Macie numer rejestracyjny?
— Nie — powiedział Prewitt. — Ale daliśmy komunikat. Poszukuje się furgonetki.
Frank Howard podniósł wzrok.
— Wiecie, może ten napad nie jest związany z tą historyjką, którą nas nakarmiła ze-
szłej nocy. Może wczoraj narobiła fałszywego rabanu i dopiero dziś rano została na-
prawdę napadnięta.

Drogi uĚźytkowniku!

W trosce o komfort korzystania z naszego serwisu chcemy dostarczać Ci coraz lepsze usługi. By móc to robić prosimy, abyś wyraził zgodę na dopasowanie treści marketingowych do Twoich zachowań w serwisie. Zgoda ta pozwoli nam częściowo finansować rozwój świadczonych usług.

Pamiętaj, że dbamy o Twoją prywatność. Nie zwiększamy zakresu naszych uprawnień bez Twojej zgody. Zadbamy również o bezpieczeństwo Twoich danych. Wyrażoną zgodę możesz cofnąć w każdej chwili.

 Tak, zgadzam się na nadanie mi "cookie" i korzystanie z danych przez Administratora Serwisu i jego partnerĂłw w celu dopasowania treści do moich potrzeb. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

 Tak, zgadzam się na przetwarzanie moich danych osobowych przez Administratora Serwisu i jego partnerĂłw w celu personalizowania wyświetlanych mi reklam i dostosowania do mnie prezentowanych treści marketingowych. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

Wyrażenie powyższych zgód jest dobrowolne i możesz je w dowolnym momencie wycofać poprzez opcję: "Twoje zgody", dostępnej w prawym, dolnym rogu strony lub poprzez usunięcie "cookies" w swojej przeglądarce dla powyżej strony, z tym, że wycofanie zgody nie będzie miało wpływu na zgodność z prawem przetwarzania na podstawie zgody, przed jej wycofaniem.