Nowe ma również krój ubrań noszonych przez lud Grodów i takiż kolor. Tutejsza młodzież zakłada takie rzeczy, udając się do ciężkiej pracy. Wiem, że lepiej się w nich poczujesz, a i ludzie wiedzieć będą, patrząc na ciebie, że nie przywykłaś do szerokiego świata. Mam nadzieję, że domyśla się wówczas, że jesteś wszystkim nieco skonfundowana.
Talia zaczęła protestować, że to nie jest konieczne, ale surowe spojrzenie strażniczki zamknęło jej usta.
- Starczy tego, byś dotarła do Kolegium, nie będąc zmuszoną do prania ich własnoręcznie. Oberżysta właśnie niesie dla ciebie trochę żywności na drogę. Powiedziałam mu: żadnego wina - a gdy Talia skinęła potakująco głową, ciągnęła dalej: - Nie żałuj sobie, wciąż jeszcze rośniesz i nie chcesz chyba zapaść na zdrowiu. Nie jedz tych odpadków, które leżą w Stanicach. Te zapasy przeznaczone są dla Towarzyszy, a i korzysta się z tego tylko w wyjątkowych przypadkach. Nieważne, co ten leniwy gbur ze Zdroju Słodyczy ci powiedział. Zapewniam cię, że ja musiałabym się znaleźć naprawdę w wyjątkowej sytuacji, bym miała to strawić! Codziennie zatrzymuj się na ciepłe posiłki w południe, chyba, że nie napotkasz żadnej osady. To rozkaz! Oto nasz znak - dodała, podając Talii kolejny mosiężny oblik, a ta troskliwie umieściła go w swojej sakiewce.
- Szczerze mówiąc, gdyby nie to przeklęte prawo, zatrzymałabym ciebie na noc i dopilnowała, byś wzięła porządną, gorącą kąpiel i wyspała się w wygodnym łóżku, ale mniejsza z tym. Będziesz musiała jeszcze raz zatrzymać się po żywność na drogę. Spróbuj u Kotlarzy. Strażnik Dzienny stamtąd jest moją przyjaciółką, zna lud Grodów i wie, jak się opiekować dziećmi - dopilnuje, aby niczego ci nie zabrakło. Gotowa do drogi?
Oniemiała Talia przytaknęła. Ta kobieta była równie dziarska i energiczna jak Keldar, lecz nie było w niej ani odrobiny chłodu Pierwszej Żony. Tak szybko zajęła się wszystkim, że od tego aż zawróciło się Talii w głowie. Wydawało się przy tym, że jest szczerze przejęta jej samotną wyprawą. To, że ktoś troszczy się o jej dobro, było osobliwym przeżyciem. Talia byłaby nieomal skłonna podejrzewać ją o jakieś ukryte pobudki, gdyby Strażniczka od początku nie była tak otwarta i szczera. Jeśli nawet w jej zachowaniu było coś, czego należałoby się wystrzegać, Talia niczego takiego nie mogła się dopatrzeć.
- Doskonale, a teraz w drogę - pchnęła delikatnie Talię w stronę skraju podwórza, gdzie czekał Rolan, otoczony wianuszkiem przepychających się dzieci chcących go nakarmić przyniesionymi smakołykami lub przynajmniej pogłaskać, przybrawszy - zdaniem Talii - pozę konia, który jest bardzo z siebie kontent.
Strażniczka podrzuciła Talię na siodło, przytroczyła sakwy do tylnego łęku, a worki przyniesione przez Oberżystę do rzemieni z przodu siodła i jowialnie klepnąwszy Rolana po zadzie, wysłała ich w dalszą drogę.
Dopiero gdy pokonała już szmat drogi, Talia uzmysłowiła sobie, że nie uzyskała odpowiedzi ani na jedno z dręczących ją pytań - przynajmniej nie wprost. Łamiąc sobie nad tym głowę, doszła do wniosku, że mimo wszystko czegoś się dowiedziała. Strażniczka wspomniała coś o “prawie”, które rządziło takimi eskapadami jak jej. Wynikałoby z tego, że są one zjawiskiem powszednim. Zwracała się do Rolana, jakby był człowiekiem - to z kolei nasuwało myśl, iż prawdą są legendy o jego nadzwyczajności oraz że wydarzenia, w które uwikłana była i Talia, nie były przypadkowe, lecz zamierzone i zaplanowane. Zatem Towarzysz przeznaczył jej jakąś rolę do spełnienia. Tylko jaką? Taka fragmentaryczna wiedza mogła doprowadzić do szaleństwa, podobnie jak posiadanie jedynie połowy książki! Mimo wszystko jednak jakiś obraz zaczął się z tego wyłaniać. Doskonale: nadszedł czas, by go uzupełnić. W trzech książkach będących jej własnością, odnoszono się - gdy nad tym teraz rozmyślała - do Towarzyszy tak, jakby posiedli tajniki magii, jakby łączyły ich z Heroldami mistyczne więzy. Szczególnie opowieść o Vanyelu nasuwała myśl, że tak Towarzysze, jak i Heroldowie mogą się ze sobą porozumiewać bez pomocy słów. Strażniczka rozmawiała z Rolanem jak z człowiekiem - właściwie tak, jakby to on opiekował się Talią. Potwierdzało to pierwsze wrażenie Talii, że to właśnie Rolan był tym, który wiedział, dokąd powinni się udać i co powinni robić. Rolan nieraz okazywał niedwuznacznie, że rozumie doskonale słowa Strażniczki - prawdę powiedziawszy i na słowa Talii reagował podobnie. To on codziennie odnajdywał Stanice i bez wątpienia był jej obrońcą. A ze słów Strażniczki wynikało, że dobrze zna drogę powrotną do Kolegium. Zatem Rolan rzeczywiście umyślnie znalazł się tam, gdzie natknęła się na niego - Strażniczka powiedziała, że nie było go od bardzo dawna, i że Talia odgrywa w jego zamierzeniach jakąś rolę. Tego nie można było więc umknąć. Pozostawało pytanie: dlaczego? Czy dlatego - ośmieliła się pomyśleć - że szukał kogoś, kogo poddać by można egzaminowi na kandydata na Herolda?
Nie miała pojęcia, jak zostawało się Heroldem. Wiedziała tylko tyle, że muszą przejść surową szkołę w Kolegium. Jedynie w opowieści o Vanyelu umieszczono wzmiankę, że on nieomalże stchórzył przed podjęciem się tego trudu - jednak nic w niej nie napisano o tym, w jaki sposób został wybrany. Jej cała wiedza o Heroldach kończyła się na plotkach krążących w Grodzie: ponoć byli moralnie zepsutymi potworami, ponoć folgowali zmysłowym, orgiastycznym obyczajom, pławiąc się w luksusie. Podejrzewała, że rozpuszczano je głównie pod wpływem zazdrości, zwłaszcza że Heroldowie nie podzielali opinii o pośledniości płci niewieściej i właściwym miejscu kobiet w życiu, oraz że nie uznawali żadnego autorytetu za wyjątkiem monarchy i innych Heroldów. To, że Strażnikiem była kobieta, zaskoczyło Talię, ale już od dawna - po przeczytaniu pierwszej książki o poszukiwaniu Słońca i Cienia - wiedziała, że i pośród Heroldów nie brak kobiet równych rangą mężczyznom. Owa wolność była jednym z powodów, dla których tak bardzo pragnęła wstąpić w ich szeregi. Czyż mogłaby teraz zdobyć się na śmiałość, by pomyśleć, iż tak właśnie się stanie?