Historia wymaga pasterzy, nie rzeźników.


- Zgadza się.
Kenth odczekał chwilę, licząc na dalsze wyjaśnienia, a kiedy nic nie usłyszał, postanowił, że nie będzie ciągnął Bothanina za język. Yantahar mógłby się poczuć dotknięty albo nabrać nieufności co do motywów Kentha, Wielki Mistrz postanowił więc, że nie powinien pogarszać sytuacji.
- Cóż, bardzo mi przykro z powodu tego, co spotkało admirała... - powiedział. - Cały Sojusz wierzy, że szybko dojdzie do siebie.
Rysy twarzy Yantahara wreszcie nieco złagodniały.
- Może nie cały Sojusz, ale dziękuję za troskę.
Kenth uderzył w ostrzejszy ton:
- Wiem, że admirał nigdy w życiu nie pochwaliłby zdrady stanu. I ty pewnie także, Jedi Bwua’tu.
Yantahar wzruszył ramionami.
- Galaktyka jest teraz pełna szwendających się samopas Sithów, a przywódczyni Daala nie zamierza dopuścić do konfrontacji między nami a nimi. - Zerknął na Vaalę, zdradzając pierwsze oznaki niepewności. - Nie mamy wyboru.
- Mój synu, zawsze jest jakiś wybór - stwierdził autorytatywnie Kenth i przeniósł spojrzenie na Arconiankę. - Chyba nadszedł czas, żebyście i wy wybrali. Czy usuniecie mi się z drogi, żebym mógł powstrzymać ten niefortunny bieg zdarzeń?
Vaala bez namysłu pokręciła głową.
- Przykro mi, Mistrzu Hamnerze - powiedziała cicho. - Sądzę, że powinieneś wrócić do
swoich kwater...
Kenth spuścił głowę i przypomniał cichym, łagodnym szeptem:
- Jestem Wielkim Mistrzem...
Vaala skłoniła głowę, nadstawiając uszu, by lepiej słyszeć.
- Przepraszam, nie chciałam... - bąknęła. - Yant, uważaj...!
Ostrzeżenie Arconianki nic nie dało, bo Kenth zdążył już odpiąć Mocą miecze świetlne od pasów Jedi i posłać je wysoko w powietrze. Potem aktywował klingę broni Yantahara i skierował ją w stronę zaskoczonych Rycerzy. Kiedy szafirowe ostrze obudziło się do życia, oboje zanurkowali na boki, wyciągając jednocześnie dłonie, żeby przywołać swoje miecze z powrotem, ale Kenth jednym susem znalazł się między nimi. Uderzył Bothanina w szczękę, wyprowadzając jednocześnie drugą ręką cios w delikatny splot nerwowy między oczami Vaali. Zanim Jedi się zorientowali, co się święci, leżeli już nieprzytomni na podłodze hangaru. Kenth nie zdążył co prawda złapać w porę ich mieczy, ale zdołał wyłączyć broń Yantahara, zanim jej rękojeść zagrzechotała o posadzkę przy nodze Bothanina.
Schylił się po miecze, sprawnie pozbawił je ogniw zasilających i przypiął znów do pasów Rycerzy Jedi. Łatwo poszło, pomyślał, tak samo, jak ze strażnikami strzegącymi jego kwater. Zbyt łatwo. Kiedy znów obejmie władzę i zaprowadzi w Zakonie porządek, będzie musiał poważnie porozmawiać z instruktorami walki o uchybieniach w systemie nauczania, uznał. Zawlókł ciała nieprzytomnych Jedi do pobliskiego pustego warsztatu i poczęstował ich ogłuszającym impulsem Mocy, żeby mieć pewność, że jeszcze przez jakiś czas nie dojdą do siebie. Potem wrócił do hangaru i prześlizgnął się przez właz dostępu.
W hangarze roiło się od eskadr stealthX-ów, ustawionych równiutko w grupy bojowe o
kształcie klinów i otoczonych przez zaaferowane zespoły techników. Piloci - z wyjątkiem dowódców eskadr - byli już ubrani w kombinezony próżniowe i siedzieli w kabinach swoich
maszyn, prowadząc procedury przedstartowe; inni krążyli wokół myśliwców i dokonywali inspekcji z zewnątrz. Kenth zauważył, że w grupie uderzeniowej znalazło się grono najlepszych i najbardziej doświadczonych pilotów Jedi - między innymi Lowbacca, Izal Waz, Wonetun, a także wielu innych Rycerzy Jedi, którzy walczyli w wojnie z Yuuzhan Vongami.
Stwierdził też, że wśród nich nie było Jainy Solo, której sława jako pilotki myśliwca
ustępowała chyba tylko rozgłosowi samego Luke’a Skywalkera. Za to, ku jego zaskoczeniu, jednym z pierwszych gotowych do startu pilotów był Raynar Thul, chociaż pozycja jego stealthX-a w jednej z eskadr na tyłach hangaru dowodziła, że nie przyznano mu żadnych przywilejów dowódczych. Jego obecność w tym miejscu sugerowała jednak, że albo Saba przecenia stan jego umysłu po ozdrowieniu, albo rozpaczliwie pragnie rzucić do walki wszystkich, chociaż odrobinę wykwalifikowanych pilotów.
Podczas gdy Hamner rozważał, która z opcji jest bardziej prawdopodobna, Thul przechylił
swoją poznaczoną bliznami twarz na bok, jakby czegoś nasłuchiwał, po czym powoli odwrócił się w stronę wejścia do hangaru. Kenth wycofał się pospiesznie w cień i ukrył swoją obecność w Mocy, ale i tak wzrok Thula powędrował w jego kierunku i na moment zatrzymał się w miejscu, w którym jeszcze przed chwilą stał Mistrz Jedi. Teraz usta Raynara rozciągnął dziwny, lekko niesamowity uśmiech; Thul skinął ledwie zauważalnie głową i wrócił do sprawdzania systemów swojego myśliwca. Kenth Hamner trwał jeszcze jakiś czas w bezruchu. Serce waliło mu jak młotem. Zaczął się ostrożnie posuwać wzdłuż ściany; poszukał wzrokiem Saby i innych Mistrzów dopiero wtedy, kiedy miał pewność, że Raynar skupił się znów bez reszty na swojej maszynie,.
Nie musiał długo szukać - wkrótce namierzył ich na przestronnym tarasie obserwacyjnym
jakieś dwadzieścia metrów wyżej. Oparci o barierkę, śledzili przygotowania do odlotu, żywo gestykulując i wskazując na stojące w dole maszyny; najwyraźniej dopracowywali ostatnie szczegóły strategii. Ku zaskoczeniu Hamnera tylko czterech Mistrzów miało na sobie skafandry lotnicze - Kyp Durron, Kyle Katarn, Octa Ramis i Barratk’l. Nigdzie w pobliżu nie było śladu po Corranie Hornie ani po Solusarach; ci ostatni najpewniej przebywali na Ossusie, czuwając nad postępami swoich uczniów, uznał po namyśle Kenth.
Cała reszta, nie wyłączając Saby, miała na sobie zwykłe szaty Jedi. Mogło to oznaczać, że po wysłaniu myśliwców na orbitę zamierzają zostać na Coruscant, żeby bronić Świątyni. A że od czasu pozbawienia go władzy w Świątyni to Saba kierowała działaniami Zakonu, Kenth nie miał
złudzeń co do formy, jaką przyjmie ta obrona. Jedi będą działać agresywnie i przebiegle, starając się przechytrzyć Daalę i jej sprzymierzeńców, dopóki ich nie osaczą i na zawsze nie
unieszkodliwią, jak mawiali Barabelowie.
W skrócie oznaczało to śmierć. Wiele śmierci.
Kenth Hamner na wpół podświadomie oczekiwał, że za chwilę rzuci się na niego gromada
żądnych krwi Jedi, więc trzymał się w cieniu i posuwał wzdłuż ścian hangaru, dopóki nie znalazł