.. Zduszą go w
westybulu!
─ Na miłość boską! ─ krzyczy wielki koniuszy Caulaincourt do olbrzymiego generała
Lavallette. ─ Na miłość boską! Umieść się pan przed nim!
Lavallette obraca się doń frontem ─ plecami, jak ławą szeroką, pcha tłum, cofając się
chroni go od nacisku, a powtarza jak dziecko:
─ To ty! to ty! to ty!
Lecz on nie słyszy. Widzi przed sobą olbrzymią postać generała Lavallette'a, lecz nie pa-
mięta go... On idzie jak we śnie... Oczy jego toną w mgle pełnej gwiazd, sianej gwiazdami; w
uszach szum morza... Jakaś potężna fala podnosi go, niesie ─ naokół pełno gwiazd, w uszach
szum morza... Pada na fotel w swym dawnym gabinecie cesarskim... Pada bezwładnie, bez-
wiednie, jak muszla żyjąca w głębi na trawę rzucona... Jeden moment jego życia zginął... Nie
był człowiekiem ─ był żyjącym jestestwem...
Pierwszą myślą jego jest:
D z i e ń d w u d z i e s t y m a r c a t y s i ą c o s i e m s e t p i ę t n a s t e g o r o k u...
drugą: M ó j s y n!...
I oto jest znów w swoim gabinecie w Tuileriach. U drzwi stoi trabant z halabardą i szpadą.
Wszystko jest po dawnemu. Dawni ministrowie, dawni marszałkowie Francji, dygnitarze
dworscy, damy pałacowe, dawna służba ─ wszystko...
Sufit ten sam ─ i posadzka ta sama... Lecz wszystko wydaje się jakieś dziwnie chwiejne...
Ściany jakoby się gięły w tył i naprzód, sufit jakoby kołysał się, posadzka zdaje się wisieć w
powietrzu, nie być opartą na murach...
Jest znowu w Tuileriach...
─ U siebie...
356
Wczoraj Ludwik XVIII Bourbon był tu także u siebie.
Rok temu on.
Przedtem znowu Ludwik XVI.
Jak w kontredansie.
Monarchowie wprowadzają się i wyprowadzają jak pierwsi lepsi drobni urzędnicy lub na-
uczyciele szkolni. Tylko ta jest różnica, że tamci zmieniają mieszkania cicho i dobrowolnie, a
monarchowie wśród mniejszego lub większego trzasku i hałasu są wyrzucani wbrew intencji.
Ludwika XVI wyrzucono z Tuilerii aż pod gilotynę...
Wraz z Marią Antoniną...
Austriaczki nie przynoszą szczęścia panującym francuskim...
Rzucił oczyma w zwierciadło.
─ Ludwik XVIII czy ja?
On.
Zapewne rok temu pytał się talk samo Ludwik XVIII:
─ Bonaparte czy ja?
Grzeczne zwierciadło ─ odbija zawsze tego, kto się w nim przegląda.
Grzeczne zwierciadło... Zimna, jasna, krysztalna powierzchnia ─ spokojna jak morze pod
Porto Ferrajo w dzień odpłynięcia z wyspy Elby...
Podłe zwierciadło odbija tak samo luzujących się monarchów, jak odbiłoby wypięty tył
przekupki na swoją przeciwniczkę.
I jej przeciwniczki także...
Straszliwa karykatura maluje się w mózgu Napoleona. Ludwik XVIII i Napoleon Wielki...
Porywa go wściekłość. Zdartym z palca pierścieniem rzuca z całej siły w zwierciadło.
Lecz pierścień dźwięczy, odbija się, upada i toczy pod fotel.
Napoleon porywa się z fotela.
Dość! Aby mu się nie zdawało więcej, że się ściany, posadzki i sufit chwieją, trzeba być
ich panem. Jak był! Jak będzie!
Zadzwonił.
Drzwi się otwarły. Pojawiły się mundury cesarstwa.
─ Czy ministrowie cesarstwa są obecni?
─ Nie wszyscy, najjaśniejszy panie.
─ Sprowadzić!
W nocy utworzył rząd, choć niekompletny. Lecz trzeba było walczyć, lecz trzeba było na-
mawiać, prosić. Mole nie chciał objąć teki sprawiedliwości, Davout wojny, Caulaincourt,
wierny, przywiązany, doświadczony Caulaincourt nie chciał objąć teki ministra spraw ze-
wnętrznych!
─ Na polu walki będę służył waszej cesarskiej mości ─ mówił. Więc znów wojna?... Znów
ją widzą wiszącą w powietrzu, nadciągającą?...
─ Wojny nie będzie ─ mówił cesarz. Caulaincourt milczy.
─ Caulaincourt ─ mówi cesarz ─ jest przysłowie, że kto czym wojuje, ten od tego ginie.
Zanadto ze mną chcą wojny ─ zapłacą za to...
Caulaincourt milczy.
Savary nie chce być ministrem policji ─ zostaje nim Fouche, wśród podłych zalecań się,
pochlebstw i kłamstw, którymi nie oszukuje cesarza. Lavallette nie chce być ministrem spraw
wewnętrznych.
„Czy ci ludzie widzieli chwiejące się koło mnie ściany, sufit nad moją głową i posadzkę
pod moimi nogami?” ─ myśli cesarz.
Carnot, wielki Carnot, wielki Francuz i wielki republikanin, zostanie ministrem spraw we-
wnętrznych i hrabią cesarstwa. Carnot przyjmuje tekę, ponieważ w takiej chwili niczego cesa-
357
rzowi odmówić nie wolno ─ tytuł, ponieważ dyskredytować tytułów cesarstwa nie wolno.
Carnot widzi ogrom niebezpieczeństw nad ojczyzną.
Ministerium powstało. Lecz pierwsza odmowa postawiła cesarza na miejscu. Zrozumiał.
Gdy Mollieu, upatrzony na ministra skarbu, za trzecim dopiero wezwaniem stawił się przed
obliczem pańskim, a stawiwszy się, na propozycję objęcia ministerstwa udał, że jej nie słyszy,
i począł się unosić nad cudownym powrotem z Elby ─ cesarz odpowiedział, panując nad so-
bą, spokojnie:
─ Mój drogi, epoka komplementów minęła. Nie broniono mi wrócić, jak i nie broniono mi
uciekać.
Cesarz zrozumiał. Nie tylko epoka komplementów minęła, ale i epoka triumfalnego, apo-
dyktycznego, absolutnego, dyktatorskiego panowania. Nowa konstytucja, liberalna, miała być
tym cementem, który przeszkodzić miał chwianiu się sufitu nad głową i posadzki pod noga-
mi.
Na południu Francji wrzała wojna domowa; posłów jego, z wiadomościami o ponownym
panowaniu i aspiracjach pokojowych, monarchowie europejscy kazali zatrzymać na grani-
cach; nawet korespondencję prywatną i dzienniki francuskie zatrzymano. Cesarstwo Napole-
ona stało się obozem zadżumionych, za kordonem; cesarz, „j a k o w r ó g i w i c h r z y c i e l
p o k o ju ś w i a t o w e g o, p o d d a ł s i ę s a m z e m ś c i e i p o w i n i e n b y ł b y ć
ś c i g a n y m j a k z b r o d n i a r z”. Mąż arcyksiężniczki austriackiej, Marii Ludwiki,
był vogelfrei.
Gdy oficjalnych zawiadomicieli o panowaniu Napoleona Pierwszego nie przyjęto, ruszyli