Historia wymaga pasterzy, nie rzeźników.

Dochód państwowy nie pokrywał wydatków, gdyż deficyt
szedł na pokrycie utrzymania armii zagranicznej; chan krymski gotował się do inwa-
zji w granice rosyjskie; w całych okręgach i powiatach szerzyły się bunty chłopskie, a
siła wojskowa komend prowincjonalnych nie była w stanie ich uśmierzyć. Wojska
krajowe miały iść do Holsztynu. Cesarz Piotr Trzeci głośno wyjawiał zamiar areszto-
wania swej małżonki i osadzenia jej w klasztorze – wydawał ukazy najdziwaczniej-
sze, jak ów do Synodu, z wiosny 1762 roku, wprowadzający za jednym zamachem
tolerancję religijną wszelkich wyznań oraz tolerancję cudzołóstwa – kasujący posty i
zaliczający chłopów pańszczyźnianych klasztornych na rzecz prywatnej własności
monarchy – uczestniczył w poświęceniu kaplicy luterańskiej w Oranienbaum i roz-
dawał wszystkim obecnym modlitewniki protestanckie. Pomimo – ciągnął Rozłucki –
wprowadzenia dwu edyktów, jak zniesienie tajnej kancelarii i zezwolenie na wyjazd
za granicę dla szlachty, Piotr Trzeci był znienawidzony przez ogół rosyjski.
Następnie skreślił dzieje siedmiu dni od chwili wyjazdu Aleksego Orłowa i Wasyla
Bibikowa z Petersburga do Peterhofu, ażeby przywieźć Katarzynę do stolicy i ogłosić
cesarzową – dzieje ucieczki Piotra Trzeciego do Kronsztadu, dzieje jego upadku na
duchu – aż do szóstego lipca, czyli do dnia nagłej śmierci cesarza w zamku Ropszy.
20
Narrator miał zamiar przytoczyć osnowę listu Aleksego Orłowa do cesarzowej, li-
stu zawiadamiającego o śmierci monarchy. W owej chwili był zupełnie spokojny.
Miał w sobie zimną pewność i zwycięską nieustraszoność. Od niechcenia spojrzał na
wielkiego księcia i powiódł oczyma po linii generałów. Palce suchych rąk księcia
błądziły po papierze, oczy były złowieszczo mgliste. Generałowie, zdawało się, z
zimną gotowością oczekiwali na jakiś rozkaz. Rozłucki uczuł w tej minucie rozkosz
szczególnie przejmującą. Osiągnął swój cel. Wiedział teraz, że naciągnął łuk do ostat-
niej linii. Należało teraz wypuścić strzałę. Był pewny, że jeśli w tejże chwili, natych-
miast nie wypuści swego pocisku, łuk pęknie. Zebrał myśli, skupił je i złożył wszyst-
kie na cięciwie jakoby pierzastą strzałę.
– Proszę się streszczać... – rzekł nagle sztab-oficer głosem suchym, chrapliwym z
rozpaczy, usiłując ratować sytuację, siebie i tego szalonego wychowańca.
Rozłucki z głębokim uszanowaniem i posłuszeństwem zwrócił głowę w stronę
„ukochanego zwierzchnika”. Począł mówić natychmiast z entuzjazmem i brawurą,
jakby wylewając ogrom wdzięczności i uniesienia – o wielkich pochodach i pracach
Aleksandra Suworowa. Miał w sobie teraz łatwe uczucie, jakby z rozwianym włosem,
wielkimi krokami schodził z wysokiej góry. Umiał na pamięć jak pacierz wszystkie
tytuły księcia Italijskiego, hrabiego Rzymskiego, generalissimusa wojsk rosyjskich,
wielkiego Aleksandra Wasiliewicza. Wyliczył z pamięci wszystkie jego ordery, szar-
fy, wstęgi, brylantowe kity, złote szpady obsypane brylantami i wymieniał w lot, co
za jaką sprawę przypadło. Zaczął opiewać epos suworowskie od tegoż roku 1762, ro-
ku przewrotu, kiedy późniejszy feldmarszałek i generalissimus był dowódcą suzdal-
skiego pułku. Nad początkową jego działalnością nie rozwodził się zbytnio. Szcze-
gółowiej przedstawił wypadki, które nastąpiły w jakie sześć lat po wojnie siedmiolet-
niej, gdy Suworow jako brygadier wyruszył w stronę Polski. Opisał tedy z należnym
uniesieniem, jak to przez zamarzłe rzeki, przez błota, lasy, w ciągu miesiąca brygada
suworowska przebyła tysiąc wiorst z Orszy do Mińska, z Mińska do Warszawy – jak
to ją dowódca w marszu uczył strzelać, bić się na bagnety, zdobywać fortalicje. Z
wojenną dokładnością uwidocznił porażkę Pułaskich na Litwie, późniejsze czyny w
Polsce po przejściu Wisły, a więc w roku 1770 rozpędzenie „szajek” Moszyńskiego
pod Klimontowem i Opatowem, zdobycie Lanckorony, Kraśnika, wreszcie obsadze-
nie zamku w Krakowie – porażkę Pułaskiego pod Zamościem, Nowickiego pod Kra-
snymstawem – w końcu bitwę pod Stołowiczami, gdzie pokonany został hetman
Ogiński. Następnie zobrazowane zostało oblężenie Krakowa, zdobycie i wysadzenie
w powietrze forteczki w Zatorze...
Wielki książę z uwagą, generałowie z namaszczeniem wsłuchiwali się w opowieść
o czynach wielkiego wodza Rosji w Krymie, w Turcji, nad Wołgą czasu pojmania
Pugaczowa. Wszystko opowiedziane było z niezwykłą precyzją i ścisłością wojsko-
znawczą. Doprowadziwszy swą opowieść do Kościuszkowskiego „buntu”, Rozłucki
sprecyzował czynności Fersena i Suworowa, wystawił doskonale bitwę maciejowicką,
a po połączeniu się wojsk rosyjskich w Stanisławowie, okrutną polską porażkę pod
Kobyłką – wreszcie oblężenie Pragi.
Grzmiały w jego relacji działa – osiemdziesiąt sześć rosyjskich i sto cztery polskie
w czasie tygodnia oblężniczego. Oto nastąpił szturm. Sześć tysięcy obrońców padło
trupem. Oto ludność rzuciła się ku Wiśle, ażeby ją przebyć po moście pontonowym.
Most się ugina pod ciężarem. Dwa tysiące ludzi idzie na dno. Osiem tysięcy w nie-
wolę...
Rozłucki opowiadał głosem, który drgał od tryumfu – jak wódz nazajutrz wjeżdżał
na koniu w zwykłym mundurze, bez żadnej z tylu swych ozdób.
21
Na brzegu Wisły witają go przedstawiciele narodu chlebem i solą. Podają mu klu-
cze od miasta – i od Polski. Suworow całuje ich, podnosi ręce do nieba i rzecze: – O
Boże, dziękuję ci, że te klucze nie tak drogo mi się dostały, jak...
Tu łzy przerywają jego mowę...

Podstrony