Nie dokonasz skoku, nawet nie próbuj. A gdyby nawet ci się udało, wiedz, że moi Dearg Ruadhri, Czerwoni Jeźdźcy zdołają doścignąć cię nawet w otchłani czasów i miejsc.
Nie bardzo rozumiała, o co mu szło. Ale zastanowiło ją, że Avallac'h nachmurzył się nagle i zmarszczył, najwyraźniej niezadowolony z przemowy Eredina. Tak, jakby Eredin powiedział za dużo.
- Chodźmy - powiedział. Pozwól, Zireael. Oddamy cię teraz w ręce pań. Trzeba, byś wyglądała pięknie. Pierwsze wrażenie jest najważniejsze.
* * *
Serce łomotało jej w piersi, krew szumiała w skroniach, ręce trząsły się odrobinę.
Opanowała je, zaciskając pięści. Uspokoiła się za pomocą wolnych wdechów i wydechów.
Rozluźniła ramiona, poruszyła zesztywniałym ze zdenerwowania karkiem.
Jeszcze raz przejrzała się w wielkim zwierciadle. Widok raczej nie zadowalał. Wilgotne jeszcze po kąpieli włosy miała przystrzyżone i sczesane tak, by choć trochę zakrywały bliznę.
Makijaż ładnie podkreślał jej oczy i usta, nieźle prezentowały się też rozcięta do pół uda srebrnoszara spódnica, czarna kamizelka i cieniuteńka bluzka z perłowej krepy. Całość interesująco akcentował jedwabny fular na szyi.
Ciri poprawiła i wyrównała fular, po czym sięgnęła między uda, poprawiła tam, co należało. A miała pod spódnicą rzeczy iście zdumiewające - majteczki delikatne jak pajęczynka i prawie sięgające majteczek pończoszki, w sposób niewiarygodny trzymające się ud bez podwiązek.
Sięgnęła do klamki. Z wahaniem, jak gdyby nie była to klamka, lecz śpiąca kobra.
Pest, pomyślała odruchowo po elfiemu, stawiam czoło mężczyznom z mieczami. Stawię jednemu z...
Zamknęła oczy, westchnęła. I weszła do komnaty.
W środku nie było nikogo. Na malachitowym stole leżała księga, stara karafka. Na ścianach były dziwne reliefy i płaskorzeżby, udrapowane kotary, kwietne arrasy. W kącie stał
posÄ…g.
A w drugim kącie łoże z baldachimem. Serce znowu zaczęło walić. Przełknęła ślinę.
Kątem oka dostrzegła ruch. Nie w komnacie. Na tarasie.
Siedział tam, odwrócony do niej półprofilem.
Choć już trochę nauczone, że wśród elfów nic nie wygląda tak, jak przywykła myśleć, Ciri przeżyła lekki szok. Przez cały czas, gdy mowa była o królu, nie wiedzieć czemu miała przed oczami Ervylla z Verden, którego synową o mały włos kiedyś nie została. Myśląc o królu, widziała unieruchomionego przez zwały tłuszczu, zionącego cebulą i piwem grubasa z czerwonym nosem i przekrwionymi oczyma widocznymi znad niechlujnej brody.
Dzierżącego berło i jabłko w opuchniętych i upstrzonych brunatnymi plamami dłoniach.
A przy balustradzie tarasu siedział zupełnie inny król.
Był bardzo szczupły, a widać tez było, że jest bardzo wysoki. Miał włosy popielate jak jej własne, mocno przetykane bielutkimi pasmami, długie, opadające na ramiona i plecy.
Ustrojony był w czarny aksamitny kubrak. Nosił typowe elfie buty, z licznymi klamerkami na całej długości cholewki. Dłonie miał wąskie, białe, o długich palcach.
Zajęty był puszczaniem baniek. Trzymał miseczkę z mydłem i słomkę, w którą co i rusz dmuchał, a opalizujące tęczowo bańki płynęły w dół ku rzece.
Chrząknęła cicho.
Król Olch odwrócił głowę. Ciri nie opanowała westchnienia. Jego oczy były
niesamowite. Jasne jak roztopiony ołów, bezdenne. I pełne nie wyobrażalnego smutku.
- Jaskółka - powiedział. Zireael. Dziękuję, że zechciałaś przyjść.
Przełknęła ślinę, zupełnie nie wiedząc, co powiedzieć. Auberon Muircetach przyłożył
słomkę do ust i posłał w przestworza kolejną bańkę.
By opanować drżenie rąk, splotła je, wyłamała palce. Potem nerwowo przeczesała włosy.
Elf pozornie poświęcał uwagę wyłącznie bańkom.
JesteÅ› zdenerwowana?
- Nie - skłamała butnie. - Nie jestem.
- Spieszysz siÄ™ dokÄ…dÅ›?
- A i owszem.