On pierwszy użył słowa „współczucie” rozumiejąc je dokładnie tak, jak ja w 9.1.1. Ale znów „gabinetowość” zgorzkniałego gdańszczanina, który tę piękną ludzką cechę przypisał wszystkim! Święta naiwności! Czyż nie słyszał o zimnych draniach, co mają serca jak wosk na widok cierpienia... zwierząt! – a nieczułe jak stal, gdy widzą ludzkie cierpienie? Hitler podobno płakał, kiedy zdechł mu kanarek, za swoją Blondi oddałby szwadron żołnierzy, natomiast niepotrzebna śmierć obrońców Berlina i Wrocławia nie robiła na nim wrażenia.
Feuerbach. „Der Mensch ist, was er isst”. Z tym się zgadzam. Ale z tym, że ludzie mają iść za swoimi skłonnościami, byle tylko za wszystkimi, a wtenczas życie będzie moralne... Kpi czy szuka naiwnych? Czyżby rzeczywiście można polikwidować więzienia?
Były także propozycje etyk raczej szokujących – idea nadczłowieka (Nietzsche), idea wspomagania raczej silnych niż słabych (Herbert Spencer).
Spencer wyszedł w swoim filozofowaniu od analizy natury. Koniec XIX wieku szumiał ewolucjonizmem i krytyką chrześcijaństwa. Spencer pozostawał oczarowany darwinizmem, urzeczony ideą, że oto wyjaśniła się zagadka człowieka: jest on gatunkiem przyrodniczym, podobnie jak wszystko inne, podlega prawu walki o byt jak i pozostałe gatunki – to wydawało się satysfakcjonującym wyjaśnieniem. Człowiek jednakże różni się od zwierząt dwoma istotnymi cechami. Nie duszą – tej nigdy żaden anatom nie znalazł – tylko świadomością i zdolnością do współczucia. Te dwie cechy sprawiają, że człowiek kierując się w wielu sprawach instynktami, jak zwierzęta, może swoje postępowanie instynktowe modyfikować dzięki świadomości i specyficznej reakcji na cudze cierpienie, które nazywamy współczuciem. (Jest wielce prawdopodobne, że przynajmniej niektóre zwierzęta mają coś w rodzaju ludzkiego współczucia, ale nie posiadamy o tym wiedzy pewnej).
Na koniec trzeba wspomnieć o etyce katolickiej, która wypływa z dwu źródeł: a) z „objawienia”, b) z natury, co tu nazywane jest sumieniem. Co do „objawienia”... Wadą jego jest to, że Bóg nigdy nie objawia się ludziom, którzy mają jakieś społeczne uznanie i wiarygodność, tylko neurotykom, samotnikom i odmieńcom, którzy dopiero dzięki „objawieniom” stają się społecznie znani. Nie objawia się również Pan Bóg przy świadkach. Trochę dziwne. (Mówię o ludziach „nawiedzonych”. Jeśli chodzi o Jezusa, to też otoczył się tylko biedakami i analfabetami. Ci znani i uznani skazali Go na śmierć. I ważne przypomnienie: Jezus nigdy wyraźnie nie powiedział „jestem Bogiem”. Wtedy ukamienowaliby Go natychmiast. Bogiem został dopiero po śmierci).
Sumienie. Byłoby cudownie, gdyby je rzeczywiście mieli wszyscy ludzie, ale, niestety, tak nie jest.
Przysiadłem się w knajpie do mojego dawnego pracownika, który siedział z jakimś swoim znajomym, wymokniętym brzydalem z pryszczem na nosie. Wysłuchuję następującej opowieści: Brzydal wraz z kolegą zaprosił dwie młode dziewczynki, uczennice, do hotelu w S., zwabione w ten sposób, że dali im ładne suknie i pierścionki. Po seksualnym wykorzystaniu ich kazali im to oddać, bo „artystki po występach zdejmują rekwizyty” – delektował się brzydal swoją opowieścią. Prawdopodobnie także moją dezaprobującą miną... No cóż, nie dałem mu w mordę, bo to nie była scena z amerykańskiego filmu, tylko najprawdziwsza rzeczywistość. Czy ten brzydal miał sumienie? Na to odpowiem w następnym liście.
Człowiek jest zwierzęciem, ale zwierzęciem skomplikowanym. Zwierzęta mają swoją „etykę” w instynktach. Zasady fair play, jakie stosują w walkach rywalizacyjnych, mogą nas zachwycać. Ludzie także prowadzą walki rywalizacyjne, ale etyka tych walk bywa bardzo różna. Człowiek walcząc z innym o jakieś dobro (w interesach, nie w sporcie) może rozegrać swoją walkę fair kierując się dwiema dyrektywami: 1) współczuciem, które nie pozwoli mu znęcać się nad przeciwnikiem, gdy ten jest już pokonany; 2) różnymi zasadami wymyślonymi przez intelekt. Mogą one wyglądać bardzo rozmaicie. Może to być pojęcie honoru, obowiązku, albo też szczególny produkt umysłu ludzkiego – pojęcie sprawiedliwości. Niestety, ten swoisty nadmiar mechanizmów motywacyjnych nie czyni człowieka szczęśliwszym od zwierząt. Idea sprawiedliwości to produkt ludzkiego umysłu, który może mu przynosić zaszczyt. Cóż z tego, skoro na drodze do sprawiedliwości popełniono tyle... niesprawiedliwości! Poza tym: samo rozstrzygnięcie, co jest sprawiedliwe, a co nie, okazuje się sprawą beznadziejną. Komunizm chciał postąpić odwrotnie, niż to sugerowała etyka Spencera – zmierzał do osiągnięcia sprawiedliwości przez zabranie bogatym i danie biednym. Ponieważ jednak bieda jest sprzęgnięta z małymi zdolnościami, a bogactwo z dużymi, sprawiedliwość w postaci równej biedy trwała krótko. Wnet dało znać o sobie niesprawiedliwe, niejednakowe utalentowanie. Znów byli biedni i bogaci. Ci, którzy okazali się lepiej przystosowani do ustroju komunistycznego – amoralni mętniacy – byli bogaci, a wielu zdolnych, ale prawych ludzi stało w kolejkach. Uzasadniało to następną rewolucję. Sprawiedliwość rozumiana jako urawniłowka nie zapewnia żadnego rozwiązania.
Człowiek jest potencjalnie bardziej predestynowany do zadowolenia z egzystencji (by nie używać słowa „szczęście”) niż zwierzęta. Inteligencja pozwala mu uniezależnić się od środowiska – może na przykład mieć cały rok jednakową temperaturę – a współczucie właśnie, czyli altruizm, umożliwia etykę spolegliwego opiekuństwa i stworzenie państwa opiekuńczego, co jest optymalnym wyjściem z faktu niejednakowego utalentowania. W państwie opiekuńczym bardziej uzdolnieni godzą się oddawać część swych profitów dla tych, których natura obdarzyła mniej szczodrze.
9.2. Nowe przykazanie miłości
„Choćbym mówił językami ludzi i aniołów,
a miłości bym nie miał,
byłbym tylko spiżem dźwięczącym
lub cymbałem brzmiącym.
I chćbym miał dar proroctwa,
i znał wszystkie tajemnice,
i umiejętność wszelką,
i choćbym miał wszystką wiarę,
tak iżbym góry przenosił,
a miłości bym nie miał:
niczym jestem” (I Kor, XIII, 1–2).
I jeszcze: „Jeśli Cię kto uderzy w policzek, nadstaw mu i drugi” (Łk VI, 29).
A także Lwa Tołstoja etyka „niesprzeciwiania się złu”.